Vetulani: Serce rośnie, gdy patrzy się na roześmianych seniorów

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Banaś
Maria Mazurek

Vetulani: Serce rośnie, gdy patrzy się na roześmianych seniorów

Maria Mazurek

81-letni neurobiolog (wciąż pracujący), profesor Jerzy Vetulani: Sztuka polega na tym, żeby zostać cieszącym się życiem starcem, a nie staruszkiem, który tylko czeka na śmierć. Opowiada o tym, jak opóźnić procesy starzenia się mózgu (głodówka, czerwone wino, rozwiązywanie krzyżówek) i jak na stare lata mądrze czerpać ze zgromadzonego doświadczenia

„Wesołe jest życie staruszka” - śpiewał Wiesław Michnikowski. Miał rację?

Ja bym powiedział, że wesołe jest życie starca, a nie staruszka. Cała sztuka polega na tym, żeby stać się starcem, a nie jojczącym, stetryczałym staruszkiem.

Jaka jest różnica?

Staruszek biernie poddaje się biologii. A ta niestety nie jest po naszej stronie: w mózgu dochodzi do procesów neurodegeneracyjnych, tracimy wigor, lotność, wolniej kojarzymy, dodatkowo starzeją nam się wszystkie organy, tracimy odporność. Jeśli się temu poddamy, zostaje odwrócić się głową do ściany i czekać, aż się umrze. A wtedy najpewniej umrze się prędko - badania wskazują, że podejście do życia ma znaczący wpływ na jego długość. Najlepszym dowodem na to jest smutna statystyka: śmiertelność bardzo gwałtownie wzrasta u mężczyzn przechodzących na emeryturę. Bo przestają się czuć potrzebni, uważają, że już nic ciekawego w ich życiu się nie wydarzy. Mądry starzec jednak potrafi w jesieni swojego życia wykorzystać plusy tego okresu: zdobytą wiedzę, doświadczenie. Ma w sobie pasję i chce mu się żyć. Jest i czuje się potrzebny. Ja się czuję.

Panu jest łatwiej, bo tysiące osób przychodzi na pana wykłady, czyta pana książki, interesują się panem dziennikarze…

Gdybym umarł w wieku 75 lat, jak mój ojciec (a przecież to nie jest znowu taki młody wiek na umieranie), pozostałbym znany tylko w kręgu naukowców. Moja kariera, powiedzmy, medialno-popularyzatorska, zaczęła się dopiero później, choć oczywiście pracowałem na ten status, jako naukowiec, całe swoje życie.

Natomiast działalność taka, jaką ja uprawiam, jest tylko jedną z opcji fajnej starości. Tak samo potrzebni i spełnieni mogą czuć się również ci, którzy chodzą na uniwersytety trzeciego wieku, na różne zajęcia dla seniorów, którzy prowadzą życie towarzyskie - a to wyjdą z kolegami zagrać w szachy, a to pójdą na grzyby. Potrzebne są też babcie, służące dobrą radą, przepisem, takie, które zajmą się wnukami, przyrządzą herbatę z sokiem malinowym. To wcale nie musi być babcia w typie intelektualistki, ważne, żeby potrafiła dzielić się tym, co ma fajnego.

Pan powiedział: biologia nie jest po naszej stronie. Czyli jak konkretnie wyglądają te procesy starzenia się?

Spada liczba włókien kolagenowych w skórze, więc ta traci jędrność, pokrywa się zmarszczkami, plamami pigmentacyjnymi. Spada metabolizm, zaczynają się problemy z krążeniem, organy wewnętrzne „zużywają się”. Spada odporność i systemy zapobiegania nowotworzeniu. Najbardziej dotkliwe jest jednak to, co dzieje się w naszym mózgu, bo to nasz najważniejszy organ.

Spada w nim liczba komórek nerwowych?

Neuronów z założenia mamy coraz mniej, bo one praktycznie się nie odnawiają: powoli umierają i nie są zastępowane nowymi. Jedynym miejscem w mózgu, gdzie powstają nowe komórki nerwowe, jest kora węchowa i odpowiedzialny za nastrój i pamięć hipokamp. Ale nie tyle spadek liczby neuronów jest największym problemem, jak to, co się z nimi dzieje. Neurony na starość stają się mniejsze, tracą wypustki i coraz trudniej odbywa się komunikacja między nimi. Do tego dochodzi szereg procesów biochemicznych, zmienia się wydzielanie neuro-przekaźników. Spada na przykład poziom serotoniny, bardzo ważnego neuro-przekaźnika, który odpowiada za dobry humor, poczucie zadowolenia, spełnienia. Starzy ludzie często bywają więc złośliwi, zgryźliwi, kłótliwi.

Ale nie wszyscy.

