Ciemnoskóra Mała Syrenka wzbudza kontrowersje i szokuje. "A co by się stało, gdyby Kopciuszek okazał się niską Mulatką plus size?"
– Dziecko nie wie, że Arielka „musi” być biała. Patrzy na nią jak na bohaterkę, księżniczkę i dobrego człowieka. A zadaniem rodzica jest zadbanie o to, aby dziecko nie odbierało koloru skóry jako powód podziału na lepszych czy gorszych – mówi Magdalena Ba-Antos, mieszkanka Krakowa, senegalskiego pochodzenia. W rozmowie z nami opowiada o doświadczeniu rasizmu i przemocy, kontrowersjach wokół ekranizacji „Małej Syrenki” i swoim stosunku do „Murzynka Bambo”.
Mieszka pani w Polsce, w Krakowie, już dość długo. Czy na przestrzeni tego czasu spotkały panią jakieś nieprzyjemne sytuacje, związane z tym, że ma pani inny kolor skóry niż większość Polaków?
Pochodzę ze wsi o nazwie Nowa Wieś. Moja mama jest nauczycielką i, jak to w małych miejscowościach bywa, nauczycielki są dość rozpoznawalne. Moja mama nie miała łatwo, ponieważ wszyscy wiedzieli, że jej mąż, a mój tata, był Senegalczykiem, a tym samym ma dwójkę czekoladowych dzieci. Dzieciństwo wspominam jako oazę spokoju i beztroski. Będąc jeszcze małym dzieckiem, nigdy nie odczułam, że jestem „inna”. Dopiero z czasem zaczęłam dostrzegać, że jestem obiektem zainteresowania, że ludzie mi się przyglądają z ukrycia. Nie było w tym agresji, a zwykła ciekawość, często nawet mnie to bawiło. Z dnia na dzień jednak ta ciekawość ewoluowała i zaczęła przekraczać granicę mojej strefy komfortu. Bez pytania dotykano moich włosów, przyglądano się już bezczelnie, co wprawiało mnie w zakłopotanie. Rozumiem, że lata 80. w mniejszych miejscowościach nie obfitowały w Mulatów, ale czułam, że dla wielu jestem „wiejskim eksponatem”, którym można się pochwalić, o którym można powiedzieć coś, chociaż wcale się go nie zna. Momentem zwrotnym w moim życiu było zakończenie podstawówki i rozpoczęcie nauki w liceum, w nowej miejscowości. Początkowa ekscytacja, nowi ludzie i nowe otoczenie sprawiło, że pojawili się także nowi prześladowcy. To był moment, w którym realnie zdałam sobie sprawę, że jestem w niebezpieczeństwie.
Ma pani na myśli konkretną sytuację?
Niestety tak. Kiedyś miała miejsce naprawdę przykra sytuacja. Wracałam z kolegą z treningu i byliśmy zmuszeni przejść niedaleko grupki skinheadów, która już niejednokrotnie dała mi odczuć „gdzie jest moje miejsce”. Usłyszałam rzeczy straszne, krzywdzące, poniżające. Miałam w oczach łzy. Kolega, z którym szłam, nie mógł nic zrobić, ponieważ oprawców było kilkunastu. Mogę sobie jedynie wyobrazić, jak strasznie się czuł. Szliśmy tak, nic do siebie nie mówiąc, jakieś kilkadziesiąt metrów, choć wydawało mi się, że idziemy kilometr. Oprawcy rzucali w nas epitetami, świetnie się przy tym bawiąc, aż wreszcie jeden z członków grupy wstał i wyciągnął z kieszeni scyzoryk. Sparaliżowało mnie wtedy w środku, nie wiedziałam czy mam uciekać i pokazać, że się boję, czy stawić mu czoła. Do tego momentu wielokrotnie mijałam tę grupę na ulicy, gdzie próbowali mnie straszyć. Nigdy jednak nie powiedziano mi przykrości prosto w twarz. Bałam się. Bałam się nie tylko o siebie, ale o zdrowie i życie mojego kolegi. Ostatecznie chłopak ze scyzorykiem został powstrzymany przez swoją dziewczynę, która z nimi siedziała. Możliwe, że to właśnie dzięki niej jeszcze żyję, ale do dziś nie mam pojęcia kim ona była. Może to przeczyta.
Jak polskie społeczeństwo reaguje na takie przejawy rasizmu i agresji?
