Agata Kulesza jest spełnioną aktorką, choć sukces odniosła późno

Czytaj dalej
Fot. Sylwia Dabrowa
Paweł Gzyl

Agata Kulesza jest spełnioną aktorką, choć sukces odniosła późno

Paweł Gzyl

Ma za sobą trudny rozwód. Teraz zaczyna życie na nowo. Na razie nie myśli o nowym związku, tylko cieszy się drugą młodością. I ma czas na kolejne aktorskie wyzwania.

Od kiedy seriale zaczęły być realizowane na wyższym poziomie, pojawia się w nich prawdziwa plejada gwiazd. Również w Polsce. Przykładem tego Agata Kulesza, którą właśnie oglądamy w drugim sezonie „Skazanej”. Choć największe sukcesy przyniosły jej kinowe role, aktorka nie wahała się, mając okazję wystąpić w ciekawej telewizyjnej produkcji. I miała rację: „Skazana” odniosła sukces i właśnie doczekała się efektownej kontynuacji.

- Lubię grać w serialach, które traktuję jak duże filmy i bardzo chciałam pracować z reżyserem Bartkiem Konopką. Nie rozczarowałam się! To wielkiej klasy reżyser i wspaniały człowiek o wysokiej kulturze osobistej, który daje aktorowi przestrzeń do bycia współtwórcą, a nie tylko odtwórcą. Dla mnie to szalenie ważne – mówi w serwisie internetowym Czytelnia.

Stając na rękach

Wychowała się w Szczecinie w domu marynarza. Kiedy ojciec wracał z morskich wojaży, zawsze przywoził swym dwóm córkom coś, czego nie można było kupić w peerelowskiej Polsce: gumy do życia Donald, lalki Barbie czy magnetowid. Mimo to była skromnym dzieckiem: bawiła się z innymi na podwórku, dobrze się uczyła i nie sprawiała rodzicom kłopotów. Być może dlatego, że jej mama jest czułą i opiekuńczą osobą, która potrafiła stworzyć ciepły dom dla najbliższych.

- Mieszkaliśmy na zwykłym osiedlu w Szczecinie, w dziesięciopiętrowym bloku, na 42 metrach. Byliśmy z sobą blisko i z resztą rodziny. Kiedy w 1981 roku moi wujkowie strajkowali w stoczni, jedna z cioć zamieszkała u nas. Dzięki temu miała bliżej do męża. Ona nosiła mu obiady, a my z siostrą bujałyśmy w wózkach nasze małe kuzynki – wspomina w „Twoim Stylu”.

Jedną z jej najbliższych koleżanek z podstawówki była dzisiejsza piosenkarka Kasia Nosowska. Dziewczynki uwielbiały się razem bawić lalkami i śpiewać piosenki. Rodzice zauważyli u małej Agaty artystyczne ciągoty i zapisali ją na zajęcia tańca. Kiedy się kończyły, dziewczynka lubiła przemykać się do sąsiedniej sali kinowej i oglądać z wypiekami na twarzy wyświetlane w niej filmy.

- Podczas rodzinnych przyjęć mimochodem stawałam na rękach. Nie wchodziłam do pokoju, gdzie byli goście, tylko - w czarnym kostiumie gimnastycznym z czerwoną lamówką - stawałam na rękach przy drzwiach w przedpokoju. Nie narzucałam się, jednak chciałam, żeby zobaczyli – śmieje się w „Twoim Stylu”.

Bez zawodowej rywalizacji

Po maturze Agata z Kasią pojechały zdawać do szkoły aktorskiej. Ta pierwsza się dostała, ta druga – nie. Kiedy Agata zaczęła naukę w akademii teatralnej, dopadły ją jednak wątpliwości czy aby wybrała dobry zawód. Dopiero z czasem przekonała się, że podjęła właściwą decyzję. Gdy zaczęła pracować, z roku na rok grała coraz ciekawsze role. Wielki sukces jednak nie przychodził.

