Anna Popek spełniła dziecięce marzenia o życiu pełnym ciekawych wyzwań
Zrobiła udaną karierę zawodową, ale nie znalazła szczęścia w miłości. Pociechą są jednak dla niej dwie dorosłe córki.
Jest uosobieniem telewizyjnego szyku. Zawsze nienagannie ubrana, prezentuje smukłą figurę i emanuje pozytywną energią. Z powodzeniem prowadzi zarówno poranny program, jak i duże widowiska na żywo. Nic więc dziwnego, że od lat cieszy się niezmienną sympatią zarówno telewidzów, jak i kolejnych szefów TVP. Każdy dziennikarz przeprowadzając z nią wywiad, pyta co robi, że ciągle zachowuje świetny wygląd i kondycję.
- Przede wszystkim regularnie chodzę spać, nie objadam się przed snem, rzadko piję alkohol, a raz w tygodniu stosuję ścisły post. Nic wtedy nie jem, piję jedynie zioła, soki i zakwas z buraków. Żadna dieta nie działa tak skutecznie. No i ruch jest ważny. Bieganie, ćwiczenia rozciągające, spacery z psem - to moja codzienność – mówi w „Twoim Imperium”.
Marząc o przygodach
Jej rodzina pochodzi ze znajdującego się dziś na terenie Ukrainy dawnego Podola. Kiedy wybuchła wojna, babcia zabrała krowę i fortepian - i wyruszyła na zachód. Zatrzymała się w Bytomiu, gdzie potem urodziła i wychowała się mała Ania. Przyszła prezenterka dorastała w średnio zamożnym domu, dobrze się uczyła i nie sprawiała rodzicom kłopotów.
- Prawdę mówiąc, jak byłam dzieckiem, marzyłam dokładnie o takim życiu, jakie teraz prowadzę. Byłam miłośnikiem Juliusza Verne’a, literatury przygodowej oraz science-fiction i ciągle marzyłam o życiu pełnym przygód, dalekich wyprawach, ciekawych ludziach, jakiś tajemniczych wydarzeniach. Jako dziecko miałam na tym punkcie świra – wspomina w blogu K-Vox.
Mała Ania najpierw chciała zostać fryzjerką, potem sprzedawczynią, aż w końcu archeolożką. Pasjonowały ją książki historyczne, więc być może dlatego po maturze zdecydowała się na polonistykę. Ciągnęło ją jednak w inne rejony, bo z pasją uczęszczała na kółko teatralne. Ostatecznie zapisała się na kurs dziennikarstwa.
- Dziennikarstwo jest najbardziej zbieżne z moim charakterem. Aktor koncentruje się na roli i swoich emocjach, a dziennikarstwo pozwala poznawać życie. Ten zawód jest nastawiony na kontakt z ludźmi, dlatego najbardziej mi pasował. Okazało się przy tym, że będąc dziennikarką, też mogę odgrywać sceny aktorskie – twierdzi w serwisie Milion Kobiet.
Coś wartościowego
Jeszcze na studiach rozpoczęła pracę w katowickim oddziale TVP. To jednak nie zaspokajało jej ambicji, więc przeniosła się najpierw do Wrocławia, a potem do Warszawy. W 1999 roku została prowadzącą ówczesny program poranny „Kawa czy herbata”. I szybko okazało się, że świetnie sprawdza się w tym formacie. Choć dojeżdżając do studia z Podkowy Leśnej musiała wstawać o czwartej rano, na wizji tryskała dobrą energią.
- Telewizja live to jest moja ogromna pasja, ja to uwielbiam. Różni się od programów nagrywanych, bo wszystko dzieje się na żywo i nie ma tu miejsca na błąd, a jeśli się go popełni - trzeba umieć wybrnąć. Trzeba powiedzieć raz i koniec, drugiej szansy już nie ma. To mobilizuje i stresuje jednocześnie. Ale mam nadzieję, że wychodzi mi to nie najgorzej, i że widzowie się ze mną nie nudzą – deklaruje w serwisie TVP info.
W kolejnych latach jej kariera wiodła krętymi drogami. Wdała się we flirt z polityką, ale niezbyt dobrze czuła się w tym świecie. Była również rzeczniczką prasową dużej firmy. Posmakowała losu celebrytki, występując w programach „Gwiazdy tańczą na lodzie” i „Taniec z gwiazdami”. Ostatecznie pozostała przy tym, co wychodzi jej najlepiej i dzisiaj prowadzi program „Wstaje dzień” w TVP Info.
- W naszej branży istotny jest także upływ czasu. Z biegiem lat robisz się coraz starsza, a twoja konkurencja coraz silniejsza. Wiadomo prędzej czy później musi dość do wymiany pokoleń. Ważne jest, żeby zdążyć zrobić coś wartościowego, autorskiego, zanim dojdzie do tej wymiany. Życie zawodowe też mamy tylko jedno, nie powtórzy się pewnych sytuacji – konstatuje w „Mieście Kobiet”.
Miłosne tarapaty
Jej wybrankiem został informatyk Andrzej Popek. Założył własną firmę projektującą strony internetowe i pracował w domu, więc kiedy na świat przyszły dzieci, mógł się nimi zająć. Nie zawsze powodziło mu się jednak w pracy, więc były momenty, kiedy ciężar utrzymania rodziny spoczywał na żonie. Anna nie krzywdowała sobie tego, doceniając męża za to, że jest przyzwoitym człowiekiem. Niestety: po szesnastu latach para się rozstała, podając za przyczynę różnice światopoglądowe.
Prezenterka nie zrezygnowała z marzeń o prywatnym szczęściu, ale jej kolejne związki okazały się fiaskiem. Najpierw związała się z Konradem Komarnickim, a potem z Tomaszem Krupą. Ten drugi oświadczył po rozstaniu w mediach społecznościowych, że wstydzi się tego, iż spotykał się z Anną, a co więcej, zażądał od niej... wypłaty odszkodowania w wysokości 300 tys. zł za utraconą pracę w telewizji. Po tych doświadczeniach prezenterka odpuściła sobie miłosne przygody.
- Prawdę mówiąc dopiero zawierzenie Matce Boskiej w Częstochowie przyniosło mi gwałtowne zrozumienie przyczyn mojego rozwodu i tego nieszczęścia, jakie się z nim wiąże. Dopiero po powrocie z Częstochowy po prostu któregoś dnia obudziłam się niemal ze łzami w oczach. Zobaczyłam swoje błędy, które stały się jaskrawe, jakby ktoś w moim życiowym wypracowaniu podkreślił na czerwono i z wykrzyknikiem wszystkie pomyłki – mówi w serwisie Stacja 7.
W międzyczasie obie córki prezenterki podrosły i pięć lat temu wyfrunęły z domu. Starsza Oliwia obroniła tytuł magistra z ekologii na Uniwersytecie w Lejdzie, a młodsza niebawem będzie kończyć historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim.
- Nigdy nie myślałam, że spotka mnie syndrom pustego gniazda. Zawsze byłam tak zajęta, że marzyłam o chwili spokoju, ale kiedy jakiś czas temu obie moje córki się wyprowadziły, mocno to przeżyłam. To dziwne uczucie wracać do pustego domu. To są emocje, które trzeba przeżyć, ale potem jednak się ich pozbyć. Broń Boże nie należy obciążać nimi dzieci! - podkreśla w „Fakcie”.