Bo sznur był za krótki... Na którym zydlu stracono Rudolfa Hoessa?
Poobozowy drewniany stołek Mirosławowi Ganobisowi przyniósł wnuk byłego więźnia. Podobny Adam Radojewski otrzymał w spadku po prababce Emilii. Teraz historycy będą musieli rozstrzygnąć, który jest pamiątką po egzekucji komendanta Auschwitz.
W rozrzuconych po dawnych blokach obozowych biurach Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau takich zydli stoi wiele. Na jednych ustawiono kwiatki, na innych elektryczne czajniki. Kilkaset kolejnych drewnianych stołków zalega i kurzy się w muzealnych magazynach. Wszystkie podobne są do siebie, bo od jednej sztancy i na dużą skalę więźniowie robili je w obozowych warsztatach.
Skąd więc ma być wiadomo, że czekając na śmierć na szubienicy, Rudolf Hoess stał akurat na tym, który niedawno pozyskał do swych zbiorów kolekcjoner Mirosław Ganobis. Lub na tym, który od lat miała w domu Emila Kała, prababka Adama Radojewskiego.
W ciągu tygodnia w Oświęcimiu odnalazły się aż dwa masywne podnóżki, które podczas egzekucji kaci mieli wytrącić spod nóg pierwszego komendanta niemieckiego obozu koncentracyjnego i zagłady KL Auschwitz-Birkenau SS-Obersturmbannfuehrera Rudolfa Franza Ferdinanda Hoessa. - Nie ma żadnych możliwości potwierdzenia, że któryś z nich to zydel, na którym powieszono Hoessa.
W pozostalej części tekstu przeczytasz:
- W jaki sposób można sprawdzić,czy zydel jest autenstyczny?
- Kim był Rudolf Hoess?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień