Bohaterowie Września

Czytaj dalej
Fot. fot. Wikipedia
Paweł Stachnik, redaktor Białego Kruka

Bohaterowie Września

Paweł Stachnik, redaktor Białego Kruka

10 września 1939. Dobiega końca obrona odcinka "Wizna". Dowódca kpt. Władysław Raginis, nie chcąc iść do niewoli, popełnia samobójstwo. Takich przykładów bohaterstwa podczas kampanii wrześniowej było więcej.

Punkt oporu „Wizna” ciągnął się na długości kilku kilometrów nad Narwią i Biebrzą i był fragmentem linii obronnej Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Narew”, osłaniającym jej prawe skrzydło. Jego częścią był odcinek „Wizna” składający się z ugrupowanych w dwóch liniach siedmiu ciężkich i dwóch lekkich schronów bojowych. Odcinek zamykał ważną szosę Łomża-Białystok i drogę Zambrów-Osowiec.

Do jego obrony wyznaczono kombinowany oddział złożony m.in. z kompanii piechoty, kompanii ckm, baterii artylerii, kompanii saperów i plutonu zwiadowców konnych. W sumie było to 20 oficerów oraz 340 podoficerów i szeregowców. Dowodził nimi 31-letni kpt. Władysław Raginis.

Śmierć kapitana

- Raginis był zawodowym oficerem WP. W 1939 r. trafił do Korpusu Ochrony Pogranicza i nie był to przypadek. Kierowano tam bowiem oficerów wyróżniających się w swoich jednostkach. KOP był formacją elitarną, która z jednej strony miała kontrolować wschodnie granice, a z drugiej utrzymywać porządek na Kresach, więc nie trafiali tam przypadkowi ludzie. Raginis został dowódcą kompanii ckm w pułku KOP „Sarny” i w sierpniu 1939 r. obsadził z nią odcinek „Wizna” - mówi dr Przemysław Wywiał, historyk wojskowości z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.

Los chciał, że odcinek ten znalazł się na drodze natarcia XIX niemieckiego Korpusu Armijnego dowodzonego przez słynnego twórcę niemieckiej doktryny użycia broni pancernej gen. Heinza Guderiana. Korpus ten nacierał z północy na południowy wschód starając się zamknąć w wielkich kleszczach walczące w centrum siły polskie. Południowe ramię kleszczy stanowił XXII Korpus gen. Paula von Kleista.

Korpus Guderiana liczył ponad 40 tys. ludzi, dobrze wyposażonych w broń pancerną i artyleryjską. Zdobycie kilku polskich bunkrów wydawało się więc formalnością.

Tymczasem kolejne wypuszczane przez Niemców 9 września ataki były odpierane przez obrońców ogniem karabinów maszynowych, dział i karabinów przeciwpancernych. Piechocie trudno było zbliżyć się do ziejących ogniem bunkrów. Nie pomógł długotrwały ostrzał artyleryjski i bombardowanie lotnicze. Dopiero zastosowana przez Guderiana zmiana taktyki przyniosła postęp. Niemieckie czołgi podjeżdżały pod polski bunkier, izolowały go, a wtedy do jego niszczenia przystępowali saperzy i piechota. Nawet to jednak nie zawsze wystarczało. Zdarzało się bowiem, że z wysadzonego częściowo bunkra Polacy nadal odpowiadali ogniem…

Przewaga liczebna i techniczna przyniosła jednak skutek: kolejne polskie punkty opory były stopniowo niszczone i zdobywane. W niektórych wybuchła panika, a żołnierze zbiegli. 10 września bronił się już tylko bunkier dowodzenia kpt. Raginisa na Górze Strękowej.

Gdy skończyła się amunicja, placówka została otoczona, a Niemcy przysłali parlamentariusza z ultimatum, że jeżeli bunkier się nie podda, wzięci do niewoli polscy żołnierze zostaną rozstrzelani. Po godzinnym namyśle ranny Raginis rozkazał swoim ludziom wyjść i złożyć broń, a sam rozerwał się granatem. Dopełnił w ten sposób przyrzeczenia założonego przed walką (razem ze swoim zastępcą por. Brykalskim), że żywy nie odda pozycji.

Po zakończeniu walk miejscowa ludność pochowała ciała Raginisa i Brykalskiego (który zginął wcześniej w walce) koło bunkra. Gdy teren ten znalazł się pod okupacją sowiecką, Rosjanie kazali przenieść zwłoki w inne miejsce - w pobliże biegnącej obok szosy.

