Abp Marek Jędraszewski: Jesteśmy świadkami wielkich zmagań o prawdę
- Czas Wielkanocy jest dla nas tak bardzo ważny. Wszystko koncentruje się wokół prawdy o cierpiącym, ale i zmartwychwstałym, zwycięskim Chrystusie - mówi abp Marek Jędraszewski, metropolita krakowski.
Spotykamy się przed Wielkanocą. To szczególny czas.
To czas nadziei i przyjmowania przez nas na nowo tej prawdy, że nasze życie ma wymiar nie tylko materialny i że - uciekając się do sformułowania biblijnego - nie jest ono tylko czymś, co poczyna się z prochu i w sposób definitywny i ostateczny w proch się obraca. To czas, który daje nam nadzieję, że jest w nas pierwiastek życia wykraczający poza rzeczywistość czysto materialną.
Co wiara daje współczesnemu człowiekowi?
W przypadku chrześcijaństwa mamy tę pewność wynikającą z wiary, że ci, którzy wierzą w Chrystusa, razem z Nim dostąpią zbawienia wiecznego. To nam daje wiara. Daje przez to nadzieję, która zbawia. Bo żyjąc już nadzieją na życie wieczne, nie wpadamy w rozpacz - niezależnie od różnych wyzwań, trudności i tragedii. Jesteśmy silni, bo ostatecznie idąc za Zmartwychwstałym Chrystusem, idziemy na spotkanie z Bogiem Ojcem bogatym w miłosierdzie...
Kilkanaście dni temu opublikowano w mediach materiały dotyczące Jana Pawła II i kardynała Sapiehy. Czy to też jest znak czasów? Próba pozbawienia nas jakichkolwiek autorytetów?
Można powiedzieć szerzej. To jeden z tych znaków i tych wyzwań, które co jakiś czas stają przed człowiekiem wierzącym. Żyjemy nadzieją otrzymaną już na chrzcie świętym, nieustannie rozwijaną, a umacnianą w sakramencie bierzmowania. Z drugiej strony świat nieustannie zmaga się z nami, także z naszą wiarą. Stąd te najrozmaitsze próby odbierania nam nadziei. Atak na Jana Pawła II, pośrednio także na jego duchowego mistrza, „księcia niezłomnego”, kardynała Adama Sapiehę, to właśnie atak na to, czym żyjemy jako naród, jako ludzie wierzący w Polsce. Myślę, że to szczególny atak na ludzi żyjących tu - w Krakowie i Małopolsce. Na ludzi, którzy są związani z Krakowem i jego wspaniałą tradycją. Próba obalenia największych autorytetów moralnych, także autorytetów wiary, to nie tylko atak na Kościół, na wszystko, co on głosi, nie tylko relatywizowanie wiary i sprowadzanie Kościoła do spraw przemijających i względnych. To także próba obalenia najważniejszych wartości dla człowieka. Chodzi o to, aby posiać w nas zwątpienie, pozbawić nas trwałych punktów odniesienia dla naszego życia.
Które aspekty nauczania Jana Pawła II są dzisiaj najważniejsze?
Wszyscy zapewne znają pytanie, które w latach 80. postawił Janowi Pawłowi II francuski dziennikarz André Frossard. Spytał Ojca Świętego, jakie jest najważniejsze zdanie w Biblii. Pisarz myślał, że papież będzie się długo zastanawiał, ale Jan Paweł II od razu odpowiedział: „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8, 32). Jestem przekonany, że to jest właśnie to, w co się dzisiaj przede wszystkim uderza, gdy chodzi o nauczanie Jana Pawła II i jego życie. Bo był to człowiek przesiąknięty prawdą. Prawdą w odniesieniu do Boga, do stworzonego przez Boga świata, do człowieka powołanego do życia przez Boga na Boży obraz i podobieństwo. To prawda o świętości ludzkiego życia od chwili poczęcia aż do chwili naturalnej śmierci. To prawda o tym, czym jest małżeństwo, czym jest rodzina, czym jest miłość do Ojczyzny.