Kwestia genów i trybu życia. W ogóle można sobie zadać pytanie, dlaczego niektórzy starzeją się bardzo szybko - powiedzmy w wieku 60-70 lat są już staruszkami, a później przez wiele lat ta degrengolada postępuje, a inni do dziewięćdziesiątki czy dłużej zachowują fantastyczną formę, a potem nagle zaczynają chorować, sprawa trwa kilka tygodni i umierają?

No więc dlaczego?

Kwestia genów. Wiemy, że istnieje gen długowieczności, którego produktem jest białko sirtuina. I to się tyczy wszystkich organizmów, począwszy od drożdży, na człowieku kończąc. Sirtuina powoduje, że komórki nerwowe pracując, nie psują się. Dobra wiadomość jest taka, że sirtuinę można do działania pobudzać.

Jak?

Najlepiej… głodząc się. To nie żart. Profesor Jacek Kuźnicki w ramach „Programu Polskich Stulatków” zbadał osoby, które dożyły 100 lat. Okazało się, że wszyscy w swoim życiu przeżyli krótszy lub dłuższy okres głodu - a to byli zesłani do Kazachstanu, a to siedzieli w gułagu, w obozie koncentracyjnym lub po prostu w pewnym okresie żyli w skrajnej nędzy i nie mieli co jeść.

Ale dalej nie rozumiem, jak głód może wpływać na długowieczność.

Otóż sirtuina nigdy nie działa w pojedynkę. Musi być aktywowana przez koenzym NMN, z angielskiego nicotinamide mononucleotide. Sęk w tym, że ten koenzym w normalnych - czyli niegłodowych warunkach - całkowicie pochłania inne zadanie: przerabianie glukozy w energię. Jeśli jednak tej glukozy przez jakiś czas sobie nie zapewniamy, koenzym „dostaje wypowiedzenie” i zaczyna szukać innej pracy, zastępczej. Zaczyna się zajmować aktywowaniem sirtuiny. A ona sprawia, że nasze komórki wolniej się zużywają.

Nawet za cenę dożycia setki chyba wolałabym nie przeżywać prawdziwego głodu.

Prawdziwego? Bez przesady. Wystarczy ustalić sobie, że w jeden dzień tygodnia - powiedzmy, że w poniedziałki, bo poniedziałków i tak nikt nie lubi - możemy pić tylko wodę. Albo każdy miesiąc zaczynać od dwóch czy trzech dni głodówki. Zasada „jem regularnie, ale mniej” jednak w tym przypadku się nie sprawdzi. Musi być głodówka i koniec. Ale hamować proces starzenia możemy również pijąc czerwone wino, do którego produkcji używa się skórek winogron. A skórki winogron zawierają resweratrol, substancję przeciwgrzybiczą, która również pobudza sirtuinę. Podobny, choć nieco słabszy efekt, powinno przynieść wzbogacenie diety ciemnymi owocami: porzeczkami, jagodami, ostrężynami.

Jak jeszcze możemy zahamować procesy starzenia?

Przez wysiłek fizyczny. Umiarkowany wysiłek - szybki spacer, wyjście na basen, jakiś aerobic - sprawia, że wzrasta poziom BDNF, białka należącego do czynników wzrostu nerwów. BDNF sprawia natomiast, że nasz mózg funkcjonuje prawi-dłowo. Zbawienny wpływ na hipokamp - część mózgu, która, jak wspominałem, odpowiada za dobry nastrój i pamięć - ma również wysiłek intelektualny. Główkowanie, dyskutowanie, rozwiązywanie krzyżówek, podejmowanie wyzwań intelektualnych nie tylko zapewnia nam dłuższą sprawność intelektualną, ale również chroni - szczególnie kobiety - przed chorobą Alzheimera.

Która jest coraz częstszym problemem, bo coraz dłużej żyjemy…

Żyjemy coraz dłużej, bo zlikwidowaliśmy - lub przynajmniej mocno ograniczyliśmy - przyczyny przedwczesnych zgonów: zakażenia, niedożywienie (co innego okresy głodówki, a co innego permanentne niedostarczenie sobie niezbędnych wartości odżywczych!), nawet z chorobami krążenia radzimy sobie coraz lepiej.

Dłużej żyją ci, którzy czują się potrzebni. Mają pasję albo biorą czynny udział w wychowaniu swoich wnuków

Nie jest natomiast do końca prawdą, że człowiek nigdy nie żył tak długo, jak teraz. Ludzie w antycznej Grecji dożywali średnio 70 lat - to przewidywana długość życia jeszcze z końca ubiegłego stulecia. Ale starożytni Grecy, na przykład z czasów Sokratesa, mieli wyjątkowo korzystne warunki do życia: basen Morza Śródziemnego charakteryzuje się łagodnym klimatem, brakiem mroźnych zim. Ze źródeł wiemy, że starożytni Grecy jedli zdrowo i niewiele. Nie przemęczali się, bo mieli niewolników. Nic więc dziwnego że Demokryt żył prawie 100 lat. I nie był wcale odosobnionym przypadkiem.

