Dali się omotać mongolskiej szamance. Teraz mają długi

Czytaj dalej
Sławomir Bromboszcz

Dali się omotać mongolskiej szamance. Teraz mają długi

Sławomir Bromboszcz

Mongolska szamanka, nazywana Ganduszką, tak zbałamuciła małżeństwo z Grojca (gm. Oświęcim), Barbarę i Wiesława, że ci zapożyczyli się w banku, by dać jej pieniądze na otworzenie gabinetu medycyny Dalekiego Wschodu. Gdy zaczęli upominać się o zwrot długu, kobieta zniknęła.

Prokuratura Rejonowa w Oświęcimiu nie widzi w tym przestępstwa, choć Ganduszka podpisała oświadczenie, że jest winna małżeństwu pieniądze. Osób oszukanych w podobny sposób jest więcej.

- Dziś nie potrafimy zrozumieć, jak daliśmy się tak owinąć wokół palca. Robiliśmy wszystko, co ona chciała - mówi teraz pani Barbara.

Jej ofiarą padła także Irena Polańska, która wynajmowała jej lokal w Rabce.

- Nie zapłaciła mi za wynajem. Sprawa trafiła do komornika, ale nie udało się odzyskać pieniędzy - mówi kobieta.

Ganduszkę o oszustwo oskarżają także inni ludzie z okolic Rabki. Zaciągali kredyty i przekazali jej pieniądze. Poza zapiskami w zeszytach, nie mieli na to jednak żadnych dowodów, dlatego prokuratura w Nowym Targu umorzyła to postępowanie.

Na odzyskanie pieniędzy wciąż liczy małżeństwo z Grojca. Sąd Rejonowy w Oświęcimiu po zażaleniu na decyzję prokuratury, nakazał jej dogłębniej przyjrzeć się sprawie. - Jeśli materiał dowodowy będzie obciążał kobietę, wówczas prokuratura postawi zarzuty i skieruje do sądu akt oskarżenia - zapewnia prokurator Mariusz Słomka.

***
Małżeństwo z Grojca (gm. Oświęcim), Barbara i Wiesław czują się oszukani. Prawie trzy lata temu przygarnęli pod własny dach i zaopiekowali się mongolską szamanką nazywaną Ganduszką. Tak ich omotała, że postanowili pomóc i dla niej zaciągnęli pożyczkę w banku. Pieniądze miały być na otwarcie nowego gabinetu w Rabce-Zdroju. Kobieta nadal nie oddała długu, a oświęcimska prokuratura twierdzi, że wcale nie musi tego robić!

Wystarczy zerknąć w lupę

Znachorkę poznali przypadkiem. Znajomi dali im ulotkę, w której zachwalała swoje usługi. W 2012 r. postanowili sprawdzić, czy faktycznie kobieta posiada niezwykłe zdolności. Twierdziła, że jest irydologiem i potrafi patrząc przez lupę w oko, zdiagnozować chorobę.

- Leczyła ziołami. Robiła też masaże. Były relaksujące, jednak wcale nie pomagały - wspomina pan Wiesław.

Kobieta obiecywała im, że w końcu poczują poprawę. Małżeństwo więc przez dwa lata jeździło do Kóz, gdzie wówczas swój gabinet miała Ganduszka. W tym czasie zaprzyjaźnili się z kobietą. Zwierzała im się ze swoich problemów. Twierdziła, że tamtejsi górale ją oszukują, dlatego chce się przeprowadzić. - Potrafi owinąć sobie człowieka wokół palca. Zaufaliśmy jej bezgranicznie - mówi teraz pani Barbara.

Zaprosili pod własny dach

Postanowili jej pomóc. Zaproponowali, że do czasu otwarcia nowego gabinetu może zamieszkać u nich w Grojcu.

Wstyd nam, że daliśmy tej szamance tak się oszukać - mówi pani Barbara

- Mówiła, że miesięcznie zarabia nawet 20-30 tys. zł. Wydawało się, że szybko otworzy nowy gabinet - wspomina Wiesław. Kobieta, gdy się przeprowadziła do Grojca, oznajmiła jednak, że nie posiada żadnych oszczędności. Poprosiła, by domownicy zapisywali sobie w zeszycie każdy wydatek związany z jej pobytem i zapewniała, że odda wszystko z nawiązką.

- Wierzyliśmy jej. Pomogliśmy jej też wyprostować wszystkie jej dokumenty, bo były nieważne - dodaje Barbara.

Ganduszka poprosiła także małżeństwo o pożyczenie pieniędzy na otwarcie nowego gabinetu w Rabce. Wydawała się być to dobra lokalizacja, jest tam dużo turystów i seniorów, którzy przyjeżdżają do sanatoriów. Poszli więc z kobietą do banku i zaciągnęli pożyczkę. Bankierka, widząc z nimi kobietę o orientalnej urodzie, opowiedziała im o grasujących oszustach. Nie posłuchali jednak i przekazali kobiecie pieniądze. Łącznie z wcześniejszymi pożyczkami to już było 30 tys. zł.