To się próbuje nam zabrać, skompromitować w naszych sercach. Właśnie poprzez rzucenie jakiejś niepewności co do tego, czy rzeczywiście Karol Wojtyła - Jan Paweł II - był człowiekiem świętym. A przecież trudno było dostrzec w nim jakiekolwiek wewnętrzne rozchwianie między tym, co mówił, a tym, jak żył. Niestety, za mało mówimy o tym, kim naprawdę był Jan Paweł II, jak żył i co zrobił dla Polski, dla Europy, dla świata. Jakby się zapomniało tę przepiękną kartę jego życia, jakby wzięło się ją w nawias.
Jan Paweł II zostawił nam nie tylko swoje nauczanie, ale także katalog świętych. Często związanych tylko i wyłącznie z Małopolską. Ludzi, którzy budowali trwałe podstawy wiary, ale także byli bardzo głęboko zakorzenieni w rzeczywistość. Czy Kościół nie mówi za mało o szkołach katolickich, dziełach charytatywnych, o domach pomocy, o misjonarzach, którzy głęboko w Afryce walczą o dzieci zagrożone skrajną biedą?
Pozwolę sobie tutaj nieco uogólnić pana bardzo ważne pytanie. Żyjemy w Europie, w kulturze Zachodu opinią, że ci tak zwani wielcy, wylansowane przez środowiska liberalne tzw. autorytety, byli wspaniałymi ludźmi. Ale gdyby się zajrzało w ich życiorysy, często by się okazało, jak za fasadą głoszonych przez nich pięknych idei i haseł kryły się prawdziwie ludzkie potwory. Przykładem tego jest książka Paula Johnsona „Intelektualiści”, która w latach 90. została przetłumaczona na język polski. Johnson przedstawił w niej szereg ludzi, począwszy od mistrzów Oświecenia, po czasy nam współczesne, ukazując, kim oni w swoim życiu naprawdę byli. Dlaczego tę książkę opublikował? Ponieważ świat współczesny stworzył swoich „świętych” i mimo ich oczywistych wad i słabości, a niekiedy i bardzo złego pod względem moralnym życia, wyniósł na piedestał ludzkości. Świat pooświeceniowy walcząc z Kościołem, z jednej strony wskazywał na takich ludzi, a z drugiej strony nic nie mówił o prawdziwych świętych, o ludziach, którzy dawali ludzkości właściwe punkty odniesienia i prawdziwe wzorce kształtowania życia osobistego, społecznego i narodowego.
Jan Paweł II zrozumiał, że trzeba światu pokazywać świętych, a przez to pokazywać świętość Kościoła. Dlatego ta ogromna liczba beatyfikowanych i kanonizowanych przez niego wielkich postaci Kościoła. Nie było żadnego papieża, który by tylu beatyfikował i kanonizował. Także naszych rodaków, ponieważ chciał pokazać, że właśnie oni ukazują pełną prawdę o Kościele i o Polsce. Ich świadectwo jest bardzo ważne także dla naszych czasów. W tym kontekście warto przypomnieć, co Ojciec Święty mówił w 1991 roku, kiedy w Warszawie ogłosił błogosławionym o. Rafała Chylińskiego. Pochodził on z Wielkopolski, żył w XVIII wieku. Jako młody chłopak brał udział w walkach między stronnictwami królów Leszczyńskiego i Sasa. Wtedy z bliska zobaczył, czym naprawdę jest wojna domowa i jaki ogrom spustoszeń nie tylko materialnych, ale przede wszystkich duchowych niesie ona ze sobą. Porzucił więc wojaczkę i wstąpił do klasztoru w Krakowie - i tak naprawdę właśnie wtedy zaczął służyć Ojczyźnie poprzez oddanie się biednym i chorym ludziom. Wszystko, co było w klasztornej kuchni w Krakowie, rozdawał ubogim. Jego współbracia mieli nawet o to do niego pretensje. Stąd trafił do klasztoru w Łagiewnikach pod Łodzią. Przedstawiając jego postać, Jan Paweł II pytał zebranych na Agrykoli w Warszawie: co Pan Bóg pragnie nam powiedzieć przez tę beatyfikację? Dlaczego czyni to właśnie teraz, mimo że przecież o. Rafał żył tak dawno? I papież odpowiadał: Opatrzność Boża ma swoją pedagogię, swoje zamiary. Daje nam pewne postaci jako punkty odniesienia na konkretne czasy. Nie zapominajmy - to był 1991 rok, czas wprowadzania tzw. reform Balcerowicza, nieszczęście ubóstwa dotykało wtedy setek tysięcy ludzi, a mimo to z przedziwną lekkością głoszono to, że prawa rynku są najważniejsze i że trzeba najpierw ukraść pierwszy milion, aby następnie wzbogacać się o kolejne. O. Rafał Chyliński miał wtedy nas wszystkich zmusić do refleksji, do zastanowienia, a przede wszystkim do troski o los każdego człowieka - także tego, który wtedy znalazł się na tzw. marginesie…
Od stuleci współczesność stawia przed katolikami nowe zadania. Jak ocenia ksiądz arcybiskup naszą społeczną aktywność, gotowość działania na rzecz wspólnoty, w której żyjemy?
