Artur Drożdżak

Kochana żona, zdaniem sądu, musi opuścić męża. Na 3 lata

Kochana żona, zdaniem sądu, musi opuścić męża. Na 3 lata Fot. Robert Gąsiorek
Artur Drożdżak

Skierowała nóż w stronę męża, gdy ten za mocno skrytykował jej nową fryzurę. Sąd wymierzył jej karę więzienia i nakazał opuszczenie na 3 lata rodzinnego domu.

Ratownicy medyczni po telefonicznym zgłoszeniu pojawili się przed niedużym domem na obrzeżach Bochni i bez pukania weszli do środka. Wprawnymi ruchami przystąpili do udzielania pomocy 55-latkowi, który był blady i słabł w oczach. Nie chciał powiedzieć, skąd ma ranę klatki piersiowej i co chwilę spoglądał na żonę, która siedziała w fotelu i oglądała kolejny odcinek serialu „Ojciec Mateusz”.

Rana nie krwawiła, ale wymagała pilnej interwencji chirurga, dlatego Krzysztofa F. zabrano do szpitala.

Gdy jechali karetką na sygnale, nagle rozwiązał mu się język. Nie mówił jednak o przebiegu zajścia, a tylko z emocjami eksponował zalety wieloletniej, o rok młodszej partnerki. - Dobra, spokojna, życzliwa. Kobieta jak złoto - rozmarzył się.

Dzień po operacji został przesłuchany na oddziale ratunkowym i wówczas oświadczył, że nie życzy sobie ścigania Iwony w związku z jej zachowaniem. Usprawiedliwiał żonę i mówił, że nie miała zamiaru go zabić. Cios, owszem, zadała, bo chciała go postraszyć nożem. Tym, którym zwykle kroiła jego ulubiony sernik.

W starostwie powiedzieli, że przepisy się zmieni dalej

- Żona daje mi poczucie bezpieczeństwa i dostarcza istotnego wsparcia w codziennym życiu - jak mantrę powtarzał potem wbrew oczywistym faktom. Gdy został wypisany z placówki medycznej po dwóch tygodniach, wrócił do rodzinnego domu i miał nadzieję, że Iwona w dalszym ciągu będzie z nim mieszkała.

Nie wyobrażał sobie, by mogło być inaczej po 34 latach małżeństwa. Póki co nie było to możliwe, bo kobieta, podejrzana o próbę zabójstwa, była już w areszcie. Za to, co zrobiła, groziło jej dożywocie.

***

Poznali się, gdy Iwona miała 16 lat. Pierwsza miłość została kilka lat później przypieczętowana węzłem małżeńskim. Para doczekała się syna, który z czasem się usamodzielnił i wyprowadził z domu. Potem, prawie jak w bajce, można byłoby powiedzieć, że małżonkowie żyli długo i szczęśliwie. Ale okazało się, że w rzeczywistości nie jest tak idealnie.

Krzysztof już od dawna sięgał po alkohol i wtedy brał się do rękoczynów. Z tego powodu założono parze tzw. Niebieską Kartę dla ofiar przemocy. Korzystali też z finansowego wsparcia pomocy społecznej.

Relacje małżonków zaczęły się na tyle psuć, że dwa lata przed opisywanymi tu wydarzeniami zdecydowali o separacji. Dalej mieszkali ze sobą, bo jedno z nich nie miało się gdzie wyprowadzić. Czekali na przydział drugiego mieszkania.

Iwona leczyła się z depresji i także czasem nadużywała mocniejszych trunków. Gdy Krzysztof widział ją w takim stanie, poziom jego agresji wyraźnie wzrastał.

Gdy się nie kłócili, Iwona pomagała mężowi. Chorował na serce, więc przypominała mu o lekach, dbała o posiłki, zwracała uwagę, by się nie przemęczał.

Ale on w ostatnim czasie stracił pracę jako ochroniarz, więc nie miał oporów, by częściej zaglądać do kieliszka.

***

W kwietniowy poranek 2016 roku wyszedł na spacer z psem o godz. 6 i przy okazji odwiedził kolegę. Gdy wrócił do domu około 8, przyniósł ze sobą ćwiartkę wódki i 4 piwa. Wódkę sączył prosto z butelki i po chwili położył się spać. Obudził się około południa i wszczął awanturę z Iwoną, że wyszła z domu, gdy on smacznie chrapał. Była inaczej ubrana, gdy zasypiał i nie dał sobie wytłumaczyć, że szykowała się na południowy spacer z psem. Te jego sceny zazdrości powtarzały się w miarę regularnie. Taki rytuał.

„Niebieska Karta” - może zostać założona przez policję, Ośrodek Pomocy Społecznej, jak i Gminną Komisję Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Wypełnienie „Niebieskiej Karty” nie jest jednak równoznaczne ze złożeniem zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Nie stanowi podstawy do wszczęcia postępowania karnego. Jednak w przypadku złożenia zawiadomienia i wszczęcia postępowania może ona zostać wykorzystana jako dowód procesowy. Dokumentacja „Niebieskiej Karty” jest dla policji informacją, że w danej rodzinie dochodzi do przemocy. Dzielnicowy jest zobligowany do rozpoznania sytuacji i jej systematycznego monitorowania.

