ARA w Rosji, czyli największa operacja humanitarna w dziejach

Czytaj dalej
Fot. Fot. Wydawnictwo Literackie
Paweł Stachnik

ARA w Rosji, czyli największa operacja humanitarna w dziejach

Paweł Stachnik

W latach 1920-1923 bolszewicką Rosję dotknęła potężna klęska głodu. Z pomocą pośpieszyła Amerykańska Administracja Pomocy Herberta Hoovera, dostarczając żywności dla milionów ludzi.

Wiosną 1920 r. w Rosji zaczęła się susza. Upały trwały przez lato i dużą część jesieni, a zima była lekka i niezbyt śnieżna. Wiosną 1921 znów pojawiły się wysokie temperatury. Największa od 30 lat susza objęła ogromne obszary: od Ukrainy na zachodzie po Ural na wschodzie i od Niżnego Nowogrodu na północy po Morze Kaspijskie na południu. Zbiory były niewielkie i mieszkańcom tych rozległych terenów szybko zaczął zaglądać w oczy głód.

Doszło do tego ogólne zniszczenie kraju przez rewolucję i wojnę domową oraz polityka żywnościowa rządzących bolszewików. Zdając sobie sprawę ze znaczenia żywności dla utrzymania spokoju w państwie, rząd nakazał bezwzględne rekwirowanie zboża chłopom, których zresztą uznawał za wrogów nowego porządku. Na wieś ruszyły brygady rekwizycyjne, które brutalnie pozbawiały włościan nie tylko nadwyżek ziarna, ale często i całych plonów.

„Chłopi nazwali kampanię rekwizycyjną z tamtego roku "żelazną miotłą", wymiotła bowiem wioski do czysta, do ostatniego ziarnka zboża, zostawiając ich mieszkańców niemal z niczym” – pisze amerykański historyk Douglas Smith w swojej książce „Rosyjska misja” wydanej właśnie przez krakowskie Wydawnictwo Literackie.

Straszna strona

Ten splot wydarzeń sprawił, że w środkowej Rosji, zwłaszcza na Powołżu, zapanował głód, o jakim nie słyszano tam od wielu lat. Pozbawieni zboża ludzie zaczęli zjadać zwierzęta gospodarskie, potem psy i koty, a jeszcze potem kości, trawę i korę. Śmiertelność rosła. Najpierw umierali najsłabsi – starcy i dzieci, po nich przychodziła kolej na dorosłych. Na ulicach wsi i miast leżały niepogrzebane trupy. Setki tysięcy ludzi uciekało ze wsi i ciągnęło do miast w nadziei, że tam będzie łatwiej o jedzenie. Obdarci, opuchnięci z głodu, osłabieni i chorzy padali w drodze lub umierali u celu wędrówki. W miastach wcale nie było lepiej i tysiące uchodźców snuło się po ulicach lub koczowało na dworcach kolejowych chcąc dostać się do pociągu i przemieścić gdzieś dalej, tam gdzie będzie jedzenie. Notowano przypadki popadnięcia w obłęd z niedożywienia.

Jak pisze Douglas Smith, który w swojej książce zrelacjonował ów wielki rosyjski głód lat 1920-1923, najgorszym aspektem tej tragedii była śmierć dzieci. Tysiące z nich umierało z braku jedzenia. Zdarzało się że rodzice, którzy nie byli w stanie wykarmić potomstwa, zostawiali je na pastwę losu lub po prostu zabijali własnymi rękami. Sierocińce w miastach zmieniły się w umieralnie przepełnione chudymi jak szkielety, osowiałymi dziećmi czekającymi na śmierć. Gromady dziecięcych żebraków okupowały ulice i walczyły o odpadki.

Była jednak jeszcze jedna straszna strona rosyjskiego głodu. Oto zdesperowani i doprowadzeni na skraj wytrzymałości ludzie zaczęli zjadać innych. We wsiach notowano coraz więcej przypadków kanibalizmu. Głodujący zabijali dzieci, gotowali je i zjadali. Zabijali też sąsiadów lub postronnych, by żywić się ich ciałami. Ci, którzy nie chcieli zabijać, kradli lub wykopywali zwłoki i je pożerali. Dlatego w wielu miejscowościach trupy trzymano pod kluczem, a cmentarzy pilnowali wartownicy. Jak czytamy w książce Smitha, kanibalizm nie był incydentalny, a raczej stanowił plagę. Zdarzało się, że chłopi pisali listy do władz, domagając się po prostu jego zalegalizowania wobec braku jedzenia…

Pomoc z Zachodu

Bolszewickie władze początkowo ukrywały problem. Potem jednak, gdy głód przybierał coraz większe rozmiary, zmieniły politykę. Zdając sobie sprawę, że same nie podołają, zdecydowały się poprosić o pomoc Zachód. 13 lipca 1921 r. znany pisarz Maksym Gorki opublikował list otwarty pt. „Do wszystkich uczciwych ludzi”. Opisywał w nim panujący w Rosji głód i prosił Europejczyków oraz Amerykanów o chleb i lekarstwa. „Dwudziestego drugiego lipca 1921 roku apel Gorkiego opublikowany w amerykańskiej prasie trafił na biurko Herberta Hoovera, sekretarza handlu w rządzie Stanów Zjednoczonych. Gdy tylko Hoover go przeczytał, wiedział, co należy zrobić” – czytamy w „Rosyjskiej misji”.

