Lucjan Galski pracuje w wydziale ruchu drogowego w Oświęcimiu, jednak nie tylko wlepia mandaty. Policjant uratował już życie trzem osobom. Niestraszne mu także przyjmowanie porodu w... aucie
Anioł stróż - tak mówią o Lucjanie Galskim. Dlaczego? Bo często znajduje się w miejscach, gdzie ludziom dzieje się krzywda. Podczas służby uratował już życie trzem osobom. Ostatni raz w miniony poniedziałek odrywał od torów kolejowych kurczowo trzymającego się nich desperata, który w ten sposób próbował popełnić samobójstwo. Widzieli już zbliżający się pociąg.
- Tak jakoś wyszło. W końcu wstąpiłem do policji, by pomagać innym. To mój obowiązek - mówi skromnie Lucjan Galski. Nie potrafiłby usiedzieć ośmiu godzin za biurkiem. Lubi, jak coś się dzieje i musi zmierzyć się z kolejnymi wyzwaniami.
- Każdy dzień służby jest inny. Czasem bywa niebezpiecznie, ale zdarzają się też przyjemne sytuacje - mówi Lucjan Galski, który swoją przygodę z policją rozpoczął 11 lat temu.
Pierwszy raz życie człowiekowi uratował kilka lat temu. Wówczas na ul. Śląskiej w Babicach wywrócił się 70-latek jadący na skuterze.
Jak się później okazało, miał zawał. Funkcjonariusz przez 25 minut, zanim dotarła karetka, nieustannie wykonywał masaż serca.
- To była długa i wyczerpująca walka zakończona zwycięstwem. Satysfakcja z uratowania komuś życia jest ogromna - dodaje policjant.
Zadziałał niczym automat
Niezwykle pracowity okazał się dla niego ostatni tydzień. W piątek, patrolując wraz ze swoim partnerem Tomaszem Łąką ul. Konarskiego w Oświęcimiu, zauważył nieprawidłowo wyjeżdżającego ze stacji paliw volkswagena. Policjanci zatrzymali jego kierowcę i chcieli mu wlepić mandat. Wówczas do radiowozu podszedł młody chłopak, chwycił się za klatkę piersiową, stracił przytomność i upadł na ziemię.
Mundurowi natychmiast wyskoczyli z pojazdu. Tomasz Łąka chwycił jeszcze za radiotelefon, by zawiadomić oficera dyżurnego, który wezwał karetkę, z kolei Lucjan Galski rzucił się wykonywać masaż serca. Wszystkie czynności robił jak automat.
- To był młody człowiek. Nie wiedzieliśmy, co mu się stało - podkreśla Tomasz Łąka. Z ust reanimowanego toczyła się piana. Po kilku minutach odzyskał przytomność. Drżał z zimna. Policjanci bez wahania, mimo że było mroźno, zdjęli własne kurtki i okryli mężczyznę.
- Była taka adrenalina, że nawet nie poczuliśmy chłodu - mówi Tomasz Łąka.
Po chwili mężczyzna mógł już mówić. Opowiedział policjantom, że w jego rodzinie było już kilka zawałów serca. On, choć ma dopiero 27 lat, też ma problemy ze zdrowiem. Dzięki temu, że pomoc przyszła tak szybko, żyje. Wyszedł już ze szpitala.
Policjanci są trochę rozgoryczeni. Akcji przyglądali się przechodnie, jednak tylko jedna osoba podeszła i zapytała, czy nie pomóc. Jednak po tym, jak mężczyzna odzyskał przytomność, rozległy się brawa.
Desperat na torach
Ledwo minął weekend, a już Lucjan Galski ratował kolejne życie. W poniedziałek byli na patrolu w rejonie jezior Kruki w Oświęcimiu z innym partnerem. Mieszkanka bloków zadzwoniła na dyżurnego, że w stronę torów idzie jakiś mężczyzna: - Jest w piżamie, dziwnie się zachowywał - mówiła kobieta.
Mundurowi ruszyli na poszukiwania. Zauważyli mężczyznę, który szedł po nasypie kolejowym. Na ich widok zaczął uciekać, ale potknął się. Przewrócił się wprost na tory. Gdy policjanci do niego podbiegli, kurczowo już trzymał się szyn. Nie reagował na żadne polecenia. Trzeba było użyć siły, by oderwać go od metalu. Udało się go ściągnąć w ostatniej chwili.
- Za chwilę przejechał tamtędy pociąg. Cudem udało się uniknąć tragedii - mówi z ulgą Lucjan Galski.
Uratowany mężczyzna nie chciał zdradzić, dlatego postanowił targnąć się na swoje życie. Trafił pod opiekę lekarzy.
Eskorta na porodówkę
Tomasz Łąka i Lucjan Galski mają na swoim koncie również eskortę rodzącej kobiety do szpitala. Podczas patrolu pod koniec maja tego roku zatrzymali nieprawidłowo jadący samochód. Okazało się, że kierowca zdenerwował się, bo pasażerce odeszły wody i bał się, że nie zdążą na czas do szpitala. Policjanci zamiast mandatu włączyli koguty i eskortowali samochód na porodówkę.
- Liczyła się każda minuta. Jechaliśmy tak szybko, że na chwilę zgubiliśmy jadący za nami samochód - wspomina z uśmiechem Lucjan Galus.
Niewiele brakowało, a musiałby wraz z partnerem odbierać poród. W tej sferze jednak także ma już doświadczenia. Kilka lat temu na służbie pomagał przyjść na świat dziecku właśnie w samochodzie.