Do sądu trafił pozew turystki, która została ranna w czasie wypadku na Krupówkach 3 lata temu. Kobieta domaga się zadośćuczynienia od spółki Tesko, której samochód miał spłoszyć konia
Wraca sprawa wypadku, do jakiego doszło trzy lata temu na zakopiańskich Krupówkach. Jedna z turystek poturbowana przez dorożkę, którą ciągnął spłoszony koń, domaga się zadośćuczynienia za poniesione krzywdy. Chce 150 tys. zł. Sprawą zajmuje się sąd w Nowym Sączu.
Tragiczny wypadek
Sądowa batalia o 150 tys. zł dotyczy zdarzenia, do jakiego doszło niemal równo 3 lata temu (28 lutego 2014 roku). Wtedy jeden z koni stojących na postoju dorożek na Krupówkach nagle się spłoszył i popędził wzdłuż deptaka. 81-letni woźnica nie był w stanie zapanować nad zwierzęciem. Spadł z kozła, ale dalej trzymał lejce, gdy koń ciągnął go po deptaku. 81-latek uderzył głową w betonową podbudowę ulicznej latarni. Na skutek odniesionych rań woźnica zmarł po przewiezieniu do szpitala. Konia zatrzymali dopiero taksówkarze.
Policja, która badała sprawę, uznała, że konia spłoszył samochód służb miejskich, który rozwieszał flagi na latarniach. Auto w czasie cofania wydawało sygnały dźwiękowe, które miały wystraszyć konia.
Pięć miesięcy po wypadku prokuratura przedstawiła zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym 50-letniemu mieszkańcowi Witowa, który prowadził samochód. Groziło mu do 8 lat więzienia. Trzy dni po usłyszeniu zarzutów mężczyzna popełnił samobójstwo. Sprawa wypadku została przez prokuraturę umorzona.
Rozprawa w sądzie
To jednak nie zakończyło sprawy tragicznego wypadku, przez który nie żyją dwie osoby. Do wydziału cywilnego Sądu Okręgowego w Nowym Sączy wpłynął pozew o zadośćuczynienie. - Wniosła go kobieta, która, jak twierdzi, została poszkodowana w czasie tego wypadku - mówi Dominik Skoczeń, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Nowym Sączu.
Kobieta pochodzi z Warszawy i ma 22 lata. Wiadomo, że została ona poturbowana przez uciekającego w popłochu konia - przewróciła się i doznała rany otwartej podudzia i stłuczenia piszczeli.
Turystka domaga się 150 tys. zł zadośćuczynienia. - Jako podmiot odpowiedzialny za to zdarzenie wskazany został pracodawca osób wykonujących roboty w pobliżu postoju dorożek - wyjaśnia Dominik Skoczeń.
Chodzi o miejską komunalną spółkę Tesko, w której zatrudniony był nieżyjący już 50-letni góral z Witowa.
Kto spłoszył konia?
Spółka Tesko broni się. Chce przede wszystkim, by sąd - przy pomocy biegłych - ustalił, co było faktyczną przyczyną spłoszenia się konia.
- Gdy wypadek miał miejsce, na Krupówkach było bardzo dużo ludzi, ze względu na fakt, iż dzień ten przypadał w czasie trwania ferii zimowych województw dolnośląskiego, lubelskiego, opolskiego, zachodniopomorskiego, mazowieckiego i łódzkiego - mówi Monika Jaźwiec, prezes Tesko. - Dodatkowo ruch turystyczny był wzmożony, ponieważ 28 lutego przypadał w piątek, a więc rozpoczynał się weekend - podkreśla.
Dodaje, że w wielu miejscach na Krupówkach znajdowały się wtedy stoiska z tzw. diabełkami strzelającymi, petardami i plastikowymi trąbami.
- Wszystkie te urządzenia wywołują niewspółmiernie większy hałas niż sygnał dźwiękowy towarzyszący wycofywaniu samochodu należącego do naszej spółki i tym samym to one mogły spowodować spłoszenie zwierzęcia - zaznacza Jaźwiec.
Sprawa zadośćuczynienia w nowosądeckim sądzie szybko się nie skończy. Do tej pory w toku postępowania przesłuchano świadków zdarzenia, co więcej, zlecona została opinia biegłego z zakresu psychologii zwierząt!
- Strony będę mogły wnieść zarzuty do tej opinii, a po ich ewentualnym wpłynięciu i rozpoznaniu, w sprawie podjęte zostaną dalsze czynności w celu pozyskania kolejnych opinii biegłych innych specjalności. Dopiero po zgromadzeniu całego materiału dowodowego, niezbędnego do rozstrzygnięcia sprawy, będzie mógł zapaść wyrok - dodaje Dominik Skoczeń.
Na postojach dorożek w mieście nie widać zmian
- Zaraz po wypadku ówczesne władze Zakopanego zapowiedziały zmiany na postojach.
Przy Krupówkach miała m.in. pojawić się specjalna barierka, do której fiakrzy mogliby przywiązywać konie, w czasie gdy czekają na turystów. Mimo że minęły dwa lata od wypadku, na postoju nic się nie zmieniło.
- Dorożki konne jeżdżą po wielu miastach Europy, np. w centrum Wiednia jest ich o wiele więcej, tam nie ma barierek - mówi Andrzej Skupień, prezes zakopiańskiego oddziału Związku Podhalan, który organizuje transport konny po Zakopanem i sam hoduje konie. Dodaje, że teraz na miejskich postojach dla dorożek nie pojawiają się przypadkowi fiakrzy.
- Każdy, kto chce wozić turystów po mieście, musi nie tylko być członkiem Związku Podhalan, ale przede wszystkim musi posiadać ubezpieczenie, mieć działalność gospodarczą, wykazywać się dobrym zdrowiem i sprawną dorożką - wylicza. - Sprawdzamy to bardzo rygorystycznie. Pomaga nam w tym także zakopiańska straż miejska, która prowadzi kontrole dorożek.
Według Beaty Czerskiej z Tatrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami konie powinny zniknąć z Krupówek, bo jest to zbyt niebezpieczne. Miasto jednak takich zmian nie planuje.