Około dwa lata temu, przypadkowy mężczyzna powiedział do mnie „wyp... czarna szmato”. Nie chcę mówić o szczegółach tej sprawy, ponieważ jest ona nadal w toku. Zgłosiłam tę sytuację do odpowiednich służb. Niestety, pomimo nagrania, które dostarczyłam jako dowód, przez wiele miesięcy mężczyzny nie udało się znaleźć. Dlaczego? Ludzi nie interesują „takie” sprawy. Mała szkodliwość społeczna, z czym się oczywiście nie zgadzam. Mijały miesiące, więc moja adwokat Aleksandra Krzyworzeka „reaktywowała” sprawę. Dopiero wtedy na oficjalnej stronie na Facebooku Małopolskiej Policji pojawiła się twarz oprawcy. Wówczas napisała o tym jedna z gazet, a ja udostępniłam post u siebie. Odzew był natychmiastowy, w ciągu kilku godzin zyskałam namiar na oprawcę i wszystkie dane. Siła Internetu jest ogromna i chcę podziękować wszystkim, którzy dołożyli cegiełkę do poszukiwań sprawcy. Ale Internet okazał się również miejscem niesamowitych kontrastów. Byłam w ciężkim szoku, kiedy zobaczyłam, że pod postem Małopolskiej Policji toczy się wymiana zdań, absolutnie uwłaczająca mnie i osobom w podobnych sytuacjach. Przeczytałam, że „pewnie mi się należało”, „mam za dużo czasu”, „czepiam się”. Komentarze były podszyte rasizmem i nikt z moderatorów Policji nic z tym nie zrobił.
Dlaczego tak jest? Czemu w Polsce ten rasizm nadal traktowany jest marginalnie?
Ktoś, kto nigdy nie spotkał się z zachowaniem, gdzie zostały na niego wylane przysłowiowe „pomyje” za to jak wygląda, nigdy nie zrozumie tego, czym jest rasizm. Można być empatycznym i wiele rzeczy sobie wyobrazić, ale rasizm odczuwa się dopiero, gdy się go rzeczywiście doświadczy. Nie dziwię się policjantom, bo znajdują się w systemie, który nie jest doskonały, gdzie temat rasizmu spychany jest na margines. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak sprawnie potoczyłaby się sprawa, gdyby policjant, do którego trafiłam, był czarnoskóry...
A czy tutaj, w Krakowie, osoby czarnoskóre tworzą taką swego rodzaju wspólnotę?
Ja mam 40 lat i jestem dzieckiem lat 80. Wtedy wielu Afrykańczyków przyjechało do Polski na studia i w poszukiwaniu lepszego życia. W tym okresie narodziło się w Polsce sporo Mulatów. Niestety, wielu mężczyzn nie udźwignęło ciężaru odpowiedzialności i tego lepszego życia. Między czarnoskórymi dziećmi tego okresu utworzyła się więź, wynikająca z podobnych, bardzo wyrazistych i niekoniecznie dobrych doświadczeń. Na Facebooku powstała nawet grupa która ma na celu zrzeszanie, promowanie i wspieranie czarnej społeczności i kultury w Polsce. Ja, do tej pory, gdy mijam na ulicy kogoś czarnoskórego, uśmiecham się, co zawsze działa w dwie strony. Ta wymiana pozytywnych spojrzeń ma oznaczać, że możesz na mnie liczyć, że jestem tutaj dla ciebie.
Będąc dość głęboko w mediach społecznościowych zauważyłam, że coraz częściej zwraca się uwagę na rasistowskie słownictwo i unika pewnych słów. Czy rzeczywiście tak jest? Czy słowa także potrafią krzywdzić?
Jeśli chodzi ci o słowo „murzyn”, to osobiście nie przepadam za nim, aczkolwiek nigdy nie stałoby się dla mnie złe, gdyby nie nacechowano go negatywnymi emocjami. To my, ludzie, tworzymy ze słów narzędzia, potwory, pejoratywy, chcąc krzywdzić innych. W mojej ocenie samo słowo nie powinno ranić, rani intencja i celowość jego wypowiadania.
Czy nie uważa pani, że w dzisiejszych czasach dość powszechne jest zjawisko zwane „kompleksem białego wybawiciela” i to właśnie biali ludzie, których rasizm nie dotyka namacalnie, najwięcej „krzyczą” o byciu rasistami i pouczają jak należy się zachowywać, co robić, a czego nie?
Sądzę, że empatia, którą są obdarzeni biali ludzie w Polsce sprawia, że czasami chcą „za bardzo” w imię naprawdę szczerej chęci pomóc. Niestety wielu rasizm odbiera książkowo i doszukuje się problemów tam, gdzie ciemnoskóry człowiek ich nie widzi, jest to zauważalny trend, doszukiwania się we wszystkim tzw. „drugiego dna”.
Co konkretnie ma pani na myśli?
Ja uważam, że afery wokół bajki „Murzynek Bambo” czy piosenki „Makumba” Big Cyc są przykładami „szukania dziury w całym”. Jestem ofiarą rasizmu, ale jako mała dziewczynka, nie odbierałam bajki o Murzynku negatywnie. Widziałam uśmiechniętego chłopczyka, który psoci, jak każde inne dziecko. Widziałam go jako kogoś, kogo chciałoby się mieć za przyjaciela. To samo tyczy się piosenki „Makumba”. Co w tej piosence jest przekłamane? Przecież tak to właśnie wyglądało w czasach, gdy mój tata przyjechał do Polski. Poznał blondwłosą i długonogą kobietę, mówił lepiej po polsku i nie zrobił zawrotnej kariery, ale tak właśnie było. Dla mnie, to zwykła historia napisana w zabawny sposób. Powtarzam, ludzie tworzą problemy tam, gdzie ich nie ma.
