Bitwa pod Rarańczą. II Brygada wypowiada posłuszeństwo Austrii
15 lutego 1918 r. II Brygada Legionów przebiła się przez front austriacko-rosyjski pod Rarańczą w Besarabii. Zaprotestowała w ten sposób przeciw rozbiorowi Polski.
Latem 1917 r. w okupowanej przez Niemców Kongresówce trwało formowanie armii mającej być siłą zbrojną przyszłego, związanego z państwami centralnymi, państwa polskiego. Podstawą owej armii miały stać się przekazane Niemcom przez Austrię Legiony Polskie, noszące wtedy oficjalną nazwę Polskiego Korpusu Posiłkowego (PKP). Józef Piłsudski początkowo poparł tę inicjatywę. Oczekiwał jednak od Berlina realnych działań: utworzenia rządu polskiego i budowy podstaw niepodległego państwa. Gdy jednak okazało się, że Niemcom najbardziej zależy na stworzeniu wojska, którego będą mogli użyć na froncie wschodnim, Komendant postanowił zerwać współpracę - i to definitywnie.
Doszło do tzw. kryzysu przysięgowego, podczas którego większość legionistów idąc za poleceniem Piłsudskiego odmówiła złożenia przysięgi cesarzom niemieckiemu i austriackiemu. Niemcy aresztowali buntowników i umieścili ich w obozach w Szczypiornie i Beniaminowie. Resztę, która złożyła przysięgę - była to głównie II Brygada Legionów - oddali pod dowództwo austriackie.
W sierpniu i wrześniu 1917 r. grupę tę przewieziono pociągami do Przemyśla. Tam odbył się proces tzw. sanacji. Wyznaczony do tego austriacki generał Johannes Schilling dokonał rygorystycznego przeglądu kadr i usunął ponad 3,5 tys. żołnierzy, których uznał za niepewnych politycznie. W efekcie trzeba było rozwiązać cztery pułki piechoty (1., 4., 5., i 6.), 1. Pułk Ułanów oraz 1. Pułk Artylerii. Po tej czystce Korpus liczył około 6 tys. ludzi i składał się z tylko z dwóch pułków piechoty (2. i 3., tworzących II Brygadę Legionów), 2. Pułku Ułanów, pułku artylerii oraz formacji pomocniczych. Dowódcą PKP pozostał gen. Zygmunt Zieliński, II Brygadą dowodził płk. Józef Haller.
Tak „oczyszczony” i zreorganizowany Korpus w październiku 1917 r. wysłano na front na Bukowinę, w okolice wsi Rarańcza. Front był tam w zasadzie martwy, bo po rewolucji żołnierze rosyjscy nie mieli ochoty na walkę. Chętnie za to nawiązywali z Polakami kontakty towarzyskie i handlowe. Zaniepokojone tym fraternizowaniem się dowództwo po dwóch miesiącach wycofało Korpus na tyły.
Czwarty rozbiór
9 lutego 1918 r. Niemcy i Austro-Węgry zawarły układ z niedawno utworzoną niepodległą Ukrainą (tzw. Ukraińską Republiką Ludową). W zamian za dostarczenie państwom centralnym miliona ton zboża i 50 tys. ton żywca przekazywały one Ukrainie należącą do Kongresówki Chełmszczyznę i część Podlasia. Układ wywołał ogromne wzburzenie. Nazwano go czwartym rozbiorem Polski. Przez Królestwo Polskie i Galicję przetoczyła się fala demonstracji i strajków. Polscy urzędnicy podawali się do dymisji, cesarzowi odsyłano odznaczenia, Koło Polskie w parlamencie wiedeńskim przeszło do opozycji, w Krakowie zdemolowano konsulat niemiecki, z budynków zrywano austriackie orły.
