
Kiedy jeszcze cała Polska żyła awaryjnym lądowaniem na Okęciu, w Balicach służby ratunkowe asystowały przy posadzeniu na pasie samolotu, który zawrócił z rejsu do Frankfurtu. W obu przypadkach nikomu nic się nie stało. A co jeszcze ważniejsze - zadziałały procedury bezpieczeństwa
Środa, mija godzina 18. Z lotniska w Balicach startuje samolot rejsowy z Krakowa do Warszawy. Na jego pokładzie jest 59 pasażerów i 4-osobowa załoga. Chwilę po starcie piloci już wiedzą o usterce - przednie koła podwozia wysuwają się, ale nie działa ich blokada. Piloci decydują się lecieć do portu docelowego. Na Okęciu wszystkie służby ratunkowe zostają postawione w stan alarmowy. Straż pożarna polewa pianą pas, na którym ma wylądować samolot. Dokładnie o godz. 19.18 pilot usadza maszynę. Jak najdłużej utrzymuje ją w takiej pozycji, by dziób samolotu był nieco podniesiony. W ostatniej fazie przód uderza o pas i chwilę po nim szoruje. Po zatrzymaniu pasażerowie szybko opuszczają pokład. Nikt nie odniósł obrażeń, choć z powodu nadmiernych emocjo jedna z pasażerek trafia do szpitala.
Czwartek, godz. 11.13. W rejs z Krakowa do Frankfurtu rusza samolot Lufhansy. Na jego pokładzie jest 40 osób. Chwilę po starcie piloci sygnalizują wieży kontrolnej w Balicach, że zawracają. Tym razem to krakowskie służby ratunkowe szykują się do awaryjnego lądowania. Jeszcze przed południem maszyna przysiada na drodze lądowania, a potem spokojnie zostaje odkołowana na płytę postojową. Strażacy tylko przyglądają się całej operacji.
Czytaj więcej:
- To nie było awaryjne lądowanie?
- Czy nasi piloci są dobrze szkoleni na takie wypadki?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień