Brała z życia, co chciała. Kora w biografii Katarzyny Kubisiowskiej

Czytaj dalej
Fot. archiwum Kamila Sipowicza
Anna Piątkowska

Brała z życia, co chciała. Kora w biografii Katarzyny Kubisiowskiej

Anna Piątkowska

Olga Jackowska, po drugim mężu Sipowicz, de domo Aleksandra Ostrowska. Niemal przez całe życie – Kora. Wspaniała wokalistka, świetna autorka tekstów, liderka nie tylko na scenie. Brała z życia, co chciała. Z niezwykle trudnych i traumatycznych doświadczeń dzieciństwa zbudowała silną kobitę. Ikonę. Właśnie ukazała się biografia Kory „Się żyje” autorstwa Katarzyny Kubisiowskiej. Ale Kora nie jest w niej pomnikową gwiazdą. O tym, jak trudności przekuła w nową siebie, rozmawiamy z autorką biografii liderki Maanamu.

Zacznijmy od pseudonimu, kiedy Kora została Korą?

Korę wymyśliła Galia, przyjaciółka Kory, kiedy miały 17 lat - to było w czasach, kiedy Kora była związana z hipisami, którzy nadawali sobie ksywki. Ten pseudonim przylgnął do niej na całe życie, właściwie stając się jej imieniem, ponieważ dziś wiele osób nie wie nawet, jak Kora miała na imię.

A co miał oznaczać ten pseudonim?

W mitologi Kora - Persefona to bogini świata podziemnego, postać związana z mitem eleuzyjskim. Ale kora to przecież też skóra drzewa. To znaczenia słowa na poziomie słownikowym, natomiast w wymiarze symbolicznym Kora oznacza jej nowe życie. Kiedy 17-letnia Ola stała się Korą, niejako na nowo ustanowiła siebie. Można powiedzieć, że ona była osobą znikąd - oczywiście, jak każdy, była skądś, miała przodków, ale miała też bardzo trudną relację z rodziną, straumatyzowaną, pokiereszowaną przez historię i wojnę, były w niej dramaty, które złożyły się na to, że w sumie Kora została pozbawiona dzieciństwa i domu. Bezpieczeństwa. Ten pseudonim więc otwierał jej życie na nowo. Już nie w cieniu bezdomności czy domu dziecka, w którym Kora przez pięć lat przebywała, ale na nowych warunkach, właśnie z nowym imieniem. Można powiedzieć, że symbolicznie wówczas narodziła się w nowej postaci. Być może dlatego tak bardzo ten pseudonim ją identyfikował, zastąpił imię nadane przez rodziców.

Usłyszałam w kontekście twojej poprzedniej książki - biografii profesora Vetulaniego, że nie musiałaś pisać o wszystkim. Mowa o wątku obyczajowym. Ale słyszałam też pytania: ciekawe, czy o tym też będzie. Pisząc o Korze również starasz się oddać jej najpełniejszy portret, bez przemilczenia różnych historii. Nie masz wątpliwości, tworząc wizerunek swojego bohatera, czy o jakimś aspekcie życiorysu pisać?

W przypadku Vetulaniego te kwestie obyczajowe były tajemnicą poliszynela, opowieściami przekazywanymi w Krakowie z ust do ust na imieninach, przy winie w knajpie. Byłoby unikowe i na pewien sposób też ośmieszające mnie jako autorkę, gdybym nie poruszyła wątków obyczajowych, mowa tu o związkach pozamałżeńskich. Sądzę, że te emocje związane z tym obszarem życia wynikają z naszego konserwatywnego myślenia. Czasem jest to wręcz prostackie sprowadzanie kwestii relacji do romansów czy wyłącznie seksu. Ja bym nie użyła takich słów - i nie używam w przypadku żadnego z moich bohaterów - to są nieraz intensywne związki przyjaźniowo-emocjonalne, być może także oparte na czystym seksie, ale ludzie maja w swoim życiu ogromny wachlarz doświadczeń międzyludzkich i miłosnych, gdzie wchodzi w orbitę pożądanie. Zazwyczaj są one bardzo potrzebne temu człowiekowi. Ja tego nie wartościuję, nie oceniam, nie operuję kategorią grzechu, wpisuję życie erotyczne w kondycję człowieka - po prostu. Widzę życie Kory, Vetulaniego, Pilcha czy innych moich bohaterów totalnie - wszystko jest tu istotne, każdy wątek prywatny i zawodowy. Wszystko składa się na kondycję człowieka.

