Bitwa pod Poszyną w Puszczy Niepołomickiej. Ostatnia walka III batalionu
9 września 1939 r. batalion 156. Rezerwowego Pułku Piechoty został rozbity przez Niemców w bitwie w Puszczy Niepołomickiej. Podobny los spotkał pozostałe dwa bataliony pułku
Jedną z dużych jednostek Wojska Polskiego przewidzianych do mobilizacji miał być 156. Rezerwowy Pułk Piechoty. Jego kadrę miano stworzyć z zawodowych oficerów i podoficerów, resztę obsady zaś z rezerwistów. Na dowódcę wyznaczono ppłk. Waleriana Młyńca, legionistę, do wybuchu wojny dowodzącego batalionem 4. Pułku Strzelców Podhalańskich z Cieszyna. 156. Rezerwowy Pułk Piechoty miał wejść w skład 45. Rezerwowej Dywizji Piechoty, będącej odwodem Armii „Kraków”.
Jednostka ppłk. Młyńca miała się składać z trzech batalionów. I batalion wystawiał stacjonujący w Nowym Sączu 1. Pułk Strzelców Podhalańskich, II batalion miał formować 12. Pułk Piechoty z Wadowic, a batalion III - 5. Pułk Strzelców Podhalańskich z Przemyśla. Takie rozrzucenie oddziałów pułku od samego początku czyniło wątpliwym sprawną jego mobilizację i odpowiednie zgranie jednostki.
Jak się okazało, wojenny chaos zweryfikował i te założenia. II batalion został zmobilizowany w Wadowicach tylko częściowo i nie trafił do pułku. III batalion wprawdzie został utworzony, ale pozostał w Przemyślu. Sukcesem zakończyło się formowanie w Nowym Sączu I batalionu (dowódcą został mjr Karol Różycki), dowództwa pułku oraz pododdziałów specjalnych.
W sytuacji, gdy pułk zamiast trzech batalionów miał tylko jeden, dowódca Armii „Kraków” gen. Antoni Szylling przydzielił ppłk. Młyńcowi uzupełnienie: II batalion (dowódca mjr Janusz Rowiński) z 2. Pułku Strzelców Podhalańskich oraz III batalion (dowódca mjr Kazimierz Tumidajski) z 5. Pułku Strzelców Podhalańskich. Obydwa wskutek bombardowań transportów odłączyły się od macierzystych jednostek. Utworzony w ten sposób kombinowany pułk piechoty miał być odwodem armii.
Słabe morale pułku
3 i 4 września 156. Rezerwowy Pułk Piechoty skoncentrował się w okolicach wsi Łazany na południowy wschód od Wieliczki. Składał się ze trzech batalionów, kompanii przeciwpancernej, kompanii gospodarczej, plutonu kolarzy oraz taborów. Żołnierze pułku byli zmęczeni transportem i marszem oraz przygnębieni bombardowaniami.
Na południowym odcinku Armii „Kraków”, w okolicach Jordanowa i Wysokiej, poważne walki obronne toczyła 10. Brygada Kawalerii zmotoryzowanej płk. Stanisława Maczka razem z 24. Pułkiem Ułanów i oddziałami Obrony Narodowej. By ją wspomóc dowódca armii gen. Szylling skierował tam 156. Rezerwowy Pułk Piechoty. Jego bataliony weszły do walki 5 września osłaniając główne siły ugrupowania płk. Maczka w rejonie Gruszowa i Grabia na południe od Gdowa.
Dowódca 10. Brygady Kawalerii zamierzał 6 września zaatakować niemiecką 2. Dywizję Pancerną. Przeciwko użyciu do tego swoich żołnierzy zaoponował jednak dowódca 156. Pułku ppłk. Młyniec. Tak opisał to we wspomnieniach szef sztabu 10. Brygady płk. Franciszek Skibiński: „Jego dowódca [156. Rezerwowego Pułku Piechoty - przyp. PS] przybył do naszego sztabu i zameldował, że pułk jest bardzo zmęczony i wstrząśnięty wielokrotnymi bombardowaniami. Sam dowódca ocenia jego morale jako słabe i uniemożliwiające użycie pułku do działania zaczepnego!”. W takiej sytuacji Maczek zrezygnował z atakowania Niemców i kazał przemieścić się oddziałom Młyńca na wzgórza pod Wiśniową. I i II batalion zluzowały tam 24. Pułk Ułanów, a III batalion ubezpieczał pozycje w okolicach Grabia i Krzesławic.
5 września na pozycję pod Wiśniową natarły oddziały niemieckiej 3. Dywizji Górskiej, a część 4. Dywizji Lekkiej okrążyła skrzydło 10. Brygady od wschodu. Pułkownik Maczek zdecydował więc o odskoku. W nocy z 5 na 6 września Brygada wycofała się na wschód do Nowego Wiśnicza, razem z nią odszedł sztab 156. Pułku. Nie wiadomo natomiast, dlaczego rozkaz o wycofaniu nie dotarł do broniących się jego oddziałów. Dwa bataliony (I i II) pozostały na wzniesieniach pod Wiśniową, batalion III znajdował się koło Gdowa.
Przebijać się samodzielnie
I i II batalion przez cały 6 września utrzymywały kontakt z nieprzyjacielem. Żołnierze widzieli jak ich ugrupowanie omijają niemieckie kolumny z 2. Dywizji Pancernej kierujące się na północ. W szeregach pojawiła się obawa okrążenia. Dopiero po południu ppłk. Młyniec poinformował dowódców batalionów, że pułk jest odcięty. Rzeczywiście, na północy była już wspomniana 2. Dywizja Pancerna, a na południu i wschodzie oddziały niemieckiej 4. Dywizji Lekkiej.
