Alkohol, domowa przemoc, zabójstwo matki. Trzy tajemnice polonistki spod Tarnowa
Grażyna B. trzy dekady uczyła polskiego pod Tarnowem. Miła, sympatyczna, lubiana przez uczniów, o wysokiej inteligencji. Co więc sprawiło, że udusiła swoją matkę?
Chuda, szczupła, niewysoka o starannie ułożonej fryzurze. Twarz pomarszczona i naznaczona jakimś piętnem. Oczy lekko wyłupiaste, nos prosty, rocznik 1965. Jak na swoje 57 lat trzyma się prosto, można powiedzieć dostojnie. Ubrana w sportową bluzę na salę rozpraw została doprowadzona z aresztu w konwoju policyjnym. Skuta kajdankami.
Jako polonistka była osobą powszechnie znaną w podtarnowskim Bruśniku, mieszkała z matką Zofią B. w budynku szkoły podstawowej. Ten niepozorny wygląd polonistki może zmylić postronnego obserwatora, bo, jak się okazało, Grażyna B. była nie tylko wzorową nauczycielką o uznanej renomie, ale także zabójczynią. Dziś wiadomo, że skrywała trzy tajemnice. Ujawnienie jednej z nich doprowadziło Grażynę B. przed oblicze sądu. O dwóch pozostałych miało wiedzę wąskie grono. O tym dalej.
Tajemnica nr 1. Zbrodnia
Pierwsza tajemnica polonistki wyszła na jaw na początku lipca 2021 r., gdy Grażyna B. po północy zadzwoniła do pielęgniarki opiekującej się Zofią B. i oświadczyła lakoniczne, że „matka nie żyje”. Pielęgniarka poleciła wezwanie pomocy. Grażyna B. zatelefonowała do dyspozytora pogotowia i zgłosiła potrzebę interwencji. Ekipa karetki nie mogła trafić, błądziła po okolicy, oddzwoniła do Grażyny B., która wytłumaczyła im, gdzie jechać, ale dodała, że matka nie daje oznak życia i w związku z tym „nie muszą się spieszyć”.
Ratownicy na miejscu stwierdzili, że 80-latka nie oddycha, ale rzut oka wystarczył, by zauważyć, że zgon nie był naturalny. Ciało leżało w kuchni, zmarła była niekompletnie ubrana, na głowie widać krwiaki, obok leżał garnek i poza kałużą krwi proteza zębowa. Gdzieniegdzie kłębki wyrwanych włosów. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, ratownicy, a potem przybyli policjanci pytali Grażynę B. co się stało. Nie umiała racjonalnie wyjaśnić, kto tak dotkliwie pobił 80-latkę. Podawała co chwilę odmienne wersje.
- Matka wyszła do sąsiadki, a gdy od niej wróciła źle się poczuła i zaczęła wymiotować krwią - twierdziła. Po chwili zmieniła relację i twierdziła, że znalazła już matkę w takim stanie w kuchni. Nie minęło kilka chwil i niespodziewanie zaczęła opowiadać, że Zofia B. się przy niej przewróciła, więc wtedy udzielała jej pomocy.
Tajemnica nr 2. Alkohol
Te wypowiedzi zdziwiły kryminalnych. Badanie alkomatem ujawniło, że Grażyna B. ma półtora promila alkoholu we krwi. O tym, że od lat go nadużywa wiedziało wąskie grono osób. To była jej druga tajemnica. Ukrywała ją przed światem. Angażowała do tego matkę, którą prosiła, by czasem w środku nocy szła do sklepu i kupiła jej piwo lub wódkę. Bo przecież szanowanej i powszechnie znanej pani polonistce nie wypada tego robić. Piła zwłaszcza w czasie wakacji, gdy nie musiała iść na lekcje. O tym, że nie stroni od mocniejszych trunków wiedziała dyrekcja placówki.
Grażyna B. posłuchała sugestii szefów i poszła na roczny urlop dla poratowania zdrowia i by leczyć się odwykowo. Lekarz medycyny pracy dopuścił ją do pełnienia obowiązków zawodowych, więc znów zaczęła uczyć polskiego. Oprócz alkoholu często nadużywała leków i popijała je wyskokowymi trunkami. Gdy była nietrzeźwa, to matka zajmowała się gotowaniem posiłków, sprzątaniem i sprawami życia codziennego, które córka zaniedbywła.
