Bajki są nie tylko dla dzieci. A przynajmniej nie te
Rozmowa z Dominiką Kiss-Orską, właścicielką „Skrzynki na bajki”, o bajkach, bliźniaczkach, macierzyństwie i mitach o nim.
- Jesteś lepszą zachętą do posiadania potomstwa niż 500 zł na dziecko. Gdy Klara i Fela przyszły na świat dostałaś zastrzyk energii?
- Ta energia była już w ciąży. Bardzo długo pracowałam, bo mogłam i chciałam. Aż w końcu wysłali mnie na urlop... mniej więcej na miesiąc przed porodem. Dzieci urodziłam w maju i właściwie pierwszych trzech miesięcy nie pamiętam. To znaczy pamiętam, że głównie karmiłam, a dziewczyny głównie płakały. Nie było litości. Wtedy, gdy to się działo, to nawet nie było takie straszne, po prostu robiło się swoje. Teraz, gdy o tym myślę, to jestem przerażona (śmiech).
- Czym najbardziej?
- Zastanawiam się jak to ogarnęłam. Poza tym było sporo frustrujących spraw. Koleżanki pożyczały mi literaturę o dzieciach, mówiły o jakichś rytmach dobowych, w których funkcjonują. U nas nie było rytmu, tylko totalna dysharmonia. Poza tym te uwagi od różnych ludzi - że piję kawę, jem truskawki, a karmię. Że dzieci płaczą, czemu tak płaczą, że pewnie coś im jest. Mitów związanych z macierzyństwem jest bardzo dużo. A gdy się jest młodą matką, bez doświadczenia, to jest się podatnym gruntem na wszelkiego rodzaju uwagi. Można zwariować, bo nie wiadomo już kogo słuchać, kto ma rację. Na szczęście wielkim wsparciem jest Piotr, mój partner.
- Cała Polska zna się na dzieciach?
- Najbardziej znają się mamy, które mają jedno dziecko, niedawno urodzone. To prawdziwe ekspertki (śmiech). Ale tak serio to ludzi bardzo ciekawią dzieci. Oczywiście jeśli są bliźniaki to już w ogóle - to wzbudza najwięcej emocji. Na początku, gdy pytano mnie o ich płeć tłumaczyłam, że dwie dziewczynki. Później przytakiwałam na każdą wersję, nie chciało mi się prostować. Ludzi fascynuje też bardzo sprawa karmienia. „Bliźniaczki to obie na raz?”, „Jak ty to robisz?”, „Jak odciągasz pokarm?”. A to naprawdę moja sprawa i nic nikomu do tego.
- Na początku byłaś jedną z tych matek, które są w stanie mówić tylko o dzieciach?
- Gdy były zupełnie małe rzeczywiście miałam do tego skłonności, ale szybko mi przeszło. Starałam się nie zasypywać ludzi zdjęciami bliźniaczek, choć są śmieszne - są przecież dwie i to jest takie urocze. Jest też takie przekonanie, że młodym matkom tuż po urodzeniu dziecka coś dziwnego dzieje się z mózgiem. Serio! Że tracą intelekt. Że nagle coś ci się odkleja w głowie i siadasz przed telewizorem i oglądasz seriale i czytasz głupie magazyny. Ale jeśli nie robiłaś tego przed ciążą, to nie będziesz tego robić po ciąży! Po prostu jest się zmęczonym, ale jeśli używało się mózgu przed ciążą, to po urodzeniu dziecka będzie tak samo.
- Ty nie siedziałaś i nie oglądałaś seriali? Za to sporo jeździłaś. Nawet w dalekie podróże.
- Tak, między innymi na Podkarpacie, gdzie mieszka rodzina Piotra. Na początku było trudno, bo musieliśmy zabierać ze sobą jakieś niewyobrażalne ilości rzeczy. Teraz jest już łatwiej. Wtedy też słyszałam „Doma, ty tak ciągle jeździsz z tymi dziećmi, zamiast siedzieć w domu”. No, jak chcesz to też jedź. Ale jak nie jedziesz, to wiedz, że to twój wybór, a nie dlatego, że masz dziecko, więc nie można. To samo tyczy się folgowania sobie w ciąży. Niektóre kobiety myślą, że ciąża to czas, kiedy można sobie pozwolić na więcej, bo tych dodatkowych kilogramów nie widać. Ale zostają po porodzie. Nie oceniam tego, niech każda robi co chce, ale później niech nie mówi, że utyła przez ciąże. Nie przez ciążę, tylko przez siebie. Nie ma co narzekać na rzeczy, na które ma się wpływ.
