Agnieszka Włodarczyk nie potrzebuje oklasków, bo... jest już na aktorskiej emeryturze

Czytaj dalej
Fot. Anna Kaczmarz
Paweł Gzyl

Agnieszka Włodarczyk nie potrzebuje oklasków, bo... jest już na aktorskiej emeryturze

Paweł Gzyl

Szybko wyfrunęła z domu w świat, bo nienawidziła się z ojczymem. Mogła źle skończyć, ale po krótkim okresie zachłyśnięcia się sławą, stanęła twardo na ziemi. Dziś żyje z ponad 360 tys. obserwatorów na Instagramie.

Jej pamiętny debiut w „Sarze” do dziś budzi wielkie emocje. Po tak głośnym starcie trudno jej było powtórzyć sukces. Nie zapewniły jej tego telewizyjne seriale, w których się wyspecjalizowała. Mimo, że regularnie pojawiała się w takich magazynach, jak „Playboy” czy „Maxim”, kino jakoś niespecjalnie się o nią upominało. Nic więc dziwnego, że w końcu machnęła ręką na film. Dziś jest popularną internetową influencerką, relacjonującej wychowywanie swego trzyletniego syna Milana.

- Nie jestem osobą zakochaną w sobie. Wychodząc z domu, rzadko patrzę w lustro, ale nie jest chyba tak źle, bo na razie nikogo nie wystraszyłam na śmierć. Jestem zwykłą babką i cieszę się, że tak jestem odbierana przez inne kobiety. Patrząc na medialne doniesienia, myślałam, że tak nie jest, a okazuje się, że to głównie kobiety lajkują mnie na Instagramie, pozytywnie komentują posty na Facebooku – mówi w „Vivie”.

Mała buntowniczka

Jej rodzice mieli artystyczne pasje: oboje grali na gitarach i śpiewali, a tata do tego malował. Pracował jednak jako marynarz i rzadko bywał w domu. Mam tego nie zdzierżyła i kiedy Agnieszka miała dwa lata, rozwiodła się z nim. Potem ponownie wyszła za mąż i sprezentowała córce braciszka. Mała dziewczynka szybko się z nim zakolegowała. Gorzej jej poszło z ojczymem: początkowo chłodne relacje z biegiem czasu przerodziły się we wzajemną wrogość.

- Od dziecka byłam buntowniczką i lubiłam stawiać na swoim. Również w relacjach z mamą wykazywałam się stanowczością – ona niczego mi nie zabraniała, bo wiedziała, że to nie ma sensu. Charakterek odziedziczyłam po niej. Chociaż pod wieloma względami się różnimy, jesteśmy do siebie podobne. Wiem, że to moja mama, moja krew i nikt tak jak ona nie będzie mnie kochać bezwarunkowo – podkreśla w „Gali”.

Mała Agnieszka jako dziecko chciała być piosenkarką. Na wszystkich przyjęciach rodzinnych zawsze wyrywała się do śpiewania. Kiedy rodzina przeprowadziła się pod Warszawę, mama zaczęła jeździć z nią na różne castingi. Sama marzyła kiedyś o aktorstwie, a ponieważ się nie udało, przelała swe ambicje na córkę. Pewnego dnia Agnieszka pokonała trzysta konkurentek i dostała się do obsady słynnego musicalu „Metro” w Teatrze Buffo.

- Janusz Józefowicz zaprosił mnie też do spektaklu z okazji inauguracji sezonu, w którym występowali Krystyna Janda, Magda Umer, Krzysztof Materna i Wojciech Mann. Bardzo dużo się wtedy nauczyłam. Ale byłam osobą, która nie do końca w siebie wierzyła. To moja mama zawsze bardziej wierzyła we mnie. Jestem mamie za to ogromnie wdzięczna, bo to dzięki jej determinacji jestem tu, gdzie jestem – podkreśla w „Vivie”.