Po latach groby bohaterów popadły w zapomnienie. Dopiero w 2011 r. odnaleźli je członkowie stowarzyszenia Wizna 1939 i dokonali ekshumacji. Analiza DNA i znalezione przedmioty pozwoliły na potwierdzenie tożsamości Raginisa. Uroczysty pogrzeb szczątków kapitana odbył się na Górze Strękowej 10 września 2011 r., w 72. rocznicę śmierci dowódcy odcinka „Wizna”.

Śmierć pułkownika

To nie jedyny przypadek posuniętego do granic bohaterstwa zachowania podczas kampanii wrześniowej. Miażdżąca niemiecka przewaga techniczna i liczebna wymagała od polskich żołnierzy i dowódców cudów wytrzymałości i odwagi, by podjąć walkę i utrzymać stanowiska.

Nader często jednak owa wytrzymałość i odwaga nie wystarczały, bo przewaga nieprzyjaciela okazywała się zbyt wielka. Wtedy wielu obrońców chcąc być wiernymi złożonej przysiędze wybierało śmierć z własnej ręki. W innych przypadkach wojskowi (a często i cywile) podejmowali desperacką walkę, choć wiedzieli, że pomoc nie nadejdzie i biją się tylko o honor.

Jednym z takich bohaterów był płk Stanisław Dąbek, p.o. dowódcy Lądowej Obrony Wybrzeża. Do Gdyni, której miał bronić na wypadek wojny, przeniesiono go w lipcu 1939 r. Na miejscu zastał duże braki w przygotowaniach obronnych, uzbrojeniu i amunicji. Natychmiast z dużą energią przystąpił do pracy, organizując stanowiska, uzupełniając wyposażenie i tworząc oddziały.

Po wybuchu wojny już pierwszego dnia Wybrzeże zostało odcięte od reszty kraju i nie mogło liczyć na odsiecz. Płk Dąbek nie zamierzał jednak rezygnować z walki. Niemieckie ataki przypuszczane na Gdynię były odpierane, a obrońcy organizowali wiele kontrataków.

Zmagania o Gdynię i Oksywie były niezwykle zacięte, dochodziło w nich do starć na bagnety i kolby. Hitlerowcy zdobywali poszczególne polskie pozycje po ciężkim wojennym wysiłku.

O nastrojach wśród obrońców świadczy ten oto fakt: jako że dla większości ochotników zgłaszających się do polskich szeregów brakowało broni, sformowano cztery kompanie uzbrojone w… kosy na sztorc. Kosynierzy posuwali się za piechotą, a następnie atakowali szturmem bliskiego już nieprzyjaciela i na nim zdobywali karabiny.

Napór i przewaga niemiecka były jednak zbyt silne, by pozycje dało się utrzymać na dłuższą metę. 14 września polskie oddziały opuściły Gdynię i schroniły się na Kępie Oksywskiej - ostatnim odcinku obrony. Niemcy obłożyli ten skrawek ziemi nieustannym ogniem artyleryjskim z lądu i morza oraz bombardowaniem lotniczym. 19 września nieprzyjaciel przypuścił kolejny atak, rozbijając poszczególne polskie jednostki i posuwając się naprzód.

Płk Dąbek przed godz. 11 przekazał ze swojego stanowiska dowodzenia w Babim Dole przebywającemu na Helu kontradm. Unrugowi informację, że sytuacja jest beznadziejna. Następnie przemówił do sztabowców podkreślając, że powinni wypełnić swój żołnierski obowiązek.

Wszyscy obecni - 15 oficerów i sześciu szeregowców - wyszli z budynku dowodzenia i zajęli pozycje na krawędzi zalesionego jaru. Gdy Niemcy zaatakowali, przywitali ich ogniem. Płk Dąbek został ranny odłamkiem pocisku moździerzowego. Widząc, że dalsza walka jest beznadziejna, nakazał poddanie się, sam zaś popełnił samobójstwo strzelając sobie w głowę.

- Prawie trzytygodniowa walka o Wybrzeże była bardzo zacięta. Zginęło w niej ok. 2 tys. żołnierzy z 9 tys. obrońców. Pod Monte Cassino, które jest symbolem krwawej bitwy z czasu II wojny światowej, poległo ok. tysiąca polskich żołnierzy. Jak widać, tutaj ofiar było dwa razy więcej, co świadczy o zaciętości zmagań - mówi dr Wywiał.

Siedem dni obrony

Inny znany przykład wrześniowego bohaterstwa to obrona Polskiej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. Broniła jej ok. 180-osobowa załoga dowodzona przez mjr. Henryka Sucharskiego. Major znał rozkazy przełożonych, przewidujące że placówka ma bronić się przez 6-12 godzin, by zademonstrować prawa Polski do Składnicy i Gdańska.