Kościół zawsze, od czasów Kościoła jerozolimskiego, żył problemami społecznymi. Nigdy się od nich nie odcinał. Jednocześnie pamiętamy odnosząc się do czasów komunizmu w Polsce, że władza świecka usiłowała odciąć Kościół od świeckich, zwłaszcza od potrzebujących, żeby dobra, które miały być przeznaczone na rzecz ubogich, przejąć na własne, czysto polityczne i koniunkturalne cele, a Kościół zamknąć do tzw. zakrystii, do samych modlitw, nie pozwalając mu być obecnym pośród realiów życia społecznego i prawdziwych problemów społecznych. Kiedy o tym mówię, przywołuję na pamięć postać kardynała Adama Sapiehy, który był niezrównany, gdy chodzi o działalność charytatywną w czasach I wojny światowej, w okresie międzywojennym, kiedy tworzył struktury Caritas, gdy pomagał również w okresie II wojny światowej. Przecież tu, do Małopolski, trafiały wtedy dziesiątki tysięcy ludzi wysiedlonych przez Niemców z Wielkopolski, a potem powstańców warszawskich. To było dla organizacji charytatywnych działających tutaj, w Krakowie, ogromne wyzwanie i wielki wysiłek organizacyjny. Po II wojnie światowej to w kardynała Sapiehę próbowali przede wszystkim uderzyć komuniści, gdyż właśnie on odpowiadał za tę wielką charytatywną misję Kościoła, która miała dotrzeć do milionów Polaków dotkniętych tragicznymi skutkami wojny. Wiemy, że kardynał Sapieha liczył się nawet ze swoim aresztowaniem.
Mówię o tym tak szeroko właśnie dlatego, że każdy czas ma swoje wyzwania duszpasterskie i charytatywne. Stąd tak liczne dzieła duchownych i świeckich, którzy w swoich środowiskach próbują odpowiadać na wyzwania czasu, a jednocześnie pokazywać temu światu, że Kościół jest żywy i ma bardzo jasną odpowiedź na zagrożenia dotyczące poszczególnych ludzi czy całych społeczeństw. Wiemy też, że dzisiaj nie chodzi tylko o pomoc materialną, ale także wsparcie duchowe wobec ludzi, którzy zatracili się czy to w narkotykach, czy alkoholu. To pomoc młodym i osieroconym, chorym, starszym. To także setki szkół katolickich, które przeżywają oblężenie, bo rodzice wiedzą, że ich dzieci znajdą w nich nie tylko dobrą edukację, ale i formowanie na fundamentalnych, prawdziwych wartościach. To wszystko jest misją współczesnego Kościoła. Jest odpowiedzią na - materialne i duchowe - zagrożenia płynące ze współczesnego świata.
Ta działalność jest bardzo potrzebna. Im więcej takich działań we wspólnotach parafialnych, dekanalnych, również na poziomie poszczególnych diecezji, tym lepiej, bo ta wspólnota prawdziwie żyje wtedy przejęta dogłębnie misją Kościoła wobec świata.
Szkoły katolickie cieszą się olbrzymim zainteresowaniem wśród rodziców. Dlaczego rodzice, często niewierzący, wybierają katolicką szkołę dla swoich dzieci?