Inna kwestia, że ta sfera życia najczęściej jest niezwykle istotna dla twórczości.

I w przypadku Kory to jest szalenie mocne. Jej piosenki są pełne wątków miłosnych, które nie są budowane jedynie na relacji z mężem. To ciekawe zresztą, że z książki "Kora. Się żyje", która ma 500 stron, jest wielowątkowa i chcę wierzyć, że wielowarstwowa, wiele się w niej dzieje między słowami, tabloidy wyciągną dwa zdania. Wiem, że tak to działa, ale to zaledwie promil opowieści o kobiecie z krwi i kości. Wierzę jednak w czytelnika uważnego, który nie chce szuflad, a jeśli już, to otwartych. Nie mam czarno-białego myślenia, staram się niuansować i nie dopowiadać. Nie mam zresztą do tego żadnego prawa.

Kora dosyć dużo opowiedziała o sobie w swoich piosenkach, wierszach, w autobiografii, w wywiadach. Ale, jak piszesz, czasem mijała się z prawdą. Sama mówiła zresztą: "Gdybym napisała swoją prawdziwą biografię, to by wam buty spadły. Wszystkim”. Zabierając się do pracy nad biografią wszystko to, co wiesz o postaci, poddajesz w wątpliwość?

Kora miała święte prawo do tego by mistyfikować swoje życie. Była wokalistką rockową, osobą sceny i wszystko to, co związane z jej życiem scenicznym i ona sama jako artystka to jest kreacja. A ja mam obowiązek sięgnąć po źródła, które do tej pory nie były dostępne, eksplorując rejony, w które Kora nie wchodziła publicznie. Stąd każda moja książka reporterska zaczyna się od pracy z rodziną, gdzie znajdę rzeczy, których dotąd nikt nie widział i nie czytał: listy, nagrania, filmy, zdjęcia oraz pamięć Kory bliskich. Ania Kubczak - siostra Kory, Kamil Sipowicz, synowie, przyjaciółki, ale nie te z pierwszych stron gazet, tylko te nieznane. Z tymi ludźmi pracuje się kilka lat, wraca się do tych samych wątków, pogłębia się je, dopytuje. A potem zastanawiam się, co będzie dla mnie ważne w tej opowieści - bo przecież nie będzie to historia o każdym dniu mojej bohaterki. Istotne jest by dotknąć istoty człowieka, zastanowić się, co go stworzyło - jakie okoliczności, ludzie, sytuacje.

Zawsze odbierałam Korę jako silną, wyrazistą kobietę, która wie, czego chce. Po lekturze "Się żyje" myślę, że była postacią pełną sprzeczności. Potrafiła być pełna empatii, pomocna i równie bezwzględna, a nawet okrutna dla swoich partnerów. Czuła i opiekuńcza dla pieska Ramony, ale zostawi nastoletniego syna samego w Krakowie.

Dla mnie, jako osoby piszącej, taki niejednoznaczny i wymykający się bohater jest wspaniały. Siła i kruchość, które w Korze są w takim sprzężeniu wewnętrznym i zewnętrznym to jest siła jej artyzmu. Artysta musi być wrażliwy, a nawet nadwrażliwy, więcej widzi, więcej czuje niż zwykły zjadacz chleba. Kora pisała świetne teksty - te najbardziej olśniewające, według mnie, pochodzą z lat 80. Nie udałoby się jej funkcjonować na scenie artystycznej, gdyby nie miała w sobie bezwzględności, bo to ona właśnie chroniła jej delikatność i kruchość. Trzeba pamiętać, że Kora była pierwszą rockową wokalistką, która wskoczyła w latach 70. na scenę tak drapieżną i wyrazistą. Wówczas był to bardzo męski świat. Musiała huknąć, tupnąć nogą, żeby zaczęli się z nią liczyć. Musiała być mocarna, żeby w tym świecie zaistnieć. Gdyby była lebiodką, to by ją zniszczyli, nie byłoby jej na scenie. Siła osobowości Kory była lokomotywą dla jej kruchości i delikatności.

Traumatyczne doświadczenia: sierociniec, zimny chów zakonnic, molestowanie, bieda nie załamały jej. Kiedy pod koniec życia usłyszy, że chory na raka Tomasz Stańko miał myśli samobójcze, Kora żywiołowo reaguje: "Trzeba żyć! Trzeba walczyć!" - ona to pokazuje całym swoim życiem. Z czego płynęła ta jej niewiarygodna siła?

