Adam Wojnar zawsze chodził swoimi drogami. Właśnie wyruszył w ostatnią
Nie wiem, w jakie niebo wierzył Adaś, ale myślę, że w takie, gdzie można robić zdjęcia i to dużo zdjęć. I takie, w którym będą zwierzęta, które kochał. Być może nie będzie w nim samolotów, które Adasia fascynowały, ale będą za to procesje, uroczystości, zdarzy się jakiś mecz, a te przecież też bardzo lubił. No i będą tam ludzie, a Adam miał oko do ludzi, potrafił „złapać” i oddać na fotografii nie tylko to, co widać na zewnątrz, ale także charakter człowieka. Kraków go znał i on też znał Kraków, nie wiem, jak bez siebie będą teraz istnieć. Wydawało mi się, że Adam jest wieczny. Myliłam się. Odszedł w wieku 71 lat. Na zdjęciach Adam Wojnar w obiektywie Wacława Klaga
Rozpięta kurtka, przewieszony przez szyję aparat, czasem dwa, w ręku zawsze ciężkie reklamówki czy siatki. Adam Wojnar, naczelny przeor krakowskich fotoreporterów, rzucał się w oczy, nie można go było nie zauważyć. Ale choć był to mężczyzna postawny i słusznych rozmiarów, wszyscy, którzy go znali, mówili do niego zdrobniale „Adaś”.
Zawsze był sobą, nie dopasowywał się, pozostał wierny zarówno temu, co go urzekało w fotografii, jak i swoim przyzwyczajeniom. Potrafił z nonszalancją wkroczyć na salony, ważne uroczystości pełne vipów, nie bez hałasu rzucić swoje klamoty na krzesła w pierwszym rzędzie i spokojnie przystąpić do robienia zdjęć. - Kronikarz codzienności, tak go w którymś momencie nazwałem - mówi Maciej Kwaśniewski, redaktor naczelny „Gazety Krakowskiej” i „Dziennika Polskiego”. - Dziś dodałbym: kronikarz Krakowa.
Całe życie w Krakowie
Urodził się w Krakowie, jego ojciec był rzeźbiarzem i fotografem, sam ukończył Wydział Form Przemysłowych Akademii Sztuk Pięknych. Pamiętam, jak kiedyś jechaliśmy razem do słynnej wróżki i cyrkówki Dzidzianny Solskiej, ja na wywiad, Adam zrobić jej zdjęcia. Opowiadał mi wtedy, że kiedy był studentem, przychodziła na uczelnię jako młoda modelka i pozowała nago do rysunku. Nie wiem do dziś, czy to prawda.
Adam był dobrym opowiadaczem historii i dobrym człowiekiem, jego zdjęcia publikowały niemal wszystkie krakowskie tytuły.
Wśród nich oczywiście „Gazeta Krakowska” czy „Dziennik Polski”, ale także „Gość Krakowski”, „Czas Krakowski ”, „Wieści”, „Źródło”, „WPiS”. Współpracował z wydawnictwem Biały Kruk oraz Biurem Prasowym Archidiecezji Krakowskiej.
- Spotkaliśmy się na początku lat 90. w redakcji „Czasu Krakowskiego”. Ale już wtedy miałem wrażenie, że był od zawsze. Że mógł już robić zdjęcia w epoce Awita Szuberta - zauważa Maciej Kwaśniewski. - Od razu ujrzałem go w jego niezwykłym anturażu fotoreportera, który całe swoje życie nosił przy sobie. Obwieszony torbami, aparatami i obiektywami, budził zaniepokojenie. Jak można codziennie dźwigać na sobie tyle sprzętu?! Przypomnę, że były to czasy, w których teleobiektywy miały 30-40 centymetrów długości.
- Dał mi raz do ręki swoje siatki, bym potrzymał - wspomina Adam Bujak, fotograf i przyjaciel Adasia. - Ważyły chyba z 30 kilo. Niestrudzenie, nie narzekając, chodził z nimi na kolejny materiał.