Myślę, że nie zawsze jest pełna zgoda między dziećmi i rodzicami, gdy chodzi o ten wybór. Jestem jednak przekonany co do tego, że rodzice widzą w placówkach katolickich bezpieczne dla swoich dzieci środowisko dorastania, począwszy od przedszkola aż po szkoły średnie. Młodzież wychowując się tam, zdobywa nie tylko rzetelną wiedzę, ale uczy się solidarności i odpowiedzialności za siebie nawzajem, za Ojczyznę. Te szkoły są kuźnią wspaniałych wartości i dlatego właśnie w tych środowiskach młodzi mogą zdobyć bardzo wiele dla siebie. Problemem jest to, żeby szkoły katolickie nie były traktowane gorzej niż inne, aby mogły liczyć na dofinansowanie na poziomie takim, jakie trafia do wszystkich innych szkół publicznych.
Pokutuje przekonanie, że młodzi odwrócili się od Kościoła. Czy to prawda? Jak Kościół powinien z nimi rozmawiać? Czy potrzeba dzisiaj nowego programu duszpasterskiego, czegoś na wzór Wielkiej Nowenny zainicjowanej przez prymasa Wyszyńskiego przed uroczystościami milenijnymi także w oparciu o nauczanie papieża Polaka? Czy Kościół musi się unowocześniać?
Kościół musi zawsze znajdować swoje miejsce w danym mu czasie. Stąd słynne powiedzenie Ecclesia semper reformanda - „Kościół musi nieustannie się reformować”. Oczywiście, nie może zmieniać swojej doktryny, nie może zmieniać dogmatów ani zasad moralnych, ale musi, wierząc w Chrystusa i tworząc wspólnotę, odpowiadać na wyzwania czasu. Wielkim przesłaniem Soboru Watykańskiego II jest to, żeby rozpoznawać znaki czasu i na nie mieć odwagę odpowiadać. Dzisiejsze wyzwania są oczywiście zupełnie inne niż kilkadziesiąt lat temu. Chociaż pewne procesy kulturowe, które zostały zapoczątkowane w latach sześćdziesiątych, łącznie z rewolucją 1968 roku, są, niestety, ciągle obecne i ciągle prowadzą do degradacji wartości moralnych w życiu człowieka, poprzez znajdowanie coraz to nowych środków ekspresji. Trzeba umieć im odpowiadać poprzez jasną wizję człowieka, człowieczeństwa, godności osoby ludzkiej. Trzeba wskazywać, że nie można żyć samymi tylko przyjemnościami, że człowiek jest istotą powołaną do tego, aby być wolnym, z wolną wolą wybierającą większe dobro. Tym większym dobrem jest nieraz konieczność rezygnacji z tego, co jest dla mnie miłe, łatwe i przyjemne, na rzecz drugiego człowieka, któremu trzeba pomóc. To się dzieje zwłaszcza w życiu małżeńskim i rodzinnym, które jest pierwszą szkołą autentycznej miłości i solidarności. Problem odnowy Kościoła w Polsce to problem właśnie wielkiej, dogłębnej pracy dotyczącej rozumienia tego, czym jest małżeństwo i rodzina, która cieszy się swoimi dziećmi i w dzieciach widzi dla siebie Boże błogosławieństwo.
Zbliża się koniec Wielkiego Postu, duchowego przygotowania do Świąt Zmartwychwstania Pańskiego. Jaki jest sens Wielkanocy dla katolików?
Wielkanoc to najważniejsze święta dla chrześcijan, bo są to święta zwycięstwa. Chcę to podkreślić z całą mocą: zwycięstwa - mimo ogromnego bólu i cierpienia Jezusa Chrystusa - nad śmiercią, nad grzechem, nad szatanem. To Jego zwycięstwo sprawiło, że ci, którzy w Niego wierzą, pokładają w Nim nadzieję na życie wieczne. Nie ma bowiem innej drogi do zbawienia. Zgodnie ze starym powiedzeniem extra Ecclesiam nulla salus - „poza Kościołem nie ma zbawienia”. I to jest piękne, że ludzie żyjąc w takim świecie, jaki teraz jest, doświadczając na co dzień walca laicyzacji i materializmu, tylu złych rzeczy, że ludzie w głębi pragną pokoju serca. Chcą pojednania z Bogiem i z drugim człowiekiem. Tego pragną i to odnajdują w Kościele w sposób szczególny w czasie Wielkiego Postu, gdyż jest to czas nasycony refleksją, przeżywaniem męki Chrystusa. Stąd tak liczne drogi krzyżowe, nabożeństwa Gorzkich Żalów - tak typowych dla naszej polskiej pobożności - ale także te coraz większe kolejki ludzi ustawiających się przed konfesjonałami.