Pracując po nocach

Teatralne sukcesy sprawiły, że Agnieszka nabrała apetytu na więcej. Kiedy dostała scenariusz do filmu „Sara”, nie odstraszyły jej nawet rozbierane sceny. Miała wtedy szesnaście lat – i to mama zdecydowała, że jej córka trafi w ramiona dorosłego Bogusława Lindy. Gdy „Sara” trafiła na ekrany, do kin ustawiały się długaśne kolejki. Choć krytycy nie byli zachwyceni, film okazał się przebojem, a Agnieszka stała się powszechnie rozpoznawalna.

- Dziś każdy dobrze wspomina ten film. Ale wtedy reakcje były różne. Chłopcom oczywiście się podobał. Dziewczynom też, natomiast pani dyrektor mojej szkoły film się nie podobał. Robiła mi różne złośliwości. Ale muszę powiedzieć, że była jedyna, bo nauczyciele byli raczej pomocni. Wiedzieli, że ciężko pracuję po nocach, mam spektakle, jeżdżę po Polsce. Zauważali, że inni chodzą na imprezy, bawią się, a ja zasuwam – wspomina w „Vivie”.

Agnieszka z trudem zdała maturę i machnęła ręką na aktorskie studia. Wydawało się jej, że skoro już gra w filmach i w teatrze, szkoła nie będzie jej potrzebna. Z rozpędu wystąpiła w sitcomie „13 posterunek”, a potem nagle się urwało. „Czego się spodziewałaś? Jesteś już za stara. Popatrz, ile jest nowych młodych lasek” – powiedział jej Maciej Ślesicki, reżyser „Sary”.

- Wszystko zmieniło się, gdy przefarbowałam włosy na ciemne i poczułam się pewnie przed kamerą dzięki latom praktyki w „Plebanii”. W „Plebanii” zaczęto mi pisać przeróżne sceny, dramatyczne, komediowe, zrozumiałam, że mogę wszystko udźwignąć. Nawet potem realizatorzy do mnie dzwonili i dziękowali za to. Poczułam się świetnie – wspomina w serwisie Kobieta.pl.

Jedno ciało astralne

Mimo, że po sukcesie „Sary” młoda aktorka zachłysnęła się popularnością, nie zmieniała partnerów jak rękawiczki. Jej pierwszą miłością był telewizyjny prezenter Rafał Kosiński. Para była ze sobą aż dziewięć lat, ale ostatecznie każde z nich poszło swoją drogą. Wtedy Agnieszka związała się z biznesmenem Jakubem Sićkiem.

Poznali się na przyjęciu dzięki wspólnemu znajomemu. Młoda aktorka zakochała się w przedsiębiorcy na zabój i nawet planowała ślub i dziecko, ale mężczyzna nie wytrzymał zainteresowania sobą ze strony plotkarskich mediów. Nie pomogły nawet wyjazdy na Mazury, gdzie Sićko zbudował dom. I tam czaili się paparazzi. Dlatego zakończył relację.

Pocieszenie Agnieszka znalazła w ramionach kolegi z teatru – Mikołaja Krawczyka. Związek ten wywołał skandal, bo aktor dopiero co doczekał się bliźniaków z Anetą Zając, a już zaczął się pojawiać u boku Włodarczyk. Ta była w siódmym niebie i w jednym z wywiadów stwierdziła nawet: „Jesteśmy do siebie tak podobni, jakbyśmy byli jednym ciałem astralnym”. Cztery lata wystarczyły jednak, by i ten związek przeszedł do historii.

Sportowca Roberta Karasia aktorka poznała przez media społecznościowe tuż przed pandemią. Kiedy spotkali się w realu, szybko przypadli sobie do gustu. W 2021 roku na świat przyszedł ich synek Milan. Agnieszka zrezygnowała wtedy całkowicie z kariery aktorskiej i poświęciła się wychowaniu chłopca. W zeszłym roku aktorka i sportowiec wzięli symboliczny ślub w Dubaju na plaży.

- Ja już zrealizowałam się w pewien sposób aktorsko, show-biznesowo. Przeżyłam tę całą metamorfozę show-biznesu, jaka była. Ja już jestem 25 lat w show-biznesie, dziękuję bardzo. Jakbym była policjantką, to byłabym już na emeryturze. Nie potrzebuję oklasków, nie potrzebuję blichtru, nie potrzebuję fejmu – deklaruje w „Dzień dobry TVN”.

Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.