
Miliony Polaków wchodzą na strony ministerstwa sprawiedliwości, by sprawdzić, czy w pobliżu nie mieszka pedofil. Jawna baza przestępców seksualnych jest niepotrzebna? Głośny projekt resortu sprawiedliwości spotyka się z coraz większą krytyką. Ministerstwo przekonuje, że chodzi o dobro dzieci, a ich pomysł przyniósł już pierwsze efekty.
„Nazwiska i inne dane najgroźniejszych gwałcicieli i pedofilów są od dziś w pełni jawne. Część publiczna rejestru została odpalona kilka minut po północy” - ogłosił 1 stycznia na Twitterze Michał Woś, wiceminister sprawiedliwości. I się zaczęło - miliony wejść, zawieszające się strony, setki komentarzy. Prowadzony przez resort sprawiedliwości publiczny Rejestr Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym, zawierający dane, wraz ze zdjęciami 768 przestępców nadal cieszy się zainteresowaniem rodaków. Część z nich sprawdza, czy na liście nie ma najbliższych sąsiadów, inni robią to z ciekawości lub wcielają się w rolę szeryfów, tropiąc profile na FB należące do gwałcicieli.
W artykule przeczytasz:
- Czego dowiemy się z rejestru przestępców seksualnych?
- Do jakiego typu opublikowanych danych wątpliwości mają eksperci?
- Jak na opublikowaną listę moga zareagowac sami przestępcy?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień