„Beliniacy” - Pierwsi Ułani Rzeczypospolitej
W powszechnej opinii I Kompania Kadrowa była formacją pieszą. Wyobrażenie to zostało utrwalone poprzez przekaz historyczny i tradycję marszów upamiętniających wymarsz z Oleandrów. Utworzenie 1. Legionu doprowadziło do oficjalnego sformowania szwadronu ułanów.
Cykl powstaje we współpracy z krakowskim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej. Autorzy są historykami, pracownikami IPN.
Nie był to jednak pierwszy oddział kawalerii w wojsku polskim w XX wieku. Pierwszym bowiem był siedmioosobowy patrol, których w dniach 2-3 sierpnia 1914 r. dokonał rajdu z Krakowa pod Jędrzejów. Obie formacje łączyła osoba Władysława Beliny-Prażmowskiego, dowódcy i twórcy oddziału.
Najwierniejszy z wiernych
Wśród najwierniejszych członków drużyn strzeleckich był Władysław Prażmowski, który przyjął pseudonim konspiracyjny „Belina”. Od 1911 r. piął się w hierarchii strzeleckiej, awansując po Szkole Oficerskiej Związku Strzeleckiego do stopnia porucznika, a w 1913 r. objął obowiązki zastępcy komendanta Okręgu Krakowskiego. Latem 1914 r. został dowódcą kompanii szkolnej w Oleandrach. Już 2 sierpnia stanęło przed nim najważniejsze i najtrudniejsze zadanie w jego dotychczasowej służbie. Wraz z wybuchem wojny austriacko-rosyjskiej, do Królestwa Polskiego miały wkroczyć polskie oddziały wojskowe. W celu zabezpieczenia ich działania komendant Piłsudski postanowił wysłać patrol dowodzony przez „Belinę”.
Jego zadaniem było nawiązanie kontaktu z agenturą Związku Walki Czynnej w Królestwie, zlokalizowanie rosyjskich jednostek wojskowych, punktów rekrutacyjnych wojska, pograniczników i policji. Patrol „Beliny” miał też doprowadzić do zamieszania na tyłach wojsk rosyjskich i rozpoznać szlak wiodący z Krakowa do Kielc.
Nocą udali się bryczkami w ubraniach cywilnych z Krakowa do przejścia granicznego na Baranie koło Kocmyrzowa, a następnie po przebraniu się w mundury nastąpiła podniosła dla nich chwila: uświadomili sobie, „że są pierwszymi żołnierzami zmartwychwstającej Polski, którzy otwarcie z bronią w ręku łamią kordony dzielące ojczyznę”.
Siedmiu w lesie
Już o poranku 3 sierpnia 1914 r. Zofia Zawiszanka, wywiadowczyni ZWC i córka właścicieli niedużego majątku w Goszycach koło Kocmyrzowa, po rosyjskiej stronie granicy między Kongresówką i Galicją, została obudzona stukaniem do okna. „Powstanie! W Warszawie rewolucja! Nas jest siedmiu w lesie - pierwszy oddział! Czy możemy przyjść, dostać śniadanie i dwie pary koni na dalszą drogę?”. Słuchała z drżeniem serca znanego jej głosu Zygmunta „Bończy” Karwackiego. Natychmiast obudziła wszystkich, służba dworska przygotowała śniadanie, a następnie po otrzymaniu od Zawiszanki raportu o sytuacji na tym terenie udali się przez Działoszyce w kierunku na Jędrzejów. Poruszali się bryczkami, ubrani w cywilne ubrania, ale w pogotowiu mieli broń, której nie wahali się użyć. Na szczęście dla nich nie było to konieczne, podobnie jak wykorzystanie ładunków wybuchowych do wysadzenia w Jędrzejowie punktu werbunkowego. Jak się okazało miasto zostało opuszczone przez Rosjan. Natychmiast po tym udali się w kierunku Miechowa. Po ominięciu tej miejscowości znaleźli się pod Prandocinem, gdzie rozbili na noc prowizoryczny obóz. Nad ranem zauważyli rosyjskich pograniczników.
Jak wspominał Prażmowski, „Kazałem włożyć bagnety na broń i w tyralierce pomaszerowaliśmy na Prędocin. Szwadron nieprzyjacielski opuścił ją bez strzału w kierunku wschodnim. Gdy przechodziliśmy koło kościoła, miejscowy ksiądz stał na wzniesieniu i żegnał nas krzyżem, a my pomaszerowaliśmy z powrotem na Skrzeszowice - Goszyce. W Skrzeszowicach u p. Kleszczyńskiego zarekwirowałem pięć koni, które były pierwszymi końmi przyszłego pułku ułanów”. Misja Beliny i jego żołnierzy zakończyła się sukcesem, który ułatwił Piłsudskiemu wkroczenie z pierwszą kompanią kadrową do Królestwa Polskiego.