Hoover był milionerem, który dorobił się w przemyśle górniczym. Podczas I wojny światowej założył Komitet Pomocy w Belgii, który dostarczał pomoc do tego kraju okupowanego przez Niemców. W 1919 r. namówił prezydenta Woodrowa Wilsona do powołania Amerykańskiej Administracji Pomocy (American Relief Administration, ARA), która miała udzielać pomocy żywnościowej zniszczonym wojną krajom europejskim. Kongres wyasygnował na ten cel 100 mln dolarów, a Hoover sprawnie i efektywnie przekazywał żywność, ubrania i lekarstwa do 32 krajów, w tym także do Polski (za co Uniwersytet Jagielloński przyznał mu doktorat honoris causa). Teraz Hoover uznał, że ARA należy wysłać z misją do Rosji.

Rzecz nie była prosta, bo USA nie uznawały władzy bolszewików, a ci z kolei darzyli Ameryką głęboką nieufnością. 23 lipca Hoover wysłał telegram do Gorkiego z propozycją pomocy i warunkami, na jakich mogłaby zostać udzielona. Sowieci byli zdesperowani, bo już 26 lipca bliski współpracownik Lenina Lew Kamieniew przekazał odpowiedź akceptującą pomoc. Celem uzgodnienia szczegółów delegacje obu stron spotkały się w sierpniu w Rydze. Tam okazało się, że różnice zdań są spore.

Hoover domagał się m.in., by przedstawiciele ARA mieli w Rosji swobodę podróżowania, zakładania komitetów pomocowych i dystrybuowania żywności oraz zatrudniania miejscowych pracowników, a strona sowiecka pokryje koszty transportu, magazynowania i dostaw. Warunki o swobodzie podróżowania były dla Sowietów początkowo nie do przyjęcia. Część z działaczy bolszewickich była bowiem przekonana, że ARA to tylko przykrywka dla Amerykanów, by wywołać w Rosji przewrót i sprowadzić nową interwencję. Jednak Lenin był zwolennikiem zaproszenia ARA i ostatecznie 21 sierpnia podpisano w Rydze porozumienie. Do Rosji wyruszyli pierwsi pracownicy Administracji, a z USA wypłynęły pierwsze statki z żywnością.

11 mln ludzi

Szefem misji w Rosji mianowany został płk William Haskell, były oficer armii amerykańskiej. Podlegało mu około 200 Amerykanów, którzy organizowali pracę w terenie. Cały obszar objęty głodem podzielono na okręgi, a te na podokręgi. Każdy był nadzorowany przez inspektora ARA, który zakładał lokalne biuro i zatrudniał 10 miejscowych instruktorów umiejących czytać i pisać. Instruktor miał pod opieką około 20 wiosek, a w każdej z nich zakładał kilkuosobowy komitet żywieniowy. Dostarczaną do Rosji statkami żywność (grysik kukurydziany, ryż, biały chleb, smalec, cukier, masło, mleko skondensowane, kakao) przewożono koleją do miast, a stamtąd wozami lub saniami rozwożono do mniejszych miejscowości i wsi.

Początkowo ARA żywiła tylko dzieci, ale w miarę poznawania rozmiarów klęski głodowej pomoc rozszerzano, obejmując także dorosłych oraz dostarczanie leków. Poszerzano też zakres terytorialny, gdy okazało się, że głoduje nie tylko Powołże, ale także Ukraina i tereny na południe od Uralu. W sumie około 16 tys. amerykańskich stołówek żywiło 11 mln rosyjskich obywateli, czyli prawie jedną dziesiątą populacji kraju. To daje wyobrażenie o skali operacji prowadzonej przez Hoovera i jego organizację.
Do pracy przy rozdzielaniu żywności ARA poszukiwała ludzi niebojących się wyzwań. Zgłaszali się więc rozmaici poszukiwacze przygód, w tym byli uczestnicy wojny nie mogący znaleźć sobie miejsca po nastaniu pokoju (kilku z nich opisuje w książce Douglas Smith). Jednak to, co zobaczyli w Rosji przerosło ich najgorsze doświadczenia z frontów Wielkiej Wojny. Trupy na ulicach, wygłodzeni uchodźcy dobijający się do pociągów, szopy, hale i magazyny pełne ludzkich zwłok czekających na pochowanie, dzieci ze spuchniętymi z głodu brzuchami, makabryczne opowieści o matkach duszących własne potomstwo, mrożące krew w żyłach wieści o kanibalizmie. Niektórzy nie wytrzymywali psychicznie i doznawali nerwicy zwanej „szokiem głodowym”. Niektórzy rezygnowali z pracy i wyjeżdżali. Jeszcze inni popadali w alkoholizm.

Wam już dziękujemy

Bolszewicy z jednej strony z podziwem obserwowali sprawność i skuteczność działania ARA, a z drugiej podchodzili do niej z właściwą sobie podejrzliwością. Wśród miejscowych pracowników Administracji umieszczono mnóstwo agentów Czeki inwigilujących Amerykanów. Inną trudnością była ogólna dysfunkcyjność sowieckiego państwa, w którym nic nie działało, wszystkiego brakowało, a urzędnicy traktowali interesantów jak wrogów.

Gdy w 1922 r. sytuacja żywnościowa nieco się poprawiła, władze zaczęły dawać do zrozumienia ARA, że nie jest już mile widziana. Zaczęto mnożyć trudności, coraz częściej aresztować rosyjskich pracowników, a w prasie pojawiały się napastliwe artykuły. Wiadomość z listopada 1922 r., że Rosja znowu zamierza eksportować zboże wprawiła Hoovera we wściekłość. W marcu następnego roku zakończył misję i wycofał ARA z Rosji. Jak zauważa Douglas Smith, wielka akcja amerykańskiej organizacji ocaliła życie milionów ludzi i być może także władzę sowiecką, która mogła ulec załamaniu, gdyby klęska głodu się powiększała. W Rosji pamięć o niej szybko świadomie zatarto, a w USA dziwnym trafem poszła w zapomnienie. A przecież jak pisze autor książki, była to największa operacja humanitarna w dziejach.

Paweł Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.