Ciąża to był dla Kasi Nosowskiej najradośniejszy czas w całym życiu

Czytaj dalej
Fot. Michal Gaciarz
Paweł Gzyl p.gzyl@gk.pl

Ciąża to był dla Kasi Nosowskiej najradośniejszy czas w całym życiu

Paweł Gzyl p.gzyl@gk.pl

Ojciec był marynarzem. Gdy wracał do domu, ona i mama musiały być na baczność. Choć wtedy miała mu to za złe, z czasem doceniła tę surowość.

Jej fani doskonale wiedzą, czego się spodziewać po swej idolce. Dla obserwatora z zewnątrz może to być zaskoczeniem. Bo chociaż jest obecna w show-biznesie prawie ćwierć wieku, kiedy wychodzi na scenę, zawsze zachowuje się tak samo: stoi bez ruchu i wbija wzrok w swoje stopy. Nawet komercyjne sukcesy i uznanie krytyki nie sprawiło, że pozbyła się chorobliwej wręcz nieśmiałości. Ale właśnie na tym polega niezwykły urok Kasi Nosowskiej.

- Kiedy wychodzę na scenę, mówię: „Przepraszam, że jestem dnem choreograficznym i konferansjerskim. Naprawdę przepraszam”. Ludzie wtedy myślą sobie, że fajna ta dziewczyna, że tak przeprasza, bo sami to widzą, że choreograficzne dno. I potem już jest fajna zabawa, strach znika. Lepiej nie ściemniać. Wolę powiedzieć szczerze: „Słuchajcie, nie wyrobiłam się z odchudzaniem”. I ludność już nie chce mi w komentarzu napisać „ta gruba świnia”, bo ja to wiem: „Sorry, nie wyrobiłam się. Próbuję. Walczę. Może kiedyś” -mówi w rozmowie z „Gazetą na Weekend”.

Gdy kiedyś dziennikarka zapytała ją o pierwsze wspomnienie, odpowiedziała: „Leżę koło takiej słomkowej maty, na której wiszą obrazki, i jest mi tam strasznie źle”. Coś w tym jest - bo to poczucie osamotnienia i strachu przed światem przenikało całe jej dzieciństwo, wywierając ogromny wpływ na osobowość. Być może to dlatego, że jej ojciec był marynarzem?

- Większość czasu spędzałam z mamą, miałyśmy swoje rytuały, zasady. Trudno mi było zaakceptować sytuację, gdy nagle pojawia się człowiek, którego praktycznie zapomniałam przez kilka miesięcy rozłąki. Marynarz funkcjonuje trochę jak wojskowy. Mój ojciec pełnił ważne funkcje na statku, miał pod sobą ludzi, zarządzał, decydował, nosił na barkach wielką odpowiedzialność. Gdy wracał do domu, był ostry, chłodny, chciał mieć wszystko pod kontrolą. Dlaczego więc miałabym oszaleć z radości, gdy się pojawiał? Traciłam poczucie bezpieczeństwa. Nie chciałabym znowu być dzieckiem ani nastolatką - deklaruje w „Zwierciadle”.

Jej najbliższym przyjacielem był brat cioteczny - Sławek. Przez pierwsze trzy lata życia wychowali się razem w domu babci. Najchętniej bawili się razem w „zamawianie” - oglądali katalogi z zachodnich sklepów, które ojciec przywoził z zagranicznych wojaży i kto pierwszy klepnął na jakiś obrazek, ten przedmiot był jego.

Potem oboje poszli do podstawówki, gdzie wspierali się próbując sobie radzić w środowisku rówieśników. Chociaż razem zapalili pierwszego papierosa, ochotników do pierwszego pocałunku nie udało im się znaleźć. Mimo to, kiedy Kasia dostawała w podstawówce zeszyt „Złote Myśli”, odpowiadała na pytanie „Czy już się całowałaś?”: „Tak - z kolegą z kolonii”. Co oczywiście nie było prawdą.

- Rodzice mieli ogromny komfort ze mną. Nawet bunt nastoletni przeżywałam do wewnątrz. Choć słuchałam muzyki, która skłaniała do tego, by kontestować. Rozsadzało mnie od środka i czułam, że w mojej głowie wiele się dzieje, ale nie robiłam nic, co mogłoby sprawić kłopot rodzicom. Byłam jakaś taka wiecznie przestraszona. Strasznie dużo czytałam, w lekturach znajdowałam potwierdzenie swoich przemyśleń albo motywację do tego, żeby je kontynuować - wspomina w magazynie „Gaga”.

Podczas wakacyjnego wyjazdu w ramach Ochotniczego Hufca Pracy poznała pewnego punkowca z rodzimego Szczecina. Od razu wpadła w oko młodemu chłopakowi, więc zaprosił ją na p róbę swojego zespołu Włochaty Odkurzacz. Kasia powiedziała mamie, że idzie śpiewać z chórem, do którego należała, a zamiast tego trafiła do salki w miejscowym Technikum Komunikacyjnym. Zaśpiewała po swojemu - i spodobała się. Od tamtego momentu pojawiała się na próbach różnych zespołów, wspomagając ich wokalnie. Z jednym z nich miała pojechać na słynny festiwal w Jarocinie.