Wiedział też, że nie będzie można liczyć na pomoc z głębi kraju. Do jego uznania pozostawiono więc decyzję o momencie zakończenia obrony.

1 września obrońcy odparli pierwsze niemieckie ataki, zadając napastnikom spore straty. Poirytowani Niemcy rzucili następnego dnia na półwysep prawie 60 bombowców Ju 87 Stuka, które przez 40 min bombardowały polskie pozycje. Efekt był piorunujący: zniszczona została wartownia nr 5, w której zginęła cała załoga, uszkodzono koszary, zniszczono moździerze i radiostację, przerwano łączność telefoniczną.

Pod wpływem miażdżącego nalotu mjr Sucharski doznał załamania nerwowego i wydał rozkaz poddania się. Na jego polecenie na koszarach wywieszono białą flagę. Dowiedział się o tym jego zastępca kpt. Franciszek Dąbrowski, który czym prędzej odizolował Sucharskiego, polecił zdjąć flagę i nakazał kontynuowanie obrony. Placówka broniła się więc przez następnych pięć dni, odpierając mniejsze i większe ataki Niemców.

Sucharski domagał się w tym czasie kapitulacji, zwracając uwagę na wielu rannych, brak nadziei na odsiecz, zły stan żołnierzy i przewagę wroga. Z kolei Dąbrowski wspierany przez większość oficerów stał na stanowisku, by bronić się jak najdłużej i za wszelką cenę. Wreszcie 7 września, po odparciu kolejnego ataku, Sucharski podjął definitywną decyzję o poddaniu się.

- Mjr Sucharski rozpoczął i zakończył obronę Składnicy 1 i 7 września. Od 2 do 5 września faktycznie dowodził kpt. Dąbrowski. To on zapobiegł przedwczesnej kapitulacji, to on zagrzewał żołnierzy do walki, to on sprzeciwiał się złożeniu broni. Chociaż po wojnie symbolem obrony Westerplatte został Sucharski, to jednak faktycznym jej autorem był Dąbrowski. Ja osobiście daleki byłbym jednak od nazywania Sucharskiego tchórzem. Ten kawaler Virtuti Militari za wojnę 1920 r. patrzył na sprawę szerzej, wiedział, że nie będzie odsieczy i czuł się odpowiedzialny za swoich żołnierzy - ocenia dr Wywiał.

Cywile walczą

Bez wątpienia bohaterskie było zachowanie pracowników Poczty Polskiej w Gdańsku, którzy 1 września przez cały dzień bronili swojego urzędu przy ówczesnym pl. Heweliusza. Obronę przygotował i kierował nią przysłany do Gdańska przez Sztab Główny Wojska Polskiego ppor. Konrad Guderski.

54 cywilnych pocztowców uzbrojonych w trzy erkaemy, karabiny, pistolety i granaty z poświęceniem odpierało przez wiele godzin ataki oddziałów gdańskiej policji i SS wyposażonych w działa i samochody pancerne.

Dopiero gdy Niemcy wlali do budynku benzynę i podpalili ją miotaczem ognia, pocztowcy zdecydowali się na kapitulację. Dyrektor dr Jan Michoń, który wyszedł do Niemców z białą flagą, został zastrzelony. Wychodzący za nim naczelnik poczty Józef Wąsik został żywcem spalony miotaczem płomieni. Resztę wziętych do niewoli pocztowców rozstrzelano...

Wśród wielu przykładów bohaterskiej postawy cywilów we wrześniu 1939 r. na wyróżnienie zasługuje obrona Grodna przed bolszewikami. Miasto nie było przygotowane do obrony, a większość oddziałów wojskowych wyszła do walki z Niemcami.

Gdy 20 września pojawiły się pierwsze oddziały bolszewików, do obrony przystąpiły dwa bataliony piechoty oraz duża liczba ochotników: harcerzy, członków Strzelca, uczniów, urzędników.

- Szacuje się, że przeciwko Sowietom stanęło ok. 2 tys. obrońców. Miasto broniło się ofiarnie do 22 września, za co po zajęciu go przez Rosjan rozpoczęły się krwawe represje. Zamordowano kilkuset obrońców, w tym wszystkich wziętych do niewoli oficerów i wiele młodzieży - mówi dr Przemysław Wywiał.

- To tylko parę przykładów bohaterskich zachowań żołnierzy i cywilów z kampanii wrześniowej. Było ich znacznie więcej. Wojsko i obywatele razem stanęli 1 września do obrony ojczyzny - dodaje historyk.

pawel.stachnik@dziennik.krakow.pl

Paweł Stachnik, redaktor Białego Kruka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.