Agnieszka Chylińska ponownie znalazła się na życiowym zakręcie
Najpierw chciała się zniszczyć, próbując nawet popełnić samobójstwo, bo nie umiała siebie pokochać. Kiedy wydawało się, że szczęście przynosi jej małżeństwo, rodzina i Kościół, poczuła się stłamszona.
Ta premiera odbyła się w iście amerykańskim stylu, jak robią to największe gwiazdy, z Beyoncé na czele. Ni stąd, ni zowąd pod koniec września na rynek trafiła nowa płyta Agnieszki Chylińskiej. Wydaniu albumu „Forever Child” towarzyszyły wywiady w wybranych mediach, które mają patronat. Piosenkarka oświadczyła w nich, że razem z nowym krążkiem otwiera też nowy rozdział w swoim życiu.
- Wcześniej wydawało mi się, że będę realizowała się jako matka - zamknę się w domu i będę szczęśliwa - wyznaje dziś wokalista w Onecie. - Moje wyobrażenie najlepiej oddaje film „Osada”, naprawdę łudziłam się, że ucieknę od swoich demonów, kupując dom z wysokim płotem, będąc w rodzinie, porzucając wszystko, co zbędne. Zerwę z wizerunkiem łobuziary, skończę z muzyką i odkryję swoje nowe „ja”. Myślałam, że „dom”, „rodzina” to moje powołanie, ale szybko okazało się, że to nie wszystko. To tylko część mojego życia, a ja potrzebuję czegoś więcej.
Dotychczasowi wielbiciele Chylińskiej byli w szoku, czytając te słowa. Wszak jeszcze do niedawna opowiadała wszem i wobec, że jest spełnioną matką, roztkliwiała się nad najmłodszymi uczestnikami „Mam talent”, w którym zasiada jako jurorka, nawet napisała dwie książki dla dzieci! Tymczasem jej obecne wywiady sugerują, że to wszystko była tylko fasadą, za którą z dnia na dzień narastała coraz większa frustracja, poczucie stłamszenia i niechęć do życia rodzinnego.
- Ułożyłam dokładny scenariusz, w jaki sposób będzie przebiegało moje życie. I to mnie zgubiło, rzeczywistość zweryfikowała wszystkie te plany - opowiada w Onecie. - Dostałam nie tyle w twarz, ile w… brzuch - dziś jestem skulona i rozczarowana tym, że życie wygląda inaczej, niż myślałam. Mnie macierzyństwo solidnie dokopało, a nawet wyjałowiło - wiem, że to mocne określenia. Z jednej strony mocno się zaangażowałam, chciałam coś zrobić dla dzieci, ale z drugiej, poczułam, że tracę coś jako kobieta. Łatwowierna dziewczynka zderzyła się z dorosłością.
Demony wróciły
Pierwszym sposobem na wyrwanie się z roli żony i matki była dla Chylińskiej nowa płyta. „Forever Child” w dużym stopniu to powrót do energetycznego rocka - choć na pewno jeszcze nie tak mocnego jak w czasach, kiedy śpiewała w zespole O.N.A. Nie brak na tej płycie również muzyki klubowej. Ale bez względu na to, po jakie brzmienia sięga wokalistka, wszystkie piosenki pełne są wściekłości. „Mam dość!” - wrzeszczy na cały głos Chylińska w twarz swoim najbliższym. Czy to pomoże jej uwolnić się od demonów, które po okresie uspokojenia znów zaczynają przejmować nad nią władzę?
Jestem na zakręcie. Chciałam znaleźć swoje miejsce w rodzinie, w Kościele, a nie mieszczę się
Drugim sposobem na złapanie oddechu od życia rodzinnego jest dziś dla piosenkarki sport. Nie uprawia go jednak, ale stała się ponownie, jak za młodu, zagorzałym kibicem piłki nożnej. Jeździ na najważniejsze mecze, wtapia się w tłum ryczących facetów, którzy nie zwracają uwagi na to, kim jest, i czuje się wtedy wolna. Gorzej, kiedy emocje opadają i wokół gwiazdy wyrasta wianuszek zaciekawionych fanów. „Ale masz superżycie” - słyszy wówczas. I aż się wtedy w niej gotuje. „Co wy wiecie o moim życiu?” - pyta.
No i wreszcie trzeci sposób na tłumienie frustracji - gotowanie. Jak sama przyznaje, od kilku miesięcy wręcz zasypuje swych najbliższych coraz bardziej wymyślnymi potrawami. Sama je niewiele, ale wielką radość sprawia jej wymyślanie nowych przepisów i ich późniejsza realizacja. Być może to też swego rodzaju rekompensata dla najbliższych za chęć psychicznego odcięcia się od nich - w końcu nie każdy mąż i nie wszystkie dzieci czytają w wywiadach o spędzonym z nimi czasie: „To był jeden z najgorszych okresów w moim życiu”.
Żądza samozniszczenia
Chylińska była wychowywana przez rodziców pod kloszem. Kiedy się urodziła, matka zwolniła się pracy i zajmowała się nią do piętnastego roku życia. Ojciec traktował ją jak małą księżniczkę. Z nauką bywało różnie, ale ponieważ dobrze szedł jej francuski, rodzice postanowili, że zrobią z niej tłumaczkę, wyślą do Paryża, zapewnią dobrą przyszłość.
Starszy brat interesował się wtedy muzyką metalową. I od początku wyśmiewał muzyczny gust Agnieszki, która słuchała Michaela Jacksona. A ta, zafascynowana Wawrzynem, robiła wszystko, aby mu się przypodobać.
