Beata Tyszkiewicz. Hrabianka, która dla męża mogła zagrać krasnoludka

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Wiktor
Paweł Gzyl

Beata Tyszkiewicz. Hrabianka, która dla męża mogła zagrać krasnoludka

Paweł Gzyl

Wszyscy postrzegamy Beatę Tyszkiewicz jako wyniosłą damę. Nie bez powodu. W końcu aktorka pochodzi z prawdziwej arystokratycznej rodziny

O Beacie Tyszkiewicz nie bez powodu mówi się jako o pierwszej damie polskiego kina. - Z pewnością wynika to z charakteru ról, jakie grałam. Gdybym grała sklepikarkę, nie byłabym damą. A tak: kominek, pawie albo strusie pióro we włosach, wachlarz, kanapa. Każdy mnie z tym kojarzy. Być może jest też jakaś potrzeba społeczna na posiadanie takiej damy. Nie wiem - zastanawia się w serwisie IK - Magazynie Kobiet Spełnionych.

Wojenna tułaczka

W jej żyłach naprawdę płynie niebieska krew - pochodzi bowiem z arystokratycznego rodu Tyszkiewiczów, herbu Leliwa. Przyszła na świat w pałacu w Wilanowie, gdzie zaprosił jej rodziców hrabia Branicki, który został zresztą potem jej ojcem chrzestnym. Z tego okresu dzieciństwa zapamiętała tylko smaki i zapachy - poziomek w śmietanie, nagrzanego słońcem bukszpanu. Zawsze była otoczona wianuszkiem podziwiających uroczą dziewczynkę ciotek i wujków.

- Teraz w ogóle wszystkie życiowe niepowodzenia kobiety tłumaczą napastowaniem seksualnym. Szalenie się ta bzdura rozprzestrzenia. Zawsze mnie wujowie klepali w pupę i łapali za biust. Nigdy tego nie traktowałam w kategoriach napastowania. Nie czułam się upokarzana. To było żartobliwe - mówiła w „Playboyu”.

Wojna jednym podmuchem zmiotła cały ten arystokratyczny światek. Tysz-kiewiczowie przeprowadzili się doWarszawy i zaczęli klepać biedę. Ojciec długo tego nie wytrzymał. Zostawił żonę i dzieci, aby schronić się w Anglii; założył nową rodzinę. Beata poznała go więc na nowo dopiero, kiedy była dorosła. - Okazał się uroczym panem, ale o raczej słabym charakterze - mówiła. - Z mamą i bratem egzystowaliśmy w małym pokoiku, w prymitywnych warunkach. Pamiętam wizytę u lekarza - duże mieszkanie, w drzwiach mleczne szyby, biblioteka, salon… Myślałam: „Boże, jaki to jest dom!”. A my: fajerka elektryczna... Mama mnie nauczyła - i tak są wychowane moje córki - że trudne warunki to coś cennego w życiu - wspomina aktorka w „Gali”.

Wojna zmusiła rodzinę do ciągłych przenosin. Najpierw Tyszkiewiczowie trafili do Krakowa, gdzie matka otworzyła z hrabiną Beatą Branicką małą jadłodajnię. Kiedy znalazła pracę pokojówki w hotelu, przeprowadzili się do Karpacza. Wreszcie trafili do Lasek, gdzie zamieszkali w malutkim pokoiku bez łazienki.

Awanturnica z zasadami

Ze względu na kolejne przeprowadzki, Beata zmieniała szkołę za szkołą. Ponieważ wyróżniała się urodą, jeszcze w liceum zadebiutowała w kinie, wcielając się w rolę Klary w filmowej adaptacji „Zemsty”. Miało to swoje negatywne konsekwencje: dyrekcja nie chciała mieć w swych murach „gwiazdy” i zdecydowała się ją usunąć z listy uczniów. W efekcie Beata trafiła do liceum sióstr Niepokalanek. Tym razem uroda jej pomogła - bo zakonnice co roku obsadzały ją w roli Matki Boskiej w szkolnych jasełkach, dzięki czemu miała podwyższoną ocenę za zachowanie.

- Zawsze byłam awanturnicą, ale w ramach własnej odpowiedzialności za to. Flirtowałam, poznawałam fantastycznych ludzi, starałam się, żeby moje życie było kolorowe. Nigdy jednak nie naginałam zasad - przyznaje w serwisie IK.