- Szczerze. Tak jak na blogu.
- Gdy zakładałam bloga „Klara i Fela”, wiedziałam że musi być szczery, inaczej nikt by go nie czytał. Nie ściemniam tam, że zawsze jest różowo, że lubię się bawić z dziećmi, choć nie lubię itd. Gdy zaczęłam go pisać, bardzo się w to wkręciłam. Pojawiało się nawet kilka wpisów dziennie. Teraz już przystopowałam.
- Bo jest „Skrzynka na bajki”?
- Tak. I ona jest takim następstwem tego bloga. Było pisanie, były dzieci i w końcu powstał pomysł, żeby pisać bajki. W ogóle, jeśli chodzi o pisanie, oczy otworzyła mi Justyna Niebieszczańska na jednym z warsztatów z kreatywnego pisania. Zapytała, czy coś tam skrobię. Powiedziałam, że czasem coś na Facebooku, ale niewiele. „A piszesz bloga?” zapytała. Powiedziałam, że nie mam czasu. „A na fejsa masz?”. No i tu mnie miała. Wtedy się zaczęło.
- A sama „Skrzynka...”?
- Obejrzałam spektakl „Błękitnie” w Teatrze Polskim, który porusza koncepcję ekonomiczną opisaną przez W. Chan Kim i Renée Mauborgna. Mówi, że nie ma sensu martwić się o konkurencję na rynku, tylko stworzyć własny rynek. Więc stworzyłam. Najpierw napisałam kilka dla znajomych i rozdałam. Powiedzieli że taka bajka to super pamiątka. Potem założyłam fanpejdża na Facebooku, a teraz go lubi ponad 500 osób. Zamówień jest coraz więcej, szczególnie przed świętami.
- Piszesz je tylko dla dzieci?
- Nie. Mam sporo zamówień dla dorosłych - była już taka z okazji 80. urodzin babci, taka od przyjaciółki dla przyjaciółki, gdy jedna z nich wyprowadzała się za granicę i chciała dać do zrozumienia tej drugiej, że ich przyjaźń się przez to nie skończy. Zdarzają się też z okazji 35-lecia ślubu, imienin, a także takie, które mają coś załatwić.
- Na przykład przeprosić?
- Nie, przepraszającej jeszcze nie było. Zdarzyła się za to taka, która miała w delikatny sposób powiadomić o utracie kochanego zwierzaka.
- Bajki są w pełni - od A do Z robione ręcznie. To duże wyzwanie?
- Największym jest dla mnie, by ją napisać ładnym pismem i zrobić ciekawe ilustracje. Wygląda to tak, że osoba, która zamawia bajkę podaje mi pięć cech charakterystycznych osoby, która ma zostać obdarowana, trzech rzeczy, które lubi i zwierzę, z którym się kojarzy. Piszę bajkę, robię rysunki i wysyłam do akceptacji do osoby zamawiającej. Później ewentualnie nanoszę poprawki i bajka gotowa. Zwykle zabiera mi to około tygodnia. Ale przed świętami dłużej, bo i zamówień jest sporo.
- Znalazłaś niszę, udaje ci się już na tym zarabiać?
- Powoli tak, dlatego zakładam firmę. Poszerzyłam też ofertę o spersonalizowane maskotki, które szyje moja przyjaciółka. Myślę, żeby wynająć jakieś miejsce, gdzie mogłabym w spokoju pisać, bo przy bliźniaczkach to czasem trudne.
- Nie pozwalają?
- Nie. Od razu chcą robić, to co ja. Zorientowały się, że są coraz bardziej samodzielne i zaczęły to wykorzystywać. A to oznacza, że nie ma spokoju (śmiech).
Dominika Kiss-Orska | kulturoznawczyni, kierowniczka Zakładu Praktyk Kulturalnych w bydgoskim Miejskim Centrum Kultury. Mam półtorarocznych bliźniaczek Klary i Feli, założycielka bloga "Klara i Fela" i "Skrzynki na bajki". Niedawno zorganizowała w Bydgoszczy wystawę "Do rany przyłóż", przygotowaną na konkurs Narodowego Centrum Kultury i fundacji Bęc Zmiana "Galeria Urząd". |