- Solidny i uparty - tak zapamiętała go Danuta Górszczyk, przez lata szefowa działu miejskiego „Gazety Krakowskiej”. - Zawsze na posterunku. Gdy go prosiłam o pojechanie w teren, złościł się czasami, ale mimo deszczu, mrozu brał swój plecak i jechał. Nigdy nie zawalił roboty.
Człowiek historia
Bo tę robotę lubił. Pamiętam, jak dzielnie mi towarzyszył, kiedy wspinaliśmy się na wieżę bazyliki Mariackiej, by zrobić materiał o trzecim pokoleniu krakowskich trębaczy. Sapał, ale zdjęcia zrobił takie jak trzeba. Był profesjonalistą, ale miał też do końca życia ogromną radość z tego, co robił. Nigdy tego nie zatracił.
Wacław Klag i jego syn Michał, krakowscy fotograficy, opowiadają mi, jak w czasach aparatów analogowych, kiedy obraz z aparatu można było zobaczyć dopiero po wywołaniu filmu, krakowscy fotoreporterzy wracając z imprez spotykali się w jednym z fotolabów i każdy czekał, by zobaczyć efekty swojej pracy. Raz Adaś szybko przeglądał film ze zdjęciami z meczu piłkarskiego i zawołał z radością: „Patrzcie, mam nóżkę w górze!”.
Taka nóżka w górze u piłkarza to dla fotografa była gratka, rarytas. - Są różni pstrykacze, którzy gonią za ujęciami, ale Adam nie szukał w zdjęciach sensacji, tylko prawdy. To była postać historyczna. Symbol, bez którego nie wyobrażam sobie Krakowa - mówi Adam Bujak. - Człowiek, który fotografował z sercem, pokazywał zapomniane lub nieznane obrzędy, w nocy potrafił dla jednego zdjęcia jechać na drugi kraniec miasta.
Adam miał swoje upodobania, swoje koniki, którymi chętnie się dzielił . - Najpierw poznałem jego pasję historyczną. Z jakiś tajnych archiwów i do niedawna zakazanych książek wygrzebywał i reprodukował zdjęcia z wojny polsko-bolszewickiej, paktu Ribbentrop-Mołotow, zbrodni katyńskiej. A był to początek lat 90. I dla większości społeczeństwa to wciąż były rzeczy nowe. Przynosił i spokojnie kładł na stole. Nigdy nie zapominał o żadnej rocznicy - wspomina Maciej Kwaśniewski.
Potem zaraził Maćka fascynacjami lotniczymi. Wiedział niemal wszystko o początkach lotnictwa w ogóle i w Krakowie, pierwszych samolotach w naszym mieście.
Samoloty Adam kochał miłością wielką. Opowiadał o nich z czułością, podobnie jak o zwierzętach, których miał całkiem sporo. I do których, po całym dniu biegania z aparatem po mieście, wracał. Bogdan Gancarz, redaktor „Gościa Krakowskiego”, wspomina, że zawsze w domu czekała na niego mądra suczka Czarusia oraz koty.
Tramwajem i autobusem
Podobno dawno temu miał garbusa, inni wspominają, że motorower, ale nikt, kto Adama znał, nie wyobrażał go sobie za kierownicą. - Korzystał wyłącznie z komunikacji miejskiej i dojeżdżał w najdalsze zakątki miasta i okolic, gdzie inni niekoniecznie chcieli jechać właśnie ze względu na odległość. Zawsze stawiał się na czas, niestrudzenie przesiadał z tramwaju do autobusu, potem na busa - wspomina dziennikarka „Gazety Krakowskiej” Anna Górska, dziś rzeczniczka szpitala im. Żeromskiego.
Fotoreporterka Anna Kaczmarz dodaje, że Adam był niemal wszędzie. - Dla mnie alfa i omega, naczelny przeor fotoreporterów, osobowość. Jeździł tramwajami i autobusami w różne zapomniane przez Boga i ludzi miejsca i znajdował mnóstwo tematów. Zawsze był sobą, co nie znaczy, że jak w poniedziałek był opiekuńczy, to za dwa dni nie podniósł mi ciśnienia - mówi.
Maciej Kwaśniewski: - Wydawał się człowiekiem z innej epoki, który nigdy nie przeskoczy do czasów nowych technologii, co w świecie fotografii reporterskiej było być albo nie być. Ale radził sobie ze wszystkim.