A czy istnieje jakaś biologiczna granica wieku, którego może dożyć człowiek?

Opisany w Księdze Rodzaju Matu-zalem żył ponoć 969 lat. Ale po potopie Bóg wkurzył się i stwierdził, że nie będzie męczył się z ludźmi dłużej niż 120 lat.

Poważnie pytam.

Ja poważnie odpowiadam: wydaje się, że ta granica, o której mowa jest w Biblii - 120 lat - jest rzeczywiście biologiczną granicą przeżywalności. W tej chwili „rekord” najdłuższego życia - mówię o potwierdzonych informacjach - wynosi 123,5 roku. Jest więc bardzo bliski temu, co jest opisane w Księdze Rodzaju. Dane wskazują, że mamy - nawet w Polsce - całkiem sporo stulatków. Superstulatków - czyli tych, którzy skończyli 110 lat - jest już znacznie mniej.

Ważne jednak, żeby za długowiecznością szła jakość życia seniorów.

A jak ją pan, jeśli chodzi o Polskę, ocenia?

Odpowiem tak: jest lepiej. Bardzo się cieszę, że w coraz większej liczbie miejscowości - i to niekoniecznie w dużych metropoliach - prowadzone są różne zajęcia dla seniorów, kluby dyskusyjne, że ci ludzie mają po co wyjść z domu, mają się z kim spotkać, porozmawiać. Największym „prezentem” dla seniorów było wprowadzenie darmowej komunikacji. To najlepsze, co polska władza zrobiła dla starszych ludzi. Wreszcie mogą pojechać do parku, do galerii, do przyjaciółki. Bo dla nich cztery złote to jednak czasem jest zbyt duży wydatek.

Ale w tym miejscu przechodzimy do przykrej rzeczy: skromne emerytury, często w większości pozostawiane w aptekach, odbierają tysiącom polskich emerytów radość życia, szansę na normalność, nawet godność. Mam nadzieję, że to będzie się zmieniać. Bo gdy patrzy się na roześmianych, plotkujących w kawiarniach starców w Holandii czy we Francji, serce rośnie. Przed Polską jeszcze długa droga. No i chciałbym, żeby seniorzy zaczęli się cieszyć seksem. Bo wprowadzenie do obrotu viagry i jej podobnych leków naprawdę otworzyło przed seniorami możliwości radosnych przygód w łóżku. Jest tylko jeden warunek: trzeba chcieć. Bo z „móc” już nie ma większego problemu.

Co dla pana, osobiście, jest najfajniejsze w starości?

Bycie dziadkiem. Udział w wychowaniu - już na spokojnie, bez tego spięcia młodych rodziców, z większym spokojem i dystansem - młodych ludzi, kształtowanie ich, przekazywanie im wiedzy. To największa radość starszego czło-wieka.

Pan w ogóle lubi obcować z młodymi ludźmi.

Z kobietami szczególnie… A tak serio: młodzi ze starymi świetnie się uzupełniają, z czego czasem nie zdaje sobie sprawy ani jedna, ani druga strona. Tymczasem u starców, owszem, spada szybkość percepcji, mogą gubić się w nadmiarze informacji, mieć problem z nowymi technologiami. Czyli mają niższą, w porównaniu z młodymi, inteligencję płynną. Wyższa u nich jest natomiast tak zwana inteligencja skrystalizowana, która bazuje na zgromadzonej wiedzy. Stary grzybiarz zbierze w lesie więcej grzybów, choć wolniej chodzi i słabiej widzi. Ale doświadczenie, to, że tych grzybów zebrał w życiu już setki tysięcy, jest cenniejsze. Poza tym starsi ludzie naprawdę mogą służyć swoim wnukom dobrą radą, jeśli chodzi o szeroko pojęte sprawy ludzkie. Mają większą intuicję, bo ten przebłysk podświadomości zależy od mnogości ich przeżyć.

Czyli jak babcia mówi: „uważaj na tę koleżankę” albo „to nie jest chłopak dla ciebie”…

To dobrze wtedy babci posłuchać.

Maria Mazurek

Jestem dziennikarzem i redaktorem Gazety Krakowskiej; odpowiadam za piątkowe, magazynowe wydanie Gazety Krakowskiej. Moją ulubioną formą jest wywiad, a tematyką: nauka, medycyna, życie społeczne. Jestem współautorką siedmiu książek, w tym czterech napisanych wspólnie z neurobiologiem, prof. Jerzym Vetulanim (m.in. "Neuroertyka" i "Sen Alicji"), kolejne powstały z informatykiem, prof. Ryszardem Tadeusiewiczem i psychiatrą, prof. Dominiką Dudek. Moją pasją jest łucznictwo konne, jestem właścicielką najfajniejszego konia na świecie.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.