Dowódca pułku wydał wtedy dość zaskakujący rozkaz: nakazał batalionom samodzielnie przedzierać się w kierunku Bochni, po czym odjechał tam samochodem… Według niektórych badaczyrzecz wyglądała nieco inaczej: 6 września ppłk. Młyńca nie było z pułkiem, lecz przebywał ze zgrupowaniem płk. Maczka, a decyzję o wycofaniu podjęli sami dowódcy batalionów. W każdym razie wieczorem I i II bataliony opuściły pozycje i osobno ruszyły na wschód, starając się znaleźć bezpieczne przejście wśród oddziałów niemieckich.
Tymczasem dowódca III batalionu, mjr Kazimierz Tumidajski, podjął decyzję, aby najkrótszą drogą dołączyć do oddziałów Armii „Kraków” nad Nidą i Dunajcem. Jednostka przeszła spod Gdowa nad Rabę, przez którą się przeprawiła, i dotarła do wsi Kopaliny pod Nowym Wiśniczem. Stamtąd ruszono na północny zachód w stronę Tarnowa. O świcie 9 września osiągnął skraj lasów pod Radłowem. Wydawało się, że oddział najgorsze ma już za sobą. Niestety koło południa został wykryty i zaatakowany przez Niemców. Po trwającej kilka godzin walce zmęczony i osłabiony batalion uległ rozbiciu. Część żołnierzy, w tym mjr Tumidajski, wydostała się z okrążenia i uniknęła niewoli.
Z kolei I batalion spod Wiśniowej dotarł w okolice Raciechowic i Grodziska na południe od Dobczyc. Tam jego dowódca, mjr Karol Różycki, nakazał zniszczyć lub ukryć część broni, a żołnierzom rozkazał przebijać się w małych grupach na wschód w stronę Bochni.
Bitwa w puszczy
Ostatni batalion pułku - nr II, dowodzony przez mjr. Janusza Rowińskiego - dotarł do lasu koło wsi Cichawa. Tam dowódca podjął decyzję o ukryciu czterech moździerzy i porzuceniu taborów. Postanowił też, by poszukać schronienia w Puszczy Niepołomickiej. Batalion starając się unikać Niemców przeszedł w bród Rabę między Kłajem a Stanisławicami pod Bochnią. W nocy 9 września osiągnął południowy skraj puszczy. Oddział zagłębił się w las i w miejscu zwanym. Nad bezpieczeństwem obozu miały czuwać warty.
Żołnierze mjr. Rowińskiego byli bardzo zmęczeni, głodni i zniechęceni. Odnotowano przypadki lekceważenia dowódców i niewykonywania rozkazów. W Poszynie sfrustrowani strzelcy zakłuli bagnetami wziętego dwa dni wcześniej niemieckiego jeńca. Stało się to mimo wyraźnego sprzeciwu dowódcy 9. kompanii por. Fularza.
W obozie wysuszono mokre po przeprawie przez rzekę mundury, wystawiono warty i położono się spać (był to już ranek 9 września). Niestety zmęczeni wartownicy przysypiali i nie dostrzegli zbliżających się Niemców. Ci zaś podeszli do obozowiska i około godz. 14 rozpoczęli atak. Zaskoczeni Polacy bronili się chaotycznie. Nie było porzuconych wcześniej moździerzy, a cekaemów podobno nie odwiązano z troków wiozących je koni (!). Po pewnym czasie oficerom udało się uporządkować obronę, a nawet próbować kontrataków. Przewaga liczebna Niemców była jednak zbyt duża. Dysponowali oni także kilkoma samochodami pancernymi i latającym nad puszczą samolotem, który przekazywał informacje o przebiegu starcia i ostrzeliwał polskich żołnierzy.
Batalion nie zdołał przerwać okrążenia, z matni wyrwały się tylko niewielkie grupy żołnierzy. Walka rozlała się po lesie, dochodziło do starć wręcz. Do wczesnych godzin porannych Niemcy wyłapywali strzelców. Części z nich (w tym dowódcy batalionu mjr. Rowińskiemu) przy pomocy miejscowej ludności udało się ukryć i uniknąć niewoli. W bitwie pod Poszyną poległo 56 polskich żołnierzy (w tym trzech oficerów). Rozłoszczeni oporem Niemcy mieli dobijać ciężko rannych. Straty niemieckie są trudne do określenia, podaje się, że zginęło od 30 do 70 żołnierzy Wehrmachtu, co wydaje się liczbami znacznie przesadzonymi. Swoich zabitych Niemcy wywieźli rano z pobojowiska. Ciała strzelców podhalańskich zebrali pracownicy PCK i okoliczni mieszkańcy i pochowali we wspólnej mogile na pobliskim uroczysku Osikówka. Dziś stoi tam grób-pomnik.
Dwie śmierci
Ta historia ma jeszcze dwa epilogi. Zbliżający się do puszczy w nocy 9 września batalion zauważył pracownik tartaku w Kłaju Jakub Materna. Zawiadomił o tym Niemców, którzy zebrali dostępne w okolicy oddziały i przypuścili atak. Tenże Materna podpisał później volkslistę i jako Jakub Mattern kolaborował z okupantem. 21 maja 1943 r. żołnierze AK wykonali na nim wyrok śmierci.
Z kolei dowódca 156. Rezerwowego Pułku Piechoty ppłk. Walerian Młyniec bezskutecznie oczekiwał w Bochni na swoje bataliony. Podobno starał się nawet przedostać przez front, by je odnaleźć. Wycofując się na wschód oddzielił się od swojego sztabu i trafił do majątku Tarnowskich w miejscowości Kopki koło Rudnika nad Sanem. Przygnębiony, w poczuciu odpowiedzialności za pułk, który przestał istnieć, popełnił tam samobójstwo.