Chcę wiedzieć. By żyło się lepiej!
Interesujące dane podał ostatnio Marszałek B. Borusewicz w czasie senackiej debaty nad projektem PiS dotyczącym zmian w ordynacji wyborczej. Miałyby one m.in wpłynąć na większą frekwencje w wyborach, szczególnie w małych miejscowościach.
Borusewicz przytoczył wyniki badań opinii publicznej opublikowane przez CBOS w lutym tego roku o preferencji wyborczych Polaków. Wynika z nich, że choć PiS w całej Polsce utrzymuje przewagę nad PO o 14 pkt proc. to Platforma najwięcej elektoratu gubi na wsiach a najbardziej traci wśród ludzi, którzy – uwaga: chodzą do kościoła. 77 proc. z nich głosuje na PiS a tylko 9 proc. na Platformę. To doskonale wyjaśnia dlaczego wg. liberalnych mediów głównego nurtu największym wrogiem wolności i tolerancji jest Kościół. Mniej kościoła to mniej elektoratu PiS. „Róbta co chceta” to jedyna alternatywa: aborcja, strajki kobiet i parady równości LGBT i wybór płci. Dekalog określający granicę między dobrem złem i cała ta katolicką moralność do pieca. Wolny człowiek idzie więc na demonstrację przed Szpital na Siemiradzkiego w Krakowie do czego zachęca Gazeta Wyborcza. Protestuje przeciw nadaniu nowemu oddziałowi ratującemu życie noworodkom w ciężkich przypadkach imienia dr Wandy Półtawskiej – osoby, która niemal całe życie poświęciła perswadując parom, by nie zabijały swoich dzieci a to przecież godne potępienia.
Gorzej, że łączyła ją przyjaźń z Janem Pawłem II, który będąc młodym księdzem miał zostać zdeprawowany przez kardynała Sapiehę znanego z rzekomo homoseksualnych skłonności. To z kolei ma dowodzić, dlaczego święty z Krakowa miał potem przymykać oczy na przypadki molestowania i pedofili w Kościele. Taką narrację sufluje nam z kolei Tygodnik Powszechny mający w podtytule szablon: „Katolickie pismo społeczno-kulturalne”.
Mężczyźni, mężowie rodzina to zagrożenie. Na stronie Onet, w sektorze Kobieta, znajduję promowany tekst – opowieść, która wg autorki, „mogłaby być historią wielu kobiet, ofiar, mężów – wampirów energetycznych, które zabijają już samą obecnością.” Tak. Powtórzmy: obecnością. Kobieta zwlekała z rozwodem bo była „wychowana w religijnym domu, uczona przez matkę, że jak się Bogu przysięga, to trzeba w tym związku wytrwać”. Gdy się zdecydowała, mąż nagle dostał udaru. Leży teraz na złość jej przykuty do łóżka. Na rozwód za późno. Prawo to utrudnia „bo co do zasady porzucenie małżonka w ciężkiej chorobie, z reguły spotyka się z negatywną oceną moralną.”
Nic to! Trzeba to zmienić a moralność zakopać pod ziemię. Dziecko zabić, męża do DPS-u i nigdy, przenigdy nie przysięgać Bogu.
„By żyło się lepiej!”