Wiadomość o traktacie brzeskim dotarła do Korpusu 12 lutego wraz z galicyjskimi gazetami, które na znak żałoby po rozbiorze wyszły w czarnych obwódkach. Następnego dnia doszła kolejna tragiczna wiadomość: w Krakowie na wieść o układzie na zawał serca zmarł mjr Włodzimierz Mężyński z II Brygady. Wszystko to wywołało wzburzenie wśród żołnierzy. Podczas mszy żałobnej za majora superior Korpusu ks. Józef Panaś wygłosił patriotyczne kazanie, a następnie zerwał i rzucił na ziemię austriackie i niemieckie odznaczenia.
Dowódca PKP gen. Zygmunt Zieliński zwołał odprawę dowódców i oficerów, na której zaapelował o zachowanie spokoju i powstrzymywanie żołnierzy od buntu. Tymczasem młodsi oficerowie uważali, że trzeba działać. Do akcji parli zwłaszcza ppłk Michał Żymierski, kpt. Roman Górecki i por. Mieczysław Boruta-Spiechowicz. Brano pod uwagę marsz do Galicji i wzniecenie tam powstania, przejście do konspiracji w Polskiej Organizacji Wojskowej lub przebicie się na stronę rosyjską i połączenie tam z Korpusem Polskim gen. Józefa Dowbora-Muśnickiego. Na zebraniu oficerów 2. i 3. Pułku piechoty zwyciężyła ta ostatnia koncepcja.
Plan operacji przygotowali ppłk Żymierski i mjr Józef Zając. Oddziały Korpusu miały wyruszyć w stronę frontu pod pozorem odbycia ćwiczeń. Jako pierwszy miał iść 2. Pułk, za nim artyleria, potem tabory z amunicją i żywnością, a na końcu jako straż tylna 3. Pułk. Do linii frontu pułki piechoty musiały przejść 20 km, a pułk artylerii 40 km. Pułk ułanów i Komenda Uzupełnień były zbyt daleko, by wziąć udział w akcji. Operacją miał dowodzić Żymierski, a firmował ją Haller. Gen. Zielińskiego nie poinformowano, chciano go uwięzić, przeprowadzić przez front pod przymusem i zwrócić mu dowództwo. Na okoliczność „ćwiczeń” z magazynów armii pobrano nowe buty dla żołnierzy oraz milion koron w gotówce.
Między okopami
Przed wymarszem gen. Józef Haller napisał „Odezwę do Narodu Polskiego”, w której tłumaczył motywy postępowania. Odezwa została wysłana do polskich gazet. Z kolei swoje odznaczenia i ordery Haller odesłał ze stosownym telegramem cesarzowi Karolowi, informując w nim, że „dłuższe pozostawanie Legionów Polskich w armii austriackiej nie licuje z godnością narodu i żołnierza polskiego”. Mimo że przygotowania do akcji odbywały się w sekrecie, wiadomość o nich i tak dotarła do austriackich władz. By przeszkodzić buntowi dowództwo 7. Armii ściągnęło na miejsce cztery dywizje, które miały otoczyć i rozbroić polski Korpus.
2. i 3. pułki piechoty wyruszyły 15 lutego o godz. 18. Wbrew planowi na umówionym miejscu nie dołączyła artyleria i saperzy, maszerowano więc dalej bez nich. Po drodze przecinano kable telefoniczne i druty telegraficzne. Dopiero pod Rarańczą drogę brygadzie zastąpiły trzy bataliony austro-węgierskiego 53. Pułku Piechoty. Doszło do krótkiej walki, w której napastnicy zostali rozbici, a brygada ruszyła dalej. Po drodze zmieniono szyk kolumny: tabory skierowano na koniec, by nie obniżały tempa.