Sądzę, że to się wzięło z jej cech osobowości, charakteru. I myślę, że to jest siła kobiet. Kora ma starszą o siedem lat siostrę Anię, miała też braci Andrzeja, Jurka i Tadeusza, którzy już nie żyją. To, co dla Kory było trampoliną - trudne doświadczenia z dzieciństwa - Andrzeja i Jurka złamały, pogrążyli się w chorobie alkoholowej. Z tych doświadczeń Ania też wyszła zwycięsko: wykształciła się, założyła rodzinę, dobrze żyje. Kora była sprzecznym emocjonalnie, pokiereszowany człowiekiem, cały czas szukającym silnych wrażeń. I dla niej samej to było upiornie ciężkie. To właśnie spadek po tych doświadczeniach pierwszych 10. lat życia. Ale te doświadczenia jej nie złamały, podobnie jak jej siostry - dziewczyny wyszły obronną ręką, czego nie można powiedzieć o braciach, ale też o ojcu Kory.

Doświadczenia jej rodziców to również niezwykle trudne i traumatyczne historie, które przecież kształtowały Korę.

Jej ojciec, zanim się związał z matką Kory, miał na Kresach, skąd pochodził, żonę i trzy córki, z którymi rozdzieliła go wojna. Potem nastąpi PRL, Marcin Ostrowski został zawodowo zdegradowany, jako policjant przedwojenny była dla nowej władzy elementem podejrzanym i niebezpiecznym. Załamał się, chorował na depresję, pogrążał się w alkoholizmie, był w emocjonalnym letargu. Natomiast Emilia, matka Kory urodziła piątkę dzieci, do końca życia o nie dbała, była zadaniowa, wykonywała prace chałupnicze, choć z zawodu była nauczycielką. Miała ciężkie życie, została właściwie sama z piątką dzieci, w tym trójką chłopaków, którzy dawali nieźle w kość. W dodatku zachorowała na gruźlicę i musiała leczyć się w sanatorium, oddając czwórkę dzieci do domów dziecka – jedynie najstarszy syn został z ojcem w domu. Bracia Kory trafili tam na rok, Ania i Kora na lat pięć. Dla matki to straszny dramat, ale Emilia się nie załamała. Nieraz podnosiła się z dramatycznych sytuacji. Jeśli pytasz o siłę Kory, to ja widziałabym ją właśnie w kobiecości. Chcę wierzyć, że ta książka też będzie tak czytana, jako opowieść o sile kobiet – o sile Kory, ale też jej przodkiń, rówieśniczek, przyjaciółek.

Kiedy czytałam „Się żyje”, dotarła do nas informacja o śmierci Tina Turner. Dla mnie Kora i Tina to dwie odsłony historii o wielkiej sile kobiet, które potrafiły przekuć traumatyczne, potwornie trudne doświadczenia w coś pozytywnego.

Dlaczego Tina Turner i Kora były tak podziwiane? Właśnie dlatego, że obie potrafiły wyjść z opresji, przekuć tę opresję w coś ważnego, co daje nam ukojenie – w sztukę. Obie uwodziły tłumy dlatego, że nie były ofiarami. Współczujemy i pomagamy ofiarom, ale nie będziemy się z nimi identyfikować. Obie były w życiu zwyciężczyniami i pokazały, że da się zwyciężać nawet, jak jest bardzo ciężko. Obie też godnie żyły i tworzyły do końca.

Dzięki twojej książce sięgnęłam po płyty Maanamu i nie tylko te evergreeny. Te piosenki są aktualne, chociaż powstały niemal pół wieku temu, one wszystkie są o czymś – dziś to jednak rzecz niezwykła, by nawet o banalnych, prozaicznych zdarzeniach opowiedzieć tak, że budzą emocje. Kora to potrafiła.

Niezwykle aktualne są teksty z lat 80.: choćby „A planety szaleją, szaleją, szaleją” to komentarz jak człowiek dewastuje świat. Albo „Kreon” - tekst, który odnosi się do współczesnej polityki, do zapędów totalitarnych władzy. „Krakowski spleen” to przecież opowieść o mieście pogrążonym w marazmie, w niecce, gdzie ludzie mają skłonność do melancholii. Kora z lat 80. była fenomenalną tekściarką - spod jej pióra wychodziły frazy otwierające na wiele interpretacji.