- Gdy skończyłam szkołę teatralną, miałam 22, prawie 23 lata i już nie byłam małą Agatką. Rozpoczęłam samodzielne życie. Musiałam sama dojrzewać w tym zawodzie. Ale rodzice zawsze wiedzieli, co się ze mną dzieje. Tym bardziej że moja mama, która jest dla mnie wielkim autorytetem, potrafi doradzać jak dobry psychoterapeuta, czyli tak, żeby to człowiek sam podjął decyzję – tłumaczy w serwisie Populada.

Przełom nastąpił, kiedy zgodziła się wystąpić w „Tańcu z gwiazdami”. Wygrała program – i nagle posypały się propozycje dużych ról. „Sala samobójców”, „Róża”, „Pani z przedszkola”, „Moje córki krowy”. Pokazała w nich, że jest świetną aktorką. Zauważył to Paweł Pawlikowski – i zaangażował ją najpierw do swojej „Idy”, a potem do „Zimnej wojny”. W ten sposób usłyszał o niej cały świat.

- Przeszłam różne etapy bycia aktorką. Od euforii, kiedy dostałam się do szkoły teatralnej, poprzez napięcia, kiedy tej pracy było mniej, aż wreszcie do etapu, w którym jestem teraz. Wychodzę więc z założenia, że co ma być, to będzie i jestem pozbawiona rywalizacji zawodowej. Być może łatwo mi to mówić z perspektywy aktora nasyconego, który dużo gra i cieszy się uznaniem. Doceniam to, co mam i wiem, że miałam szczęście – podkreśla w serwisie Czytelnia.

Nieuwikłana w przepychanki

Jeszcze na studiach Agata poznała starszego od siebie operatora filmowego Marcina Figurskiego. Para wpadła sobie w oko i wzięła ślub. Niewiele czasu później na świat przyszła córka małżonków – Marianna. Przez wiele lat rodzina wydawała się być szczęśliwą. Coś się zmieniło pod koniec minionej dekady. Do mediów zaczęły docierać niepokojące oskarżenia o przemoc psychiczną i fizyczną, którymi Agata i Marcin się wzajemnie przerzucali. W końcu doszło do rozstania.

- To nie jest fajne, kiedy w trakcie rozwodu jest się na okładkach pism, i to z dodatkiem dziwnych komentarzy. Mogłabym od razu pójść z tym do mediów i opowiedzieć moją wersję. Ale tego nie zrobiłam. Uważam, że na tej metaforycznej wojnie nie trzeba walczyć tą samą bronią, której używa atakujący. Dla mnie cierpliwość to nieschodzenie poniżej swojego standardu, niewikłanie się w przepychanki – deklaruje w „Twoim Stylu”.

Oczkiem w głowie aktorki jest córka. Choć w sądzie jej ojciec sugerował, że to on ją wychował, Marianna stanęła jednak w trakcie procesu po stronie matki. W najtrudniejszych momentach musiała również służyć jej psychicznym wsparciem. W międzyczasie skończyła weterynarię i przymierza się obecnie do wykonywania zawodu.

- Jest czystą energią, ciągle w ruchu. Jest bardzo otwarta, ale ma pełną świadomość swoich emocji. Wie, czego potrzebuje. To odważna kobieta. Ciekawa świata, więc trzymam za nią kciuki, bo ja w jej wieku taka nie byłam. Kiedy miała 21 lat, wzięła torbę i pojechała do Kostaryki, do dżungli, do ośrodka dla dzikich zwierząt. Myślę, że to wspaniałe, że się nie boi, i pilnuję się, aby jej nie sprzedawać swoich lęków – podkreśla w „Zwierciadle”.

Aby otrząsnąć się po rozwodzie, Agata przeszła terapię. To pomogło jej spojrzeć w głąb siebie i zobaczyć co było przyczyną małżeńskich kłopotów. Dzisiaj zaczyna nowy etap życia. Jest singielką i stara się czerpać wszelkie korzyści z tego stanu rzeczy.

- Chodzę z przyjaciółmi do restauracji, wczoraj oglądaliśmy mecz, darłam się tak, że dziś mam problem z mówieniem. Ekstra, żyjemy jak studenci, można się spotkać, pośmiać, wrócić później, jeszcze przejść przez bary, jeszcze pójść nad Wisłę. To druga młodość. Moje dziecko już jest dorosłe, mogę robić, co chcę – podkreśla w „Zwierciadle”.

Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.