Jak powiedział w jednym ze swoich wielkanocnych orędzi Jan Paweł II: „Ostatnie słowo Boga w sprawie ludzkiego losu to nie śmierć, lecz życie; nie rozpacz, lecz nadzieja. Do tej nadziei Kościół wzywa także ludzi współczesnych”.
Dlatego czas Wielkanocy jest dla nas tak bardzo ważny. Wszystko koncentruje się wokół prawdy o cierpiącym, ale i zmartwychwstałym, zwycięskim Chrystusie. Trudno tego nie odnieść także do naszych zmagań o to, aby ocalić to, co w nas jako Polakach jest najcenniejsze i najpiękniejsze. W okresie zaborów mówiono i tęskniono do chwili, kiedy Polska zmartwychwstanie. Warto sięgnąć do wspaniałych dramatów Stanisława Wyspiańskiego, „Wesela” czy „Wyzwolenia”, pisanych na początku XX wieku, w których poeta wskazywał na beznadzieję i rozczarowanie odnośnie do tych, którzy mogą - i powinni - o niepodległą Polskę walczyć, a tego nie czynią. Później okazało się, że wystarczyło zaledwie kilkanaście lat, aby Polska w 1918 roku naprawdę zmartwychwstała. Stało się tak, ponieważ w sercach Polaków było bardzo głęboko zakorzenione umiłowanie wolności i polskości. Jestem przekonany, że także podczas tych Świąt Wielkanocnych jesteśmy świadkami wielkich zmagań o prawdę o Polsce - zwłaszcza że za naszą wschodnią granicą toczy się brutalna wojna spowodowana agresją Rosji na Ukrainę. Tym bardziej życzyłbym wszystkim, aby ten świąteczny czas był także czasem, w którym zmartwychwstaje w naszych sercach miłość do Polski.
Proszę sięgnąć do przepięknego poematu kardynała Karola Wojtyły „Myśląc Ojczyzna” z 1974 roku. Niezwykle przenikliwie opisał, czym jest Ojczyzna, jak wielkim jest ona dobrem, jak wiele ono zależy od naszej odpowiedzialnej wolności i jak dzieje Ojczyzny wplatają się w dzieje zbawienia.
Niedawno usłyszałem od osoby niewierzącej, że Wielkanoc także dla niej jest czasem szczególnym i czasem refleksji. Dlaczego ludzie, którzy odeszli od wiary, jednak doznają głębokiej refleksji w tym czasie?
Znowu odwołam się do starożytnego powiedzenia z czasów prześladowań pierwszego Kościoła: Anima est naturaliter christiana - „dusza ludzka jest w sposób naturalny chrześcijańska”. To znaczy jest w niej pragnienie Boga, poczucie dobra, świętości. Nie zawsze człowiek potrafi tego Boga objawionego nam w Jezusie Chrystusie spotkać i w Niego uwierzyć. Ale gdzieś w głębi każdego człowieka to pragnienie jest - pragnienie dobra, nieśmiertelności i świętości. To sprawia, że w okresie wielkanocnym takie osoby tym bardziej odczuwają pragnienie tego, by móc poczuć się Bożym dzieckiem, by móc przeżyć całe piękno tej rzeczywistości duchowej, która w nas ludziach naprawdę jest. Może pragną uczestniczyć w tej radości, która staje się udziałem chrześcijan podczas Triduum Paschalnego, doznać misterium Zmartwychwstania? I dzielić się radością, zasiadając do świątecznego, rodzinnego stołu? Bo jest to coś bardzo pięknego, coś bardzo pociągającego, do czego nawet w sposób nie w pełni uświadomiony się tęskni.
Niedawno minęło sześć lat od ingresu Księdza Arcybiskupa do Katedry Wawelskiej. Czy Ksiądz Arcybiskup znajduje coś szczególnego w Krakowie i w Małopolsce coś, czego Ksiądz Arcybiskup nie spotkał gdzie indziej?
Podobnie jak w Wielkopolsce, z której się wywodzę, znajduję tu wielkie poczucie tożsamości kulturowej i dumy wynikającej z tradycji i historii tej ziemi. Pięknej ziemi i wspaniałej historii.