Właściwie najbardziej adekwatnym określeniem jej tekstów jest słowo utwory, nie piosenki. A o ich ponadczasowości może świadczyć też i to, że wciąż żyją, sięgają po nie młodzi artyści.

Sprawdził je czas, nie zestarzały się, a nawet się aktualizują. Zainteresowanie młodych artystów wynika też zapewne z tego, że na palcach jednej ręki można byłoby wyliczyć artystów, którzy mają dziś coś do powiedzenia poprzez tekst. Stąd też się bierze ten renesans Kory jako tekściarki.

Piszesz w książce o twórczym impasie, kiedy Kora musiała znaleźć pomysł na siebie i piosenki Maanamu, kiedy ten rodzaj buntu, na którym Maanam wyrósł, stracił rację bytu w latach 90.

W styczniu 1986 roku Kora zawiesza Maanam po bardzo intensywnych pięciu latach koncertowania, kiedy dają dwa, a nawet trzy koncerty dziennie. To jest komuna, panuje niedostatek pod każdym względem, są źle opłacani, wycieńczeni, rozwala im się życie osobiste, mężczyźni z zespołu piją. Zawieszenie zespołu to niesamowicie trudna decyzja, ponieważ jest to czas ich ogromnej popularności, kiedy wszyscy na nią patrzą, kochają ją, pożądają jej jako artystki. Kora decyduje w takim momencie o zejściu ze sceny. Zespół reaktywuje się w latach 90., po transformacji ustrojowej, kiedy rzeczywistość jest zupełnie inna niż w latach 80. - ludzie mają paszporty w domach, można wyjeżdżać, wzbogacić się. Z jednej strony była to ekscytacja – skończył się system, o którym wielu myślało, że nigdy nie uda się go obalić, pojawił się wolny rynek, itp. Kora była zagubiona, jak większość ludzi wówczas. Zmieniły się czasy i ona też się zmienia - stała się bardziej liryczna, balladowa. Fani byli zdziwieni, że ich punkowa Kora przeistoczyła się w inną postać. Niektórzy się od niej odwrócili, obrazili na zawsze, ale na ich miejsce pojawili kolejni. Jeszcze w XXI wieku Kora istniała na artystycznej scenie. Ale nie tylko: wypowiada się na tematy społeczne i polityczne. To też bardzo ważna część jej wizerunku.

Wydawało się, że o Korze wiemy wszystko. Czy podczas pisania tej książki coś dla ciebie było odkryciem?
Zastanawiałam się, jak osoba, która była tak sama ze sobą wytrzymuje. Osoba, którą targają silne amplitudy doznań i emocji - przechodziła od afirmacji do negacji, od altruizmu po cynizm. W ciągu kwadransa potrafiła przeistoczyć się z anioła w demona. Zazwyczaj takie intensywne emocje są czymś naturalnym w młodości, z czasem człowiek łagodnieje dla siebie i świata. Kora nie złagodniała. Całe życie w emocjach była młodą, drapieżną, gwałtowną kobietą.

Pilch się obraził za to, co napisałaś. Myślałaś o tym, jak zareagowałaby Kora, czytając tę opowieść o swoim życiu widzianą twoimi oczyma?
Nie myślałam o tym, czy by jej się to podobało.

Biograf musi być wolny od takiego myślenia?
Tak. Życie nie jest od tego, żeby się komuś podobać lub nie, życie jest do przeżycia. Dobrze byłoby, oczywiście, przeżyć je sensownie. W tę sensowność się wpisuje trud i zmaganie się z samym życiem, bo przecież jego nieodłączną częścią są niedogodności, ale kiedy się je przekuwa w wartość, to jest to już wielka siła samego istnienia. Stąd też tytuł mojej książki. O ile Kora nie interesuje mnie zupełnie jako czytelniczka tej książki, o tyle po napisaniu jej mam wobec Kory ciepłe odczucia. Czasami matczyne, czasem siostrzane, czasem ją lubię, czasem wkurza mnie swoimi autorytarnymi zachowaniami. Ale zawsze jest mi bliska.

***

Katarzyna Kubisiowska – krakowska dziennikarka związana z redakcją „Tygodnika Powszechnego”, autorka biografii Jerzego Pilcha, Jerzego Vetulaniego, Danuty Szaflarskiej oraz wydanej nakładem wydawnictwa Znak książki „Kora. Się żyje”.

Anna Piątkowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.