- Później spisaliśmy umowę, by mieć na to dowód. Miała nam oddać w dodatku 6 tys. zł odsetek. Umowę podbiła swoją pieczątką i podpisała - podkreśla Barbara pokazując dokument. Jak dodaje, znachorka nie pracowała, więc nie miała szans, by sama dostać kredyt w banku.

Później pomagali kobiecie w urządzeniu lokalu. Ganduszka działalność rozpoczęła w nim w lipcu 2014 r. W tygodniu tam pracowała i mieszkała, natomiast w weekendy wracała do Grojca. Po trzech miesiącach, na początku listopada, stwierdziła, że na zimę zamyka działalność, bo to „martwy sezon”. Wróciła do Grojca, zostawiając w Rabce długi.

- Nie zapłaciła mi za wynajem lokalu. Sprawa trafiła do komornika, ale nie udało się odzyskać pieniędzy - mówi Irena Polańska, która wynajmowała jej lokal. Na nic zdała się umowa, komornik umorzył sprawę. Kobieta tego nie rozumie.

- Przecież musiała mieć pieniądze. Przychodziło tam do niej sporo klientów - dodaje.

W styczniu 2015 r. wyemitowany został program „Sprawa dla reportera”, w którym kilkanaście osób z okolic Rabki oskarżało Ganduszkę o oszustwo. Ludzie zaciągali kredyty i przekazali pieniądze kobiecie. Nie mieli na to jednak żadnych dowodów, dlatego prokuratura w Nowym Targu umorzyła to postępowanie.

Ganduszka ciągle mieszkała w Grojcu, po obejrzeniu tego programu „podupadła” na zdrowiu. Wszystkie badania wyszły jednak dobrze.

- Jak zwykle okazało się, że oszukuje - mówi z goryczą pani Barbara. Małżeństwo nie chciało wyrzucać kobiety z domu. Starali się z mieć z nią dobre stosunki, bo wierzyli, że jednak odzyskają swoje pieniądze.

Znachorka za namową małżeństwa w maju 2015 r. postanowiła otworzyć nowy gabinet, tym razem w Bytomiu. Pomóc w tym miał jej poznany przez internet mężczyzna z Katowic. Przewieźli do nowego lokalu wyposażenie i czekali na spłatę długu. Tam interes jej nie wypalił.

- Ten znajomy, który jej pomagał finansowo, zobaczył, że nikt tam nie przychodzi i przestał dawać jej pieniądze - mówi pani Barbara. Ganduszka ponownie chciała wrócić do Grojca, jednak małżeństwo nie chciało już jej pomagać.

Nie było oszustwa?

Miarka się przebrała, gdy w czerwcu 2016 r. do Grojca w poszukiwaniu zameldowanej tam kobiety przyjechali śledczy z Nowego Targu.

- Powiedzieliśmy jej wtedy, że jeśli nie odda nam pieniędzy, to pójdziemy na policję. To jednak nie pomogło - wspomina pan Wiesław. W odpowiedzi otrzymali kilka SMS-ów, w których kobieta pisała, że chcą ją zniszczyć i to oni przez tę sprawę będą mieli więcej problemów.

Małżeństwo, zanim poszło na policję, skonsultowało się z trzema prawnikami. Jak twierdzą dla wszystkich wina Ganduszki była ewidentna. Poszli więc na komisariat policji złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. - Policjant, z którym rozmawiali, także mówił, że według niego doszło do wyłudzenia - zapewnia pan Wiesław.

Prokuratura w Oświęcimiu nie była natomiast przekonana o winie kobiety. Broniący ją adwokat zasugerował, że kobieta pod przymusem podpisała umowę. - Ciekawe skąd miała pieniądze na adwokata? - zastanawia się pani Barbara.

Prokurator umorzył sprawę, tłumacząc to brakiem dowodów dostatecznie potwierdzających popełnienie przestępstwa. Małżeństwo złożyło zażalenie do Sądu Rejonowego w Oświęcimiu. Sędzia w grudniu ub. roku nakazał prokuratorowi wykonanie dodatkowych czynności.

- Sprawa jest w toku. Jeśli materiał dowodowy będzie obciążał kobietę, wówczas prokuratura postawi zarzuty i skieruje do sądu akt oskarżenia- mówi Mariusz Słomka, zastępca prokuratora rejonowego w Oświęcimiu. W przeciwnym przypadku małżeństwu pozostanie samemu złożyć pozew do sądu, a to kosztuje.

Barbara i Wiesław wstydzą się tego, że zaufali Ganuszcze i dali się oszukać. Teraz jednak chcą przestrzec innych.

Sławomir Bromboszcz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.