Usiedli na fotelach przy ławie, na której leżał nóż do krojenia ciasta: solidny, z czarną rączką, ząbkowane ostrze miało 20 cm długości. Krzysztofowi nie podobała się nowa fryzura Iwony. Zaczął żonę szarpać za włosy. Krzyczał przy tym, że „nie może patrzeć na jej kudły”.

***

W reakcji na zachowanie męża Iwona wzięła do ręki nóż i ostrzegła, że go użyje. Krzysztof się tym nie przejął i dalej ją lżył i poniewierał.

Pod wpływem silnych emocji Iwona zadała mu jeden cios, ale nie tak, by zabić. Wbiła nóż na 5 cm w klatkę piersiową Krzysztofa.

Zdziwił się, położył na łóżku i odpoczywał. Żona włączyła ulubiony serial i kątem oka obserwowała rozwój wydarzeń. Krzysztof wstał po 10 minutach i zadzwonił do siostry, by wezwała pogotowie. Po chwili przyjechała karetka, a za nią policja.

Przed prokuratorem Iwona F. przyznała się, że dźgnęła męża nożem, ale niechcący.

- Musiał się nadziać na ostrze - przekonywała. Mówiła, że ostrzegała Krzysztofa, gdy jej groził i szarpał: „przestań, bo się nadziejesz”. Trzymała wtedy nóż w ręce i musiał się nadziać, gdy ciągnął ją za włosy. To był przypadek i nie czuła, że ostrze się wbija w ciało męża. Krew zobaczyła dopiero podczas akcji ratunkowej.

***

Przed Sądem Okręgowym w Tarnowie nie przyznała się do próby zabójstwa męża. Twierdziła, że wzięła nóż do ręki, by Krzysztof się uspokoił.

Pokrzywdzony na sali rozpraw zmienił swoją relację dotyczącą przebiegu zdarzenia. W śledztwie opowiadał, że żona poszła do kuchni, zabrała nóż i z premedytacją zadała mu jeden cios w lewą stronę klatki piersiowej. Na rozprawie zaczął jej bronić.

- Było tak, jak to opisywała Iwona - przekonywał do wersji o przypadkowym nadzianiu się na ostrze. Rozbieżności w zeznaniach tłumaczył tym, że w tamtym czasie przeżywał trudny okres po stracie zatrudnienia. Poza tym w chwili zajścia miał ponad 3 promile alkoholu.

- W takim stanie to się ma różne zwidy i mogłem coś niemądrego powiedzieć przesłuchiwany w szpitalu przez policję - opowiadał. Nic nie mówił o szarpaniu i agresji wobec partnerki i bagatelizował ten wątek.

Funkcjonariusze na miejscu dramatu nie zbadali Krzysztofa F. alkomatem i do końca nie było wiadomo, jak bardzo był wówczas pijany. Nie dokonano także oględzin pokoju, miejsca zdarzenia i nie zabezpieczono wszystkich śladów. Wykonane zdjęcia były marnej jakości.

Krew, nóż i formę do sernika odkryto w kuchni, więc może tam rozegrały się wypadki? Tego nie udało się ustalić z uwagi na wady śledztwa. Sąd nie uwierzył w przypadkowy uraz i niezamierzone działanie Iwony F. Biegły stwierdził, że Krzysztof F. na pewno sam nie nadział się na nóż, bo uraz zadany był ludzką ręką. Syn małżonków zeznał, że od ojca wie, że matka go uderzyła nożem.

Zdaniem sądu, gdyby oskarżona chciała zabić męża, mogła ponowić zamach. Faktycznie jej celem było spowodowanie u niego obrażeń. Cios zadała z niedużą siłą. Impulsywnie dała w ten sposób wyraz niezadowoleniu na zaczepne i sprawiające przykrość działania męża, który krytykował jej fryzurę. Najpierw wypowiedziała groźbę, a potem ją zrealizowała, gdy mąż w dalszym ciągu zachowywał się niepoprawnie.

„To, w jaki sposób w tym krytycznym momencie Iwona F. potraktowała pokrzywdzonego, wynikało nie z faktu bycia złym człowiekiem (bo takiej tezy postawić nie sposób), a stanowiło konsekwencję dotychczasowych zachowań samego Krzysztofa F. i warunków współistnienia, jakie stworzył współmałżonce” - stwierdził sąd.

Jego zdaniem para tworzyła związek toksyczny i celem zapobieżenia kolejnym konfliktom należy izolować oskarżoną od ofiary przestępstwa. Dlatego na mocy wyroku, na 3 lata Iwona F. musi opuścić ich wspólny dom.

Ma też do odbycia rok i 5 miesięcy więzienia za uszkodzenie ciała męża. To orzeczenie jest prawomocne.

Artur Drożdżak

Dziennikarz zajmujący się sprawami sądowymi i prawnymi specjalizujący się w zagadnieniach karnych. Częsty uczestnik rozpraw w sądach na terenie całej Małopolski, głównie w Krakowie, Tarnowie i Nowym Sączu. Były wykładowca dziennikarstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Pedagogicznym i Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.