Choć nie zdała matury, dostała się na studia aktorskie. Potem musiała uzupełnić egzaminy. I zaliczyła je w... Komendzie Głównej Milicji Obywatelskiej w Warszawie wraz z całą gromadą milicjantów. Wszyscy dostali gotowe pytania i odpowiedzi, bo peerelowscy stróże prawa musieli być wzorem dla innych. Na studiach zaczęła wdawać się w pierwsze flirty. Najpierw związała się z kolegą z czwartego roku - Józkiem Łotyszem. Chłopak okazał się bardzo zazdrosny - potrafił przyjechać na plan filmowy w Krakowie i zrobić Beacie karczemną awanturę. Potem o jej względy starał się operator Krzysztof Winiewicz. Prowadziła z nim grę w kotka i myszkę - i w końcu chłopak dał sobie spokój, wiążąc się z Martą Lipińską.

Mając 22 lata Beata romansowała ze znanym i żonatym aktorem - do dziś nie wyznała, kim był ów wiarołomny mąż. W końcu podczas realizacji filmu „Samson” poznała Andrzeja Wajdę. Od razu ją zauroczył, bo, jak sama potem przyznała, wyglądał niczym Paul Newman.

- Mogłam u niego zagrać nawet sierotkę Marysię i siedmiu krasnoludków. Ale nie chciałam. Po to, żeby nikt mnie nie przykrył kubeczkiem, bo jestem osobą niezależną - tłumaczy w „Gali”. Małżeństwo ze słynnym reżyserem trwało zaledwie rok, ale zaowocowało córką Karoliną. Beata kupiła za wysokie honorarium, które otrzymała grając w hinduskim filmie, dworek w Głuchach. Została w nim jednak sama z dziewczynką, bo Wajda wyprowadził się do swojego mieszkania w stolicy. Echem tego rozstania okazał się film „Wszystko na sprzedaż”.

Przyjemne macierzyństwo

Pochodzenie i uroda predystynowały Beatę do grania ról w filmach kostiumowych. I tak się działo - strojono ją w krynoliny, długie suknie i jedwabne rękawiczki, wręczając do ręki wachlarz. Dzięki temu widzowie uznali, że Tyszkiewicz to prawdziwa dama. Tymczasem w życiu bywało inaczej.

- Pamiętam, jak kiedyś w Kopenhadze zostaliśmy ze Zbyszkiem Cybulskim zaproszeni na popremierowy wieczór w pewnym eleganckim domu. Roztrzepany i rozkojarzony Zbyszek wylał filiżankę kawy na panią domu ubraną w białą suknię i siedzącą na białej kanapie. Wszyscy zamarli, ale on nie stracił rezonu. Szybko wziął od kelnera drugą filiżankę, dodał śmietanki, posłodził i wylał ją sobie na głowę, na elegancki smoking i śnieżnobiałą koszulę. Dał w ten sposób do zrozumienia: co tam ubranie, ja naprawdę nie chciałem - wspomina aktorka w serwisie Weranda.

Po rozstaniu z Wajdą wychodziła jeszcze dwa razy za mąż. Ostatni ze związków miał wiele szans na przetrwanie - Beata znała bowiem Jacka Padlewskiego od dziecka, a ich rodziny przyjaźniły się jeszcze dłużej. Niestety, znów nie wyszło, choć na świat przyszła druga córka gwiazdy- Wiktoria.

- Wychowywałam dziewczynki, a to było cudne. Nigdy w życiu nie podniosłam na nie głosu, nigdy nie powiedziałam „A nie miałam racji?”. Pamiętam, że poprosiłam Wiktorię, gdy miała 13 lat, aby wyrzuciła śmieci. Odpowiedziała, jak zwykle „Zaraz, mamo”, więc sprawnie zrobiłam to za nią. Po chwili tłumaczy się „Mamo, przecież ja bym to zrobiła”, a ja na to: „Kotku, to nie ma przecież żadnego znaczenia, kto wyrzuca w domu śmieci”. Bo ważne jest, aby ona sama poczuła się w obowiązku to zrobić i abym ja nie musiała jej nakazywać - wyjaśnia aktorka w serwisie Trójmiasto.pl.

Na początku lat 90. gruchnęła wiadomość, że Tyszkiewicz jest chora na raka. Nie załamała się i choć wyglądała jak cień, pojechała na plan filmu „Dotyk ręki”. I pokonała chorobę. W tym czasie przeżyła swą ostatnią wielką miłość - do młodszego o 30 lat brytyjskiego aktora. - Byłam wtedy ciężko chora, umierająca i on się mną zajmował. Wariat! Regularny, do leczenia zamkniętego. Odesłałam go do mamusi - mówiła w „Gali”.

Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.