111 lat temu na oczach ludzi spalił się most nad Wartą
Jako pierwszy pożar zauważył pan Fink, właściciel apteki z Wału Okrężnego. Natychmiast powiadomił straż pożarną. Ale strażacy, choć zjawili się naprawdę szybko, wiele już nie zdziałali. Landsberski most płonął...
Był 1 lipca 1905 roku. Wczesny ranek. Kompletnie nic nie zwiastowało dramatu, jaki za chwilę miał nawiedzić Landsberg. Jeśli trzymać się ustaleń sprzed 111 lat, pożar mógł wzniecić przepływający statek parowy Friedrich, który miał mieć niesprawny iskrochron.
Niewykluczone (choć nie ustalono tego ze 100-procentową pewnością), że właśnie iskra z Friedricha poleciała na drewnianą przeprawę i to przez tę iskrę, która mogła być początkiem gigantycznego pożaru, chwilę później pan Fink z apteki alarmował już straż pożarną.
Aż posypały się szyby
Landsberski most, łączący obie strony miasta, był drewniany i leciwy. W 1905 roku liczył sobie już 40 lat, był podniszczony, więc władze miasta myślały o jego przebudowie. Ale nikt wówczas nie sądził, że z powodu pożaru przyjdzie się zmierzyć z taką wielką inwestycją tak szybko...
Bo na odbudowę czy remont zgliszcz nie było szans. Ogień błyskawicznie objął bowiem całą, 80-metrową konstrukcję i zniszczył ją na oczach mieszkańców, którzy obserwowali dramat z brzegów rzeki.
Tydzień później, 8 lipca, żołnierze wysadzili resztki, które oparły się żywiołowi. I wysadzili je tak skutecznie, że... obywatele zgłosili wiele szkód z tytułu wybuchu. Poleciały szyby w oknach, żyrandole, klosze, a drzwi wyskakiwały z zawiasów. Uszkodzenia zanotowano w mieszkaniach przy dzisiejszych ulicach: Wale Okrężnym i Przemysłowej z jednej strony oraz Wodnej, Mostowej, Nadbrzeżnej i Spichrzowej z drugiej. Nawet jedna osoba zginęła (patrz ramka).
Byle na drugą stronę
Największą szkodą były jednak nie wybite szyby, tylko gigantyczne problemy komunikacyjne. Owszem, co prawda już 1 lipca miasto dostało zgodę na przepuszczanie ludzi mostem kolejowym (pomogły w tym bardzo władze okręgowe kolei w Bydgoszczy), ale to nie rozwiązywało w wielkim stopniu kłopotu z codziennym ruchem między centrum a Zawarciem.
Miejscowy Urząd Wodno-Budowlany oddał na usługi mieszkańców statek Morstein (później wymienił go na Kronprinz), do pracy ruszyło też wojsko. Z miejscowości Spandau przyjechali saperzy, którzy zbudowali most pontonowy (na wysokości ul. Cichońskiego) oraz przygotowali prom, który pływał na wysokości obecnej ul. Szpitalnej.
Przeprawiania - od godziny 4.30 do 21 - pilnowali policjanci, który nadzorowa- li porządek. Bo nie wszyscy byli równi w pierwszeństwie przy przekraczaniu rzeki. Uprzywilejowane były pojazdy pocztowe - osobowe, które wiozły pasażerów mających w Landsbergu tylko przesiadkę.
Liczył się czas
A o tym, jak potrzebny był transport między brzegami, najlepiej świadczy fakt, że tylko do 5 lipca przewieziono 10 tysięcy ludzi i 312 pojazdów, w tym jeden orszak ślubny i jeden kondukt. I to wszystko - podkreślmy - zaledwie w pierwsze cztery dni od pożaru!
Miasto dało ludziom słowo, że nowy most będzie postawiony w trzy tygodnie. Termin ten od początku był jednak nierealny. Ostatecznie most odbudowano w drugiej połowie września. Kosztował (licząc z wydatkami na komunikację zastępczą) aż 126 000 marek. Ponieważ ubezpieczyciel za spaloną przeprawę wypłacił zaledwie 73 360 marek, to aż 43 tysiące trzeba było wyłożyć z budżetu Landsberga.
Nie taki tymczasowy
Żeby było szybciej i mimo wszystko taniej, nowa konstrukcja... też była drewniana. Ale władze od początku zapowiadały, że to rozwiązanie tymczasowe, na kilka lat. I znów były to założenia błędne. „Tymczasowy” most służył ludziom dobre 20 lat, aż do zbudowania mostu Gerloffa, który zaczęto użytkować dopiero jesienią 1926 roku.
Śrubą prosto w klatkę
Podczas wysadzania zgliszcz mostu zginęła jedna osoba. Był to mężczyzna, który zza otwartego okna gospody obserwował wyburzanie resztek przeprawy. Uderzyła go część śruby łączącej elementy wysadzanego mostu. Dostał w klatkę piersiową. Zginął na miejscu. Co ciekawe, miał przy sobie fałszywe dokumenty i skradzioną pieczątkę policyjną. Uznano go za włóczęgę.
Opracowanie na podstawie „Nadwarciańskiego Rocznika Historyczno-Archiwalnego” nr 13/2006; artykuł Stanisławy Janickiej „Pożar mostu na Warcie w 1905 r.”. Archiwum Państwowe w Gorzowie Wielkopolskim.