Choć Maciej Musiał odnosi sukcesy na ekranie, to żyje w realnym świecie

Czytaj dalej
Fot. Sylwia Dąbrowa
Paweł Gzyl

Choć Maciej Musiał odnosi sukcesy na ekranie, to żyje w realnym świecie

Paweł Gzyl

Nigdy nie słyszeliśmy o żadnym skandalu z jego udziałem. Bo wie, że ma wiele młodych fanek, które poszłyby za nim w ogień. Dlatego choć nie jest ideałem, stara się być dobrym człowiekiem.

Choć telewidzowie pokochali go już jako nastolatka za sprawą serialu „Rodzinka.pl”, długo musiał szlifować swój aktorski warsztat, aby zaangażowano go do zagrania głównej roli w kinowym filmie. Dziś możemy oglądać go na pierwszym planie w komedii gangsterskiej „Fuks 2”. Pierwszy obraz z tego cyklu uczynił pod koniec lat 90. gwiazdorem Macieja Stuhra. Czy teraz stanie się podobnie z Maciejem Musiałem? Trudno powiedzieć. Na razie obaj panowie zgrabnie wcielają się w ojca i syna w „Fuksie 2”.

- Jestem osobą skupioną na życiu. To ono jest najważniejsze, relacje, myśli, to, czego słucham, co słyszę, a aktorstwo jest zawodem. Pięknym zawodem, w który raz na jakiś czas można rzucić się jak do basenu i pobyć pod tą niesamowitą taflą wody, ale trzeba po jakimś czasie wypłynąć na powierzchnię, żeby wziąć oddech, położyć się na leżaku, wyschnąć i porozmawiać z przyjaciółmi. Zmierzam do tego, że żyję głównie w świecie realnym, a w zawodowym I go with the flow – mówi w magazynie „Gentleman”.

Frytki i hamburger

Jest synem pary aktorów – Anny i Andrzeja Musiałów. Prowadzili oni wspólnie Teatr Kuffer, który wystawiał przedstawienia dla dzieci w szkołach i przedszkolach. Ich pierwszym widzem zawsze był mały Maciek. Musiałowie zagrali w sumie aż ponad pięć tysięcy spektakli. Nawet kiedy rozstali się na gruncie prywatnym, dalej wspólnie wymyślali i wystawiali przedstawienia dla maluchów. Ich syn początkowo bardziej był jednak zainteresowany muzyką.

- Zacząłem grać, gdy miałem 8 lat i na komunię dostałem keyboard. Okazało się, że fajnie mi to idzie. Rodzice kupili mi więc małe pianinko. Przychodził kościelny organista i uczył mnie grać dwa razy w tygodniu. Przez kolejnych osiem lat intensywnie grałem. Aż w końcu doszedłem do momentu, gdy trzeba było wybrać: albo idę w tę stronę i temu się poświęcam, albo się na tym etapie zatrzymuję – wspomina w „Twoim Stylu”.

Maciek miał pięć lat, kiedy tata zabrał go ze sobą na casting do reklamy soku Cappy. Na miejscu okazało się, że potrzeba też do niej dziecka – i skoro chłopiec był na miejscu, postanowiono go wykorzystać. W ten sposób maluch zadebiutował na małym ekranie. To zachęciło rodziców do zabierania go na kolejne castingi. Ku ich radości, syn świetnie sprawdzał się przed kamerą. To sprawiło, że z reklam awansował do seriali i filmów.

- Pamiętam, jak miałem z dziesięć lat, patrzyłem na hamburgery w knajpie i myślałem sobie, jak by było fajnie, gdybym kiedyś nie musiał wybierać, czy kupię sobie frytki, czy hamburgera, tylko mógłbym zamówić wszystko, co chcę. Więc pewnie za pierwsze pieniądze kupiłem i frytki, i hamburgera – śmieje się w „Logo24”.