Matka starała się wspierać córkę w tym zmaganiu z uzależnieniem. Dbała o jej reputację. Wydzielała leki i alkohol, ale Grażyna B. nie doceniała tych starań. Wręcz przeciwnie, stosowała przemoc wobec matki, szarpała ją, popychała, czasem przystawiała jej pięść do nosa i wyzywała wulgarnymi słowami. W odpowiedzi zdenerwowana Zofia B. też czasem rzuciła grube słowo do córki, ale to rzadko. Zwykle odpowiadała: zostaw mnie, daj mi spokój. Ukrywała przed ludźmi siniaki i obrażenia, które zrobiła jej córka.
Tajemnica nr 3. Przemoc
To złe traktowanie własnej matki, jej poniżanie i przemoc domowa - to była trzecia tajemnica polonistki. Znała ją tylko najbliższa rodzina, czyli siostra oraz jej wnuczka Joanna. O zaburzonych relacjach rodzinnych może świadczyć fakt, że Joanna, córka Grażyny B. wyprowadziła się z domu po zakończeniu edukacji w szkole średniej i zerwała kontakty z matką. Za to często telefonowała do ukochanej babci, były w stałym kontakcie. Wnuczka zainteresowała policję sprawą domowej przemocy, ale Zofia B. nie była skłonna potwierdzić tego w trakcie przesłuchania. Sprawa nie trafiła odo sądu. Zofia B. nie zgodziła się także zamieszkać z wnuczką, bo nie chciała zostawić córki samej.
Była przekonana, ze Grażyna B. pogrąży się wtedy całkowicie w nałogu i sobie w życiu nie poradzi. Sąsiadkom Zofia B. nie zwierzała się z tego, co się dzieje w czterech ścianach jej lokum.
- Nie radzę sobie z alkoholizmem córki, nie mam w domu spokoju - powiedziała tylko jednej ze znajomych, ale sprawy nie rozwijała. Za wszelką ceną chciała chronić córkę Grażynę. Zaciskała zęby i dalej znosiła swój ciężki los. Tylko wnuczce opowiadała o przemocy ze strony córki, piciu przez nią alkoholu, o tym że Grażyna B. lubi pisać jej na małych karteczkach wulgarne słowa lub w taki sposób wydaje polecenia.
- P…lę twoje żarcie. Mam alergię na twoją mordę. Zwymiotowałam tabletki, proszę cię zetrzyj z obrusu. Twoją bronią jest rozdarta morda - to przykłady takich zapisów na karteczkach. Co się zdarzyło w mieszkaniu między polonistką a jej matką może świadczyć opis z sekcji zwłok. Wynika z niego, że Zofia B. miała połamane żebra, mostek, siniaki, uraz głowy i obrzęk mózgu. Przyczyną zgonu było złamanie kości gnykowej i uduszenie. Córka tak mocno zacisnęła ręce na szyi matki, że doszło do jej zgonu. Z ekspertyzy medyka wynikało ponadto, że niektóre obrażenia powstały na ciele Zofii B. już po jej śmierci.
Jakby córka wyżywała się dalej na martwej ofierze. Pod paznokciami zabitej znaleziono ślady córki, to świadczyło, że się broniła przed jej agresją. Biegły wykluczył, by obrażenia języka i jamy ustnej mogły powstać podczas próby wyjęcia protezy zębowej. Grażyna B. potwierdziła, że w trakcie awantury tamtego wieczoru dusiła matkę i wyrwała jej włosy z głowy, ale przekonywała, że nie chciała zabić. Tarnowski sąd nie potraktował tych słów za wiarygodne i skazał polonistkę na 25 lat więzienia. Uwzględnił, że kobieta wcześniej nie była karana, ale ważniejsze było jej działanie bez motywu i brutalny sposób dokonania zabójstwa, brak skruchy i niepowiedzenie nawet słowa ”przepraszam”. Wnuczka zabitej, Joanna, była oskarżycielem posiłkowym na procesie matki i chciała dla niej tak surowej kary. Sąd Apelacyjny w Krakowie utrzymał w mocy wyrok.
W ostatnim słowie Grażyna B. prosiła o złagodzenie kary i danie jej szansy powrotu do społeczeństwa. Zwracała uwagę, że ćwierć wieku za kratkami oznacza dla niej dożywocie. Faktycznie, Grażyna B. wyjdzie na wolność w 2046 roku. Będzie wtedy w wieku swojej zamordowanej matki.