Marsz w trudnym terenie był ciężki. Tak opisywał go uczestnik wydarzeń, ks. Kazimierz Nowina-Konopka, kapelan 3. Pułku Piechoty: „Od Bojan reflektor szuka nas po polu, a od frontu co chwila podnoszą się rakiety do góry! Za każdym razem człowiek pada na ziemię, bo nuż za światłem rakiety biegnie oko maszynowego karabinu! Ale to jeszcze nic, pókiśmy byli za górą, od strony wsi Rarańczy, lecz gdyśmy weszli na równe pole między dawnymi austriackimi i rosyjskimi pozycjami, wtedy dopiero zaczęła się dla nas prawdziwa Kalwaria. Całe pole pokopane rowami i poorane granatami. Idziemy, nogi się plączą w drucie kolczastym albo napotykają a jakiś dół głębokości na metr czy półtora. Wyciągam do góry ręce i gramolę się z rowu do góry po to, by zrobić znowu 3-4 kroki i wpaść w inny dół”.
Przed austriackimi okopami zatrzymano się i żołnierze zaśpiewali „Rotę”. Potem weszli do okopów, które okazały się puste. Podobnie było z odległymi o jakieś 200 m okopami rosyjskimi. Po ich sforsowaniu legioniści skierowali się do Ryngaczowa, pierwszej miejscowości po tamtej stronie frontu. Po drodze zostali jeszcze ostrzelani przez austriacką artylerię. Przedarcie udało się połowie 2. i 3. Pułku Piechoty, w sumie 1,6 tys. ludzi. Straty poniesione w walce wyniosły 16 zabitych i kilkunastu rannych.
Kara śmierci
Austriacy zatrzymali artylerię, tabory i służby pomocnicze, żandarmerię, sąd polowy itp. Towarzyszący im pluton szturmowy próbował wywalczyć przejście, ale bez skutku. Aresztowano także dowództwo Korpusu z gen. Zielińskim.
Potem rozpoczęli zatrzymania wszystkich legionistów: przebywających w ośrodkach uzupełnień, szpitalach, sanatoriach, podróżach służbowych. Schwytanych przy przechodzeniu frontu (około 800 ludzi) przewieziono na Węgry i umieszczono w obozach. Po przesłuchaniach część żołnierzy zwolniono i wysłano na front włoski. 115 osób oskarżono m.in. o spisek dezercyjny, porozumienie się z nieprzyjacielem, rokosz i kradzież mienia oraz pieniędzy. Za wszystko to groziła kara śmierci przez powieszenie.
Obrony oskarżonych podjęli się znani polscy adwokaci z Krakowa i Lwowa, w ich sprawie interweniowało w Wiedniu Koło Polskie oraz Naczelny Komitet Narodowy. Oficerowie bronili się twierdząc, że nie dokonali aktu zdrady wobec Austrii, ponieważ są żołnierzami polskimi i podlegają Radzie Regencyjnej w Warszawie. Powoływali się przy tym na akt z 10 kwietnia 1917 r., w którym cesarz oddał Legiony państwu polskiemu.
Proces w węgierskim Marmaros-Sziget przyciągał uwagę całego społeczeństwa polskiego, a relacje z niego regularnie zamieszczały gazety. Czas działał na korzyść oskarżonych. Cesarz Karol chcąc odzyskać dla monarchii zrażonych postępowaniem Wiednia Polaków we wrześniu 1918 r. ogłosił abolicję procesu, a 2 października sąd ogłosił uniewinnienie. Królewiacy mogli wrócić do domów, poddani austro-węgierscy otrzymali czterotygodniowe urlopy.
Grupa, która przebiła się pod Rarańczą połączyła się z II Korpusem Polskim w Rosji. Dowództwo nad nim przejął Józef Haller. Korpus operował na Ukrainie bezskutecznie próbując połączyć się z innymi polskimi formacjami lub porozumieć się z Radą Regencyjną i uzyskać jej opiekę. W maju 1918 r. został rozbity przez Niemców w bitwie pod Kaniowem koło Czerkas. Żołnierze trafili do niewoli. Generał Haller zdołał umknąć i przedostał się do Francji, gdzie stanął na czele stworzonej tam polskiej armii.