W aktorskiej rodzince

Przełom w jego aktorskiej karierze nastąpił, kiedy miał szesnaście lat. Wszedł wtedy na plan serialu „Rodzinka.pl”, w którym miał być synem pary granej przez Małgorzatę Kożuchowską i Tomasza Karolaka. Chłopak szybko odnalazł się w tej roli, podbijając serca wszystkich nastolatek w kraju. Nic więc dziwnego, że kiedy pojawiał się gdzieś na mieście, zawsze towarzyszył mu wianuszek zachwyconych wielbicielek.

- Byłem fanem Tomka Karolaka i bardzo się stresowałem jego obecnością. Okropnie mnie onieśmielał. Dlatego starałem się być zawsze perfekcyjnie przygotowany i mieć kilka wariantów sceny. On to doceniał, był mnie ciekawy i tak się zaprzyjaźniliśmy. To bardzo dobry człowiek. Z resztą „rodzinki” też się bardzo zżyliśmy, często spotykamy się poza planem – zdradza w serwisie Aleteia.

Popularność, którą zyskał, sprawiła, że zaczęto go zatrudniać do telewizyjnych programów. Nie chciał jednak zatrzymać się na poziomie nastoletniego celebryty. Gdy przez przypadek poznał amerykańskiego scenarzystę Joshuę Longa, obaj wpadli na pomysł serialu „1983”. Ponieważ nikt w Polsce nie był nim zainteresowany, sprzedali go amerykańskiemu Netflixowi. W międzyczasie Maciek zagrał w dwóch innych zagranicznych produkcjach – „Wiedźminie” i „1899”. Nie przeszkodziło mu to w aktorskich studiach w krakowskiej Akademii Teatralnej.

- Do tej pory grałem intuicyjnie. Szkoła pozwoliła mi się zmierzyć z bardzo dużą ilością materiału. Być może tego nigdy nie zagram przed kamerą, ale w trzech spektaklach egzaminacyjnych robiłem rzeczy, które powodują, że coś cię rozciąga w środku. Mamy świetnych profesorów, żyją w takim „hubie” między uczelnią i teatrem – podkreślał w „Elle”.

Spotkanie z Bogiem

Jego mama jest bardzo uduchowioną osobą. Dlatego kiedy Maciek zaczął dorastać, zawierzyła go Maryi. Chłopak jeździł na castingi, a ona modliła się, by uchroniła go od wszelkiego zła. „Zawierzenie dziecka Maryi to najlepsza polisa na życie. Polecam bardzo wszystkim rodzicom” - napisała na Instagramie. Gdy Maciek przygotowywał się do matury, zabrała go ze sobą na rekolekcje, które prowadził charyzmatyczny ewangelizator Robert Tekieli.

- Po trzech dniach, które były mało owocne (w moim przekonaniu), odbywała się modlitwa wstawiennicza, podczas której Robert, ojciec i reszta uczestników rekolekcji modliła się za każdego po kolei. Przyszła moja kolej, wyszedłem na środek. Ojciec nałożył na mnie dłonie i zaczął się modlić. A ja poczułem, jak przychodzi do mnie Bóg. Przytula mnie. Poczułem niekończącą się, bezwarunkową miłość, przebaczenie, akceptację. Z oczu pociekły mi łzy – deklaruje w serwisie Aleteia.

Być może to dlatego, iż jest wierzący, nigdy nie słyszeliśmy o żadnym skandalu obyczajowym z jego udziałem. Mało tego: przez długi czas stronił od poważniejszych relacji z dziewczynami. Potem jednak natura zrobiła swoje. Media łączyły go z Miss Polski z 2018 roku Olgą Buławą, piosenkarką Alicją Szemplińską, a nawet z… córką prezydenta, Kingą Dudą. Obecnie związany jest z modelką Weroniką Targońską, która mieszka nad morzem i studiuje informatykę w Politechnice Gdańskiej.

- Staram się nie siłować ze światem, tylko słuchać jego szeptu. Nie posiadam jednego generalnego celu, wszystko klaruje się w trakcie, ponieważ cały czas wyznaczam sobie nowe, mniejsze punkty, do których chcę dotrzeć. Jeśli mam pomysł na serial, to moim celem nie jest zdobycie nagrody Emmy, ale to, by zatrudnić scenarzystę, żeby mieć dobry tekst, itd., te cele są małe – podkreśla w Interii.

Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.