- Chciałam wyglądać jak on, mówić jak on, słuchać takiej muzyki jak on, więc siłą rzeczy zaczęłam sięgać po jego płyty. Kiedy poczułam jego aprobatę, pozrywałam plakaty Jacksona, odrzuciłam wszystko na rzecz długich włosów i ciężkiej muzyki - wyjaśniała w „Glamour”.
Za namową brata dołączyła do amatorskiego zespołu rockowego Second Face. W tym samym czasie Grzegorz Skawiński i Waldemar Tkaczyk, weterani polskiego rocka znani z zespołu Kombi, zaczęli właśnie rozkręcać nowy projekt muzyczny. Podczas jednego z przesłuchań trafili na Agnieszkę - i kiedy tylko ryknęła do mikrofonu, oniemieli z zachwytu. Kilka miesięcy później na polskiej scenie muzycznej zadebiutował zespół O.N.A.
Kiedy Agnieszka została wokalistką grupy, miała zaledwie osiemnaście lat. Skonfliktowana z rodzicami i nauczycielami, szukała miłości i akceptacji u rówieśników. Ponieważ nie była wtedy zbyt atrakcyjna, kolejne próby nawiązywania bliższych znajomości z chłopakami kończyły się niepowodzeniem. Jedynym sposobem na odreagowanie bólu i złości okazała się muzyka i teksty. Z czasem pojawiły się plotki o nieudanych próbach samobójczych Agnieszki - wokalistka potwierdziła potem, że faktycznie miały one miejsce.
- Nienawidziłam samej siebie. Chciałam się wykończyć i spalić. Nie akceptowałam wtedy tego, kim byłam. Próbowałam założyć rodzinę, mieć męża, dom, spokój i... nie udało mi się z tym długo wytrzymać. Nie potrafię tak żyć. Nie ma szans. Czym miałam się karmić? Wieczorami przed telewizorem? Musiałam dostać kopa w dupę, mieć doła, znowu się zakochać... Kiedy to wszystko przeszłam, miałam już o czym pisać teksty - opowiadała w „Mieście Kobiet”.
W 1997 roku, podczas gali rozdania nagród polskiego przemysłu muzycznego, odbierając nagrodę Fryderyka za najlepszy album dla O.N.A., zwróciła się do wszystkich nauczycieli: „Fuck Off! Nienawidzę was!”. Wypowiedź wywołała oczywiście medialną burzę, ale jednocześnie przysporzyła zespołowi jeszcze więcej młodych fanów.
Wszystko z miłości
W pewnym momencie coś jednak zazgrzytało i gdy O.N.A. była u szczytu popularności, Agnieszka ogłosiła, że rozstaje się z grupą. Grzegorz Skawiński zasugerował wtedy, żeby wraz ze zmianami zachodzącymi na rynku muzycznym zacząć wykonywać więcej miłosnych ballad. Chylińska odmówiła - i poszła swoją drogą.
Początkowo postanowiła trwać przy ostrym rocku. Wydała jedną płytę pod własnym nazwiskiem, która została bardzo słabo przyjęta przez publiczność. I nagle znikła ze sceny, zaszywając się w domowym zaciszu. Potem zaczęła pojawiać się w kolejnych magazynach dla kobiet, coraz ładniejsza i coraz zgrabniejsza, opowiadając bez ogródek o dobrodziejstwach współczesnej kosmetologii, stomatologii czy chirurgii plastycznej.
- Jak myślisz, dla kogo robiłam to wszystko? Dla siebie? Nie - dla tego, którego kochałam. Bardzo przeżywałam brak urody. Kiedy jednak się zakochałam, chciałam, by użyć słów Poświatowskiej, „pięknie się przejrzeć w oczach mężczyzny”. I podziałało to na mnie bardzo pozytywnie. Oczywiście od razu podniosły się krzyki: „Chylińska się sprzedała! Jest na okładce „Elle”!”. Wszyscy chcieli, abym śmierdziała potem, jarała szlugi i chodziła z „papą” na twarzy. A ja miałam to głęboko gdzieś - tłumaczyła w „Mieście Kobiet”.
Jeszcze większy przełom nastąpił, kiedy urodziła dziecko. Spędziła z nim każdy dzień w ciągu pierwszych dwóch lat życia. I odnalazła radość w byciu matką. Z entuzjazmem opowiada w wywiadach, że uwielbia brać syna na spacery, wyjeżdżać na wieś, chodzić do warzywniaka na zakupy i gotować w domu obiady.
- Dopiero, gdy zostałam matką, zdałam sobie sprawę, jak strasznie siebie nie kocham. I właśnie ten brak miłości powodował, że robiłam to, co robiłam. A dzisiaj cały czas mam w głowie, że jest mój syn. To właśnie dzięki Ryszardowi chce mi się rano wstawać. Jestem z siebie dumna. I co chyba najważniejsze, wreszcie siebie pokochałam. Bo zrozumiałam, że jestem potrzebna - wyjaśniała w „Gali”.
Potem na świat przyszło jeszcze dwoje następnych dzieci, a płyta „Modern Rocking” zrobiła z niej gwiazdę popu. Pozycję tę umocnił udział w telewizyjnym programie „Mam talent”.
Obraz rodzinnej idylli trwał do niedawna.
- Jestem na zakręcie. Chciałam znaleźć swoje miejsce w rodzinie, w Kościele, a nie mieszczę się. Staram się to zweryfikować. Na razie czuję się zaklinczowana. Historia mojego życia się toczy. Najbardziej w ostatnich latach zniszczyło mnie poczucie, że już wiem, jak żyć. Nie. Nie wiem, jak żyć - deklaruje w „Rzeczpospolitej”.