Bolęcin. Tu nie powinno być dzieci!
W katastrofalnym stanie jest przedszkolny plac zabaw w Bolęcinie. Może tutaj dojść do tragedii. Rodzice apelują od dwóch lat o naprawy starych urządzeń i wyrównanie terenu. Bezskutecznie
Mali bolęcinianie bawiąc się w ogrodzie należącym do publicznego przedszkola w ich wsi narażają swoje zdrowie i życie.
Ich rodzice zostawiając swe pociechy w placówce martwią się, by nie wbiły sobie drzazgi podczas bujania na drewnianych huśtawkach. Tragicznie może skończyć się zabawa na zjeżdżalni, na którą prowadzą spróchniałe stopnie. Do tego w całym ogrodzie pełno jest nierówności i wystających konarów.
Ledwo trzymające się ogrodzenie zostało ostatnio przemalowane, ale nie usunięto z niego wystających ostrych elementów.
Od dawna rodzice proszą o zadbanie o bezpieczeństwo ich dzieci. Wraz z rozpoczęciem roku przedszkolnego puściły im nerwy.
- Jak można dopuścić ten pseudo ogródek do użytku i wypuszczać tam nasze maluchy? Przecież tu wystarczy chwila nieuwagi i zabawa może zakończyć się w szpitalu - denerwuje się matka jednej z dziewczynek uczęszczających do przedszkola. Podobnie jak pozostali rozmówcy nie chce podawać nazwiska w obawie przed „zemstą” pani dyrektor.
- Odwiedziłam kilka placówek w gminie i nigdzie nie ma tak beznadziejnego placu zabaw - dodaje matka. Uważa, że skoro przedszkola nie stać na zakup nowych urządzeń lepiej, by zamknęło ogród.Ludzie są też rozgoryczeni, bo rada sołecka kilka lat temu kupiła piękną, drewnianą lokomotywę.
- Dziś się rozsypuje, bo nikt jej nie konserwował - przekonuje jeden z ojców. Ma żal także o to, że nie ma wykładziny w sali zabaw.
- Kupiliśmy ją z rodzicami za własne pieniądze. Gdy zaczęły się pruć rogi, to pani dyrektor wyrzuciła ją, zamiast dać do obszycia - dodaje. Grażyna Łuczak, dyrektorka przedszkola przyznaje, że plac jest w fatalnym stanie i wymaga natychmiastowej przebudowy.
- Trzeba wyrzucić stare elementy, wyrównać teren i postawić nowe zabawki - potwierdza. Zaznacza, że o tę inwestycję stara się od dawna.
- Niestety gmina nie miała pieniędzy na ten cel. Burmistrz obiecał, że ustalając budżet na nowy rok uwzględni potrzeby naszego przedszkola - mówi.
Pani dyrektor ma przygotowane pisma do gminy, jak i centrum administracyjnego szkół i przedszkoli.
- W tym tygodniu będę rozmawiać o problemie z władzami - przekonuje pani dyrektor. Twierdzi, że radzi sobie jak może, by jej placówka była przyjazna dla dzieci.
- Udało mi się wygospodarować pieniądze na zatrudnienie konserwatora. Wprawdzie tylko na dwie godziny dziennie, jednak już odmalowaliśmy toalety, mebelki. Kosi też regularnie ogród i wykonuje drobne naprawy - wylicza Grażyna Łuczak.
Zamierza jeszcze w br. kupić nową wykładzinę , bo jak twierdzi, obszycie starej było nieopłacalne.
Jarosław Okoczuk, wiceburmistrz Trzebini twierdzi, że nic nie wie o problemie w bolęcińskim przedszkolu.
- Muszę zwołać komisję, która uda się na miejsce, by zobaczyć zakres potrzeb. Na pewno coś poradzimy - obiecuje.
Pan burmistrz podobną deklarację już raz składał na łamach „Krakowskiej” w maju br. Chodziło o to samo przedszkole. Od tego czasu jest tylko gorzej.