Marcin Makówka, przez wiele lat szef działu foto w „Krakowskiej”, poznał się z Adamem na stadionie Węgrzcanki Węgrzce Wielkie, na jednym z meczów. - To był rok 1997, analogowe czasy. Nie dało się Adama nie zauważyć, duży gość. I wtedy już miał przy sobie reklamówki. Nosił w nich zakupy, które robił pomiędzy zleceniami fotograficznymi. Miał w nich chleb, coś na obiad i koniecznie smakołyki dla swoich psów, które kochał. Zbawieniem był Adam, który wpadał wieczorem do redakcji, żeby zrzucić swoje zdjęcia, bo wiedziałem, że ma na pewno ze sobą drożdżówkę - wspomina i dodaje, że zapamięta go jak szurał z tym swoim ciężkim sprzętem do przodu, by z taką samą pasją fotografować kardynała, zwykłych ludzi czy zwierzęta.
Maciej Kwaśniewski: - Stał się z czasem kronikarzem krakowskiego Kościoła, wszyscy znamy jego zdjęcia zbiorowe, ale miał swoją szkołę. Wyłapywał obiektywem z tłumu zamyślonych, modlących się ludzi. Te zdjęcia prawie nigdy się nie ukazywały. Fascynował go kardynał Franciszek Macharski. Gdy rozeszła się informacja, że metropolita krakowski jest już poważnie chory, poprosiłem go o zdjęcia. Adam przyniósł niezwykłą kolekcję zjawiskowych zdjęć. Zbierał je od dawna - opowiada.
Myślał o innych
- Gdy razem pracowaliśmy, wiedzieliśmy o sobie niewiele - mówi Anna Górska. - Zaskoczył mnie, gdy po latach zapytał mnie, co słychać u Jasia i Lenki. Pamiętał imiona moich dzieci, o których podczas którejś obsługi dziennikarskiej zamieniliśmy zaledwie kilka zdań i to dobrych kilka lat wcześniej.
Magda Huzarska-Szumiec, była dziennikarka „Gazety Krakowskiej”, wspomina jak wybierali się razem do wielodzietnej, bardzo ubogiej rodziny. Dzień przed wizytą Adam zadzwonił i powiedział, że już kupił czekoladki i cukierki dla dzieci.
Kiedy robił zdjęcia do dziennikarskiego materiału o kiełbasie lisieckiej, przywoził kilka pęt do redakcji. Nigdy niczego nie zjadł sam, choć jeść też lubił. Pamiętam, jak mnie namówił, byśmy razem zrobili materiał o gospodyni ks. Janusza Bielańskiego z Wawelu i gospodyni ks. Bronisława Fidelusa z bazyliki Mariackiej. Siedzieliśmy niemal dwa dni i ucztowaliśmy przy suto zastawionych stołach, a Adaś opowiadał zabawne historyjki. Znał ich bez liku.
Pracował do końca
Adam zawsze szukał pomysłu na zdjęcie. Wacław Klag z synem Michałem opowiedzieli mi, jak podczas remontu bazyliki Mariackiej wdrapał się na rusztowanie, by zrobić zdjęcie widoku miasta z wieżą Mariacką na pierwszym planie. Pokazując efekty pracy, mógł pochwalić się swoją pomysłowością. - Zrobiłem zdjęcie wieży wyższej z niższej - mówił. A przecież to były czasy, kiedy nie istniały drony i zrobienie takich ujęć wymagało innowacyjnego podejścia.
Nigdy się nie zestarzał, choć przyszły czasy szybkiej fotografii, zdjęć robionych komórką, niemal przez każdego. Był czynny prawie do końca życia. Jeszcze niedawno oddawał zdjęcia z krakowskich imprez i uroczystości. - Był częścią Krakowa - kończy Maciej Kwaśniewski. - I pozostanie wraz ze swoimi zdjęciami kronikarzem naszego miasta.
Uroczystości pogrzebowe rozpoczną się o godz. 14. 20, w piątek 22 grudnia na Cmentarzu Rakowickim