Jakub Nowak

Błagam, zostawcie mojego syna!

Irena Radwańska z synem Janem Cyganem po pomoc przyszła do naszej redakcji w Nowej Soli. Oboje są przerażeni sytuacją. Matka zapowiada jednak walkę o Fot. Jakub Nowak Irena Radwańska z synem Janem Cyganem po pomoc przyszła do naszej redakcji w Nowej Soli. Oboje są przerażeni sytuacją. Matka zapowiada jednak walkę o sprawiedliwość „do samego końca”.
Jakub Nowak

Niepełnosprawny umysłowo i fizycznie 19-latek otrzymał wyrok: 40 godzin prac społecznych. – On zginie, jeśli zabiorą go na te roboty! – mówi zrozpaczona matka, która walczy o sprawiedliwość.

– Sama myśl o tym wszystkim mnie przeraża... Nie ma szans, żeby sobie poradził, on zginie jeśli go zabiorą na te prace! – Irena Radwańska ociera łzy płynące jej po policzkach. Rozpacz po wyroku, jaki jej upośledzony umysłowo syn otrzymał pod koniec kwietnia, nie pozwala jej spać, jeść, normalnie funkcjonować...

Gdyby nie te światła...

Wszystko zaczęło się 12 grudnia ubiegłego roku. 19-latek spacerował po Nowej Soli razem ze swoim kuzynem i wujkiem. Na ul. Wojska Polskiego przeszli na czerwonym świetle. Zauważył to patrol policji. Zostali zatrzymani.

– Dla Jasia była to pierwsza taka sytuacja. Nie wiedział kompletnie, co się dzieje, jak się zachować – opowiada nam zrozpaczona matka. Chłopak się bał. A że jego choroba charakteryzuje się m.in. nadpobudliwością, w strachu zareagował w naturalny dla siebie sposób: rzucając nieprzyzwoite słowa. – To była jego reakcja obronna. Oczywiście, nie powinien tak zrobić, ale sam nad tym nie panuje. Potwierdzają to lekarze – opowiada mi matka, prezentując jednocześnie opinie medyczne.
– W momencie spisywania przez policjantów był całkowicie przestraszony. Gdy kazano mu się przedstawić, podał moje panieńskie nazwisko, zapewne nieświadomie, może też ze strachu – tłumaczy pani Irena.


Opinie specjalistów potwierdzają, że 19-letni Janek jest upośledzony i często reaguje agresją

Do tego momentu, przynajmniej jeśli chodzi o same popełnione czyny, wersje matki i policji się potwierdzają. „Z posiadanej dokumentacji wynika, że mężczyzna w dniu 12 grudnia 2015 roku na ul. Wojska Polskiego popełnił wykroczenie z art. 92 par. 1 oraz art. 65 kodeksu wykroczeń” – w ten sposób odpisuje mi Justyna Sęczkowska, rzecznik prasowy nowosolskiej policji, gdy proszę funkcjonariuszy o ich wersję zdarzeń.

Słowo przeciwko słowu

Później każda strona przedstawia jednak sprawę inaczej.
Matka 19-latka: – Mój brat mówił policjantom podczas interwencji, że Jan jest chory, że jest upośledzony umysłowo,
że przez chorobę nie panuje nad swoimi emocjami.
Policja: – Z materiałów nie wynika, aby policjanci uczestniczący w interwencji posiadali informację o tym, że mężczyzna jest, cytat: „opóźniony umysłowo”.

Po całym zajściu chłopak otrzymał wezwanie na komendę. – Poszłam tam z synem, ze wszystkimi opiniami lekarskimi. Skserowano je, jednak usłyszałam, że syn jest już dorosły, że sam za siebie odpowiada... Gdy mówiłam, że jest opóźniony umysłowo, dopytywano, czy jest ubezwłasnowolniony. Odpowiedziałam, zgodnie z prawdą, że nie, że dopiero się o to staram... – głos kobiety drży na samo wspomnienie.

Jak opowiada, Jan przyznał się do wszystkiego. Także do tego, że jest świadomy, co podpisuje. – Nie mogę sobie wybaczyć, że do tego doszło. Przecież on nawet liczyć dobrze nie potrafi, co dopiero mówić o świadomości czynów, jakie popełnił – opowiada mama 19-latka.

Pytam więc funkcjonariuszy wprost: czy byli poinformowani, już po całej interwencji, o chorobie chłopaka? Rzecznik znów odpisuje: „W obecnie posiadanych materiałach brak jest informacji o tym, aby ktokolwiek informował policję o chorobie mężczyzny”.

Po kilku miesiącach Janek otrzymał wyrok. Zaoczny – o samej sprawie rodzina nawet nie wiedziała. W praktyce nie musiała. Sąd, dysponując przyznaniem się do winy chłopaka oraz zeznaniami policjantów, nie musiał przeprowadzać rozprawy dowodowej. Nie wiedział także tym samym o dolegliwościach 19-latka.

Strach i walka

Po wyroku w rodzinie zapanował strach. Ogromny strach. Bo choć teoretycznie wyrok nie jest drastyczny – chodzi „zaledwie” o odpracowanie 40 godzin społecznie w ciągu miesiąca – to dla Jana, który poza chorobą umysłową ma także inne przypadłości – może odbić się to bardzo źle na zdrowiu.

– Padaczka, wrodzona łamliwość kości, problemy psychiczne wynikające z upośledzenia – matka pokazuje mi kolejne dokumenty potwierdzające wspomniane choroby.

– Boję się o jego zdrowie, on po prostu sobie nie poradzi!
– mówi łamiącym się głosem. Od pierwszego dnia, gdy tylko otrzymali wyrok, rozpoczęła więc walkę o syna. Przyszła też do naszej gazety, prosząc o pomoc. Poradziliśmy, żeby jak najszybciej odwołała się od wyroku, by doszło do normalnej rozprawy, podczas której rodzina będzie mogła przedstawić swoje racje. Kobieta to zrobiła. Zaczęła także zbierać kolejne opinie.

Pójdę do Strasburga!

Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy w Nowej Soli, gdzie uczęszcza jej syn, potwierdza, że Jan w sytuacjach mu nieznanych – zarówno jeśli chodzi o osoby, jak i miejsca – „reaguje agresją słowną i nerwowością”, używa też wulgarnego słownictwa.

Powiatowy Zespół ds. Orzekania o Niepełnosprawności wydał orzeczenie, w którym stwierdza m.in. znaczną niepełnosprawność chłopca, trwającą od urodzenia.
O najczarniejszym scenariuszu, czyli utrzymaniu wyroku, matka nie chce nawet myśleć.

– Jaś jest dziś przerażony. Nie wie, co się dzieje, myśli, że zabiorą go do więzienia. Zamknął się w sobie, boi się wszystkiego, nawet z psem na spacer nie chce już wyjść – płacze kobieta. Jak dodaje, mimo że sama mocno choruje i sił już czasem brakuje, będzie walczyć do końca. – Do Strasburga napiszę, jeśli będzie trzeba! – mówi stanowczo.

Jakub Nowak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.