- W czasie gdy odbywał się Jarocin, byłam na letnim obozie, a mój tata na urlopie. Byłam absolutnie pewna, że mnie nie puści. Mieliśmy z kolegami chytry plan: napiszemy dla mnie lipne zwolnienie z kolonii i pojadę na nielegalu. Niestety, jeden z egzemplarzy fałszywego usprawiedliwienia został gdzieś pod moim biurkiem i znalazła go mama. I tak zamiast kolegów przyjechał po mnie na obóz mój tata. „Spakuj się, zawiozę cię do tego Jarocina” - powiedział. Byłam w szoku! Ojciec przypunktował u mnie ostro, bo wiem, że zrobił to wbrew sobie. Chciał mi udowodnić, że się mylę co do niego - opowiada w „Wysokich Obcasach”.

Po maturze, Kasia marzyła, aby swoje artystyczne ciągoty realizować w szkole teatralnej. Niestety - nie dostała się. Rodzice nie dali jej taryfy ulgowej - i musiała iść do pracy. Wklepywała więc dane do starego komputera Odra na szczecińskiej poczcie.

Z pomocą przyszedł jej dopiero Piotr Banach, gitarzysta, który zaprosił ją do współpracy w swoim zespole Hey. Poszli jak burza - zwyciężyli w Jarocinie, podpisali kontrakt z wytwórnią płytową i ruszyli na podbój Polski. Popularność, jaką zyskali, zaskoczyła ich samych. Ponieważ jednak byli niedoświadczeni, podpisali taki kontrakt, że praktycznie nic nie zarobili.

- Była w tym jednak jakaś ręka opatrzności. Menedżerka wy-płacała nam co miesiąc skromne pensje, choć powinniśmy wszyscy z dnia na dzień stać się cholernie bogaci. I ja bym pewnie oszalała od tych pieniędzy. Młoda i głupia osoba plus wielkie pieniądze - to może się skończyć nieszczęściem - śmieje się Kasia.

Kasia od małego była kochliwą dziewczyną. Początkowo jednak było to najczęściej platoniczne uczucie. Pierwszego narzeczonego miała dopiero pod koniec liceum. Poznała go przypadkiem - bo przyszedł na jedną z prób jej zespołu. Starszy od Kasi, oczytany - był wymarzonym partnerem dziewczyny. Może widziała w nim trochę swego ojca - ale ostatecznie uciekła od niego w ramiona... młodszego chłopaka. Adam miał 19 lat, a ona 25, kiedy okazało się, że jest w ciąży. Gdy się do tego przyznała, wszyscy zaniemówili z wrażenia.

- Gdy powiedziałam o tym chłopakom z zespołu i naszej demonicznej menedżerce, to po prostu była masakra. Żale, że cała przyszłość zrujnowana, że nikt nie będzie czekał w Stanach, aż odchowam dziecko, itd. Ja natomiast wiedziałam, że cokolwiek by się działo, ja w to wchodzę. Byłam strasznie, przeokrutnie szczęśliwa. Dokładnie pamiętam, jak idę ulicą od lekarza i się do siebie uśmiecham, taka silna i dumna. Dla mnie ciąża była jak jakaś dawka mocy, nagle wszystkie luki, które we mnie były, obawy, nieśmiałość, lęki - wszystko zostało zapełnione - mówi.

Aby pokazać, że macierzyństwo nie oznacza rezygnacji z życia zawodowego, Kasia pojechała w trasę z małym Mikołajem, kiedy miał zaledwie dwa miesiące. Karmiła go przed występem, zostawiała pod opieką Adama na dwie godziny, a potem biegła z powrotem za kulisy, aby znowu nakarmić niemowlę.

Mimo tego poświęcenia związek Kasi z młodszym muzykiem nie przetrwał długo. Para się rozstała. Pozostali jednak przyjaciółmi. Mało tego, to właśnie Adam poznał swą byłą partnerkę z gitarzystą Pawłem Krawczykiem, który nie dość, że dołączył do Hey, to zdobył też serce wokalistki zespołu. Para jest ze sobą już trzynaście lat.

- Ostatnio czytałam wywiad z Marią Czubaszek i ona powiedziała, że w długoletnim związku trzeba się przede wszystkim bardzo lubić. To nam daje szansę, że w momencie, kiedy będziemy staruszkami i nie będziemy się wyrywać do tańca i innych tego typu rzeczy, to prawdziwa ludzka sympatia będzie gwarantem przetrwania. A my się bardzo lubimy - oprócz tego, że się oczywiście bardzo kochamy - deklaruje piosenkarka.

Po wielu latach, wychowując własne dziecko, Kasia zrozumiała wreszcie ojca. Nie tylko wybaczyła jego surowość, ale też doceniła jego postawę.

- Jego surowość, którą teraz po latach wreszcie doceniam, u mnie też występuje. Przecież Mikołaj to chłopak, więc trzeba czasami na niego huknąć. (śmiech) Jakieś ramy i granice muszą być wyznaczone. Dzieci podświadomie przepadają za wyznaczaniem im granic. To je pionizuje - mówi.

Autor: Paweł Gzyl

Paweł Gzyl p.gzyl@gk.pl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.