Aktorka z Kielc robi karierę w...biznesie
Pochodząca z Kielc aktorka - Anna Janik coraz pewniej czuje się w biznesie, jako wydawca audiobooków, ale podkreśla, że ze sceny nie chce rezygnować. Ania Janik to aktorka pochodząca z Kielc. Studiowała aktorstwo w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej we Wrocławiu, Filologię Germańską w Uniwersytecie Wrocławskim, a także Organizację Produkcji Filmowej i Telewizyjnej na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego. Ma na swoim koncie role teatralne, filmowe i serialowe. Od 2014 roku prowadzi wydawnictwo Batmachina.
Jestem przede wszystkim aktorką i wykonywanie tego zawodu daje mi najwięcej satysfakcji - przyznaje. - Ale prowadzenie własnego, niedużego wydawnictwa jest miłą odskocznią, ponieważ lubię inicjować własne projekty i doprowadzać je do końca, a poza tym wiem, że rynek audiobooków w Polsce ciągle się rozwija i zyskuję coraz szersze grono odbiorców. Moja działalność wydawnicza nie koliduje z aktorstwem, na przykład teraz zaczynam zdjęcia do filmu świetnego reżysera młodego pokolenia, Pawła Maślony – zagram stewardessę w jego fabularnym debiucie zatytułowanym „Atak paniki”.
W 2014 roku firma Ani, Batmachina, wydała audiobook na podstawie powieści „Cyrk” Sławomira Michorzewskiego. Tym razem kielczanka sięgnęła aż po trzy książki autorstwa Janusza Rudnickiego – pisarza pochodzącego ze Śląska, ale przez wiele lat mieszkającego zagranicą, skąd bacznie obserwował to, co się działo w Polsce. Nadal zresztą uważnie patrzy i we właściwy sobie sposób komentuje wydarzenia polityczne i społeczne.
– Z Januszem znamy się od trzech lat – wyjaśnia Ania Janik. – Zainteresowała mnie jego twórczość, w której pełno jest humoru. Raz ten humor jest czarny jak protest kobiet, raz taki… No, ostro po bandzie, i pełno go w każdym niemal tekście. Wśród pisarzy to raczej rzadkość. Poza tym bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Janusz jest szalony, bezpardonowy, nie można się przy nim nudzić. I któregoś pięknego dnia czytając kolejny tekst z jego „Życiorysty” pomyślałam sobie, że przecież Janusz pisze w taki sposób, jakby to była wypowiedź ustna, a nie pisemna. Uznałam, że będzie się świetnie słuchać audiobooków z jego książek. Poza tym, to będzie „premierowa premiera”, że się tak wyrażę, do tej pory nie ukazał się jeszcze żaden audiobook z jego książek.
Pomysł został przedstawiony Januszowi Rudnickiemu. Zapytany, dlaczego przyjął propozycję nagrania audiobooków, od razu zaznaczył: - Ja się nie zdecydowałem, Anka podjęła decyzję za mnie, to był gwałt. Polacy czytają coraz mniej, tak, ten smutny fakt powtarza się w kółko od lat i co? I nic, ci, którzy nie czytają, nie czytają też, że nie czytają. Czasami sobie myślę, że może jest tak, ponieważ książki nie są wcale aż takie ważne, jak nam się wydaję, że są. A audiobook? Ten przecież również nie cieszy się niebotycznymi nakładami, ale pomyślałem sobie, że znajdą się tacy, którzy zdecydują się na kupno przez wzgląd na swoich ulubionych aktorów.
W październiku i listopadzie wyjdą trzy audiobooki: „Janusza Rudnickiego tango z książkami. Część I”, „Trzy razy tak!” i „Janusza Rudnickiego tango z książkami. Część II”. W ich nagraniu wzięło wiele znakomitych głosów.
- Czytają sami wspaniali: Maciej Stuhr, Andrzej Chyra, Magdalena Cielecka, Zbigniew Zamachowski, Anna Janik, Jan Peszek, Janusz Chabior i Łukasz Simlat. Gościnnie wystąpił też tandem Agata Passent/Wojciech Kuczok. Sam autor pojawi się w intro do każdego z tytułów. Wszyscy zgodzili się od razu – zdradza Ania Janik.
Obecność pisarza na nagraniu jest tym większą niespodzianką, że w jednym z wywiadów Rudnicki przyznał, że najbardziej onieśmielają go własne teksty, wydrukowanie: „rzucę najwyżej okiem, czytać nie umiem”. – To, że nie lubię czytać własnych tekstów to fakt. I nie lubię siebie oglądać. To nie kokieteria, po prostu peszę się sam sobą. Ja w ogóle rumienię się na swój widok, nawet w lustrze. Anka mówi, że to jest jedyny moment, w którym zgadza się ze mną bez zastrzeżeń, widzi Pani, jaka perfidna z niej istota? – żartuje.
Podczas nagrań audiobooków nie brakowało zabawnych sytuacji. – Zbyszek Zamachowski przyjechał do studia o kulach. Przywiozła go żona, Monika i odjechała. Kiedy z trudem, wysiłkiem i w pocie czoła wchodził na pierwsze piętro po schodach, z nogą w gipsie, pomyślałam sobie: oto aktor w drodze do pracy, jak na Golgotę. Janusz z kolei zadzwonił do Moniki i powiedział, wariat, że Zbyszek spadł ze schodów i złamał sobie drugą nogę. Szybko ją jednak uspokoił, przynajmniej tyle – śmieje się Ania.
Wyboru książek do nagrania audiobooków dokonał sam pisarz. - Na literackim rynku audio rządzi niepodzielnie proza, a w „Tangu…” jest mieszanka, prozy, eseju, dziennika – wyjaśnia Rudnicki. – Wyboru dokonała osoba bezpośrednio zainteresowana, czyli ja. Przeredagowałem zresztą wszystkie teksty na mikrofon. Uprościłem je, uczesałem, wyondulowałem, dziwne mając przy tym uczucie, bo to trochę tak, jakbym, będąc fryzjerem, sam się strzygł.
Czytelnicy, którzy mieli kontakt z prozą Janusza Rudnickiego, dobrze znają jego poczucie humoru i język, mocno okraszony słowami powszechnie używanymi za nieparlamentarne.
- Te wyrazy zabrzmią, mają dobry kontekst, a to warunek podstawowy do ich użycia – zdradza Ania Janik. – Wulgaryzm jako przecinek nie ma sensu. Ono ma sens tam, gdzie na pozór nie pasuje. Nie mogę tu cytować ze względów cenzuralnych, więc raz jeszcze zachęcam do zakupu audiobooka.
Ania jest aktorką i ze sceny nie rezygnuje. Teraz pracuje na planie filmu „Atak paniki”, gdzie zagra stewardessę.