Monika Pawłowska

Oświęcim. Muzyka w takt wiertarek

Oświęcim. Muzyka w takt wiertarek
Monika Pawłowska

Państwowa Szkoła Muzyczna w Oświęcimiu po 40 latach od wybudowania przechodzi remont. Uczniowie uczą się na dwie zmiany w dwóch szkołach oddalonych od siebie kilkaset metrów.

Państwowa Szkoła Muzyczna I stopnia w Oświęcimiu (ul. Wysokie Brzegi) doczekała się remontu dzięki programowi „Kompleksowa modernizacja energetyczna wybranych państwowych placówek szkolnictwa artystycznego w Polsce”. Dostała osiem mln zł dofinansowania. Niestety, wiąże się to z dużymi problemami dla uczniów i ich rodziców. Całkowicie skończą się one dopiero w czerwcu przyszłego roku.

Prace z poślizgiem

Już są kute ściany i mury pod nowe instalacje: centralnego ogrzewania, elektyczną, wentylacją. Będą nowe okna, drzwi i dach. Przy okazji gruntowny remont przejdzie sala koncertowa, która bez modernizacji nie zostałaby już dopuszczona do użytkowania.

Inwestycję prowadzi Centrum Edukacji Artystycznej w Warszawie. Prace miały rozpocząć się w czerwcu, a ekipy budowalne weszły na teren placówki dopiero w połowie sierpnia. - W tej kwestii nie mamy nic do powiedzenia - mówi Celestyna Czarnynoga, dyrektor Państwowej Szkoły Muzycznej w Oświęcimiu. - Mam nadzieję, że zgodnie z planem 14 czerwca będzie po wszystkim - dodaje.

Mogliśmy się przeprowadzić, ale gdzie? Nie ma odpowiednich budynków w mieście

Najpilniejsze prace: wymiana instalacji centralnego ogrzewania oraz okien, powinna zakończyć się w październiku, tak aby po 1 listopada dzieci mogły wrócić do szkoły. Na razie, od początku roku szkolnego uczą się w Szkole Podstawowej nr 9 (ul. Budowlanych).

- Mogliśmy się przeprowadzić, ale gdzie? Nie ma odpowiednich budynków w mieście. Zresztą nie zabiegałam o to - wyznaje dyrektorka.

W „9” dzieci oprócz normalnych zajęć, czyli np. polskiego i matematyki, mają sale do zajęć ogólnych i muzycznych. - Do nas przychodzą na zajęcia indywidualne. Przyprowadzają je i odprowadzają nauczyciele muzyki - mówi pani dyrektor. Jej zdaniem, to było najlepsze rozwiązanie. Dzieci uczą się w normalnych warunkach, mają zapewnioną opiekę na świetlicy i ciepłe posiłki. A w szkole, która zamieniła się w jeden wielki plac budowy, serwowanie obiadów byłoby niemożliwe. - Nasi nauczyciele nie skarżą się, choć pracują od rana do wieczora - przekonuje Celestyna Czarnynoga.

Nauka na dwie zmiany

Rodzicom dzieci taka organizacja pracy wcale się nie podoba. O tym, że ich dzieci będą uczyć się na dwie zmiany dowiedzieli się w pierwszym dniu szkoły, 4 września.

- Musiałam zapisać syna na świetlicę, bo nie ma go kto przyprowadzić na 11.50 - mówi pani Agnieszka. Przez to jej dziecko jest w szkole od rana. - Wychodzi dopiero o 16.30 - dodaje.

Jedna z mam wypisała sobie urlopy na cały wrzesień na poniedziałki i czwartki, bo musi odprowadzać dziecko przed południem do szkoły. Jak mówi nie chciała posłać córki na świetlicę. Byłaby zbyt zmęczona taką ilością zajęć.

- My jesteśmy w tej dobrej sytuacji, że babcia zaprowadza nam dziecko na lekcje do jednej i drugiej szkoły. Bo tam przecież trzeba przejść przez dwa ruchliwe skrzyżowania - mówi z kolei pani Magdalena. - Ale jak inni rodzice zaciskamy zęby i czekamy. Pani dyrektor obiecała, że to sytuacja przejściowa - dodaje.

Rodzice nie wyobrażają sobie, by na dłuższą metę dzieci wracały do domu przed godz. 17, kiedy za oknem już ciemno. Przez to za odrabianie zadań domowych zabierają się ok. godz. 18.

Monika Pawłowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.