Rozmowa z Anną Kamińską, niedawną kapitan Tucholanki Kobiak Tuchola, a obecnie piłkarką KKP Bydgoszcz, tuż po meczu sparingowym obu ekip.
- Rozegrałaś dobre spotkanie przeciwko swojej niedawnej drużynie, ale trzeba było od razu strzelać jej gola?
- Nie chciałam, naprawdę (śmiech). To jednak jest piłka, a ona polega na strzelaniu goli. Zresztą później się poprawiłam i więcej do siatki nie trafiłam.
- To jak ci się grało przeciwko dobrze znanym piłkarkom, rozpracowałaś Tucholankę w szatni?
- Grało się dziwnie, nawet bardzo dziwnie, ale i bardzo przyjemnie. Najważniejsze, że nie pomyliłam się podczas podawania piłek. Grałam też fair i tucholanki również mnie oszczędziły. Przed meczem przekazałam swoim nowym koleżankom tylko kilka wskazówek o grze Tucholanki. To był jednak sparing, nie mecz o punkty, więc niepotrzebna była dokładna analiza.
- Co zadecydowało o twoim odejściu z Tucholanki?
- Tylko i wyłącznie fakt studiowania w Bydgoszczy. Tu mogę trenować na miejscu, a do Tucholi miałam 75 kilometrów w jedną stronę. To zaważyło. Teraz mogę trenować trzy razy w tygodniu, mam też możliwość ćwiczeń z zespołem ekstraligowym, a to mnie bardzo cieszy.
- Trafiłaś do drugoligowych rezerw KKP, ale marzysz pewnie o przebiciu się do pierwszej drużyny?
- Chciałabym. Na razie mam trochę zaległości treningowych, ale trener uważa, że mam spore szanse na grę w pierwszej drużynie. Największą przeszkodą jest to, że na razie zajęcia na uczelni pokrywają się z treningami pierwszej drużyny, ale będę musiała to jakoś pogodzić.
Rozmawiał: Piotr Pubanz