Czy wydaje się Pani, że rasizm w Polsce z roku na rok maleje? Widać to choćby w polskich mediach, gdzie coraz częściej w programach telewizyjnych pojawiają się osoby czarnoskóre, podobnie na TikToku czy na Instagramie.
Rasizm nie maleje, a częstsze uczestnictwo osób o ciemnej skórze w mediach ma dawać złudne poczucie, że tak jest. Jest to w dużej mierze zasługa poprawności politycznej. Ciemnoskóre osoby coraz częściej zaznaczają swoją obecność w polskich mediach, gdzie odnoszą sukcesy, jednak według mnie nie powinno to być żadne „wow”. To samo tyczy się osób ze społeczności LGBTQ+ czy innych wykluczanych grup społecznych. Osoby o różnym kolorze skóry są w mediach i zawsze były. Są w telewizji, są lekarzami, prawnikami. Częstsze pokazywanie ich w mediach nie zmieni jednak przekonań rasisty.
Kilka tygodni temu Disney podzielił się z widzami pierwszym trailerem filmowej wersji „Małej Syrenki”. Już od dłuższego czasu wiadomo, że główną bohaterkę zagra czarnoskóra Halle Bailey. Wybór czarnoskórej aktorki wywołał masę kontrowersji. Dlaczego Disney zdecydował się na taki wybór?
To jest ta poprawność polityczna i chęć pozyskania odbiorców, trafiając do określonych, najczęściej uciśnionych grup społecznych. Disney obecnie wypuszcza dużo filmów, w których są ludzie ciemnoskórzy, homoseksualni, czy transpłciowi. Nie jest to przecież żadna życiowa nowość, w tym znaczeniu, że tacy ludzie zawsze byli na świecie. Teraz po prostu ich obecność zaczyna przenikać do mediów co wzbudza wiele kontrowersji i wprawia niektórych odbiorców w zakłopotanie. Świat bajkowo-filmowy nie jest już taki doskonały.
Pod trailerem filmu, w mediach społecznościowych Halle Bailey i na różnych forach filmowych wciąż pojawia się mnóstwo nieprzyjemnych komentarzy. Wygląda na to, że fani „Małej Syrenki” nie mogą pogodzić się z faktem, że nie będzie czerwonowłosą, białą dziewczyną. Jak myślisz dlaczego społeczeństwo tak boli fakt, że Arielka będzie czarnoskóra?
Jesteśmy karmieni wyidealizowanymi obrazkami, więc kiedy taki obrazek nagle się zmienia, nie możemy się z tym pogodzić. Fakt, że ludzie zareagowali w ten sposób jest dla mnie nie na miejscu, a cała ta sytuacja najbardziej uderza w dzieci. Niszczy radość i emocje, płynące z wartości, które przekazuje bajka. To dorośli niszczą tę dziecięcą szczerość i naturalność, brak jakichkolwiek podziałów ze względu na rasę. To dorośli szukają „dziury w całym”, zupełnie jak w bajce o Murzynku Bambo. Dziecko nie wie, że Arielka „musi” być biała. Patrzy na nią jak na bohaterkę, księżniczkę i dobrego człowieka. A zadaniem rodzica jest zadbanie o to, aby dziecko nie odbierało koloru skóry jako powód podziału na lepszych czy gorszych.
Czyli ludziom przeszkadza fakt, że tak kultowa postać jak Arielka będzie wyglądała inaczej. I nie chodzi tutaj tylko o kolor skóry?
W bajkach, jak i w całej kulturze, funkcjonują schematy wbijane nam do głów od dziesięcioleci. Schematy, według których królewna musi być ładna, dobrze wychowana, z talią osy i dużym biustem. Nie może być inaczej, bo przecież to królewna. A co by się stało, gdyby Kopciuszek okazał się niską Mulatką plus size? Dla niektórych byłoby to nie do pomyślenia, bo odbiegałaby wówczas od kanonów tego bajkowego piękna, nawet jeśli miałaby otwarte i dobre serce. A przecież ludzie tacy są, nie są idealni. Są niscy, wysocy, niektórzy nie mają ręki czy nogi. Niestety media w większości biorą na piedestał tych, którzy są piękni, szczupli i zdrowi. Moim zdaniem, zarówno media, jak i bajki powinny pokazywać życie, w którym patrzy się nie na wygląd, a na wnętrze człowieka.
W social mediach widziałam wiele filmików, gdzie można było zobaczyć, jak czarnoskóre dziewczynki reagowały na trailer filmu z Halle Bailey w roli głównej. Ich reakcje były naprawdę urocze, a w filmikach pojawiały się słowa: „Ona jest taka jak ja!”, „Zobacz mamo, ona jest czarna!”. Czy zmiana koloru skóry Arielki jest w jakiś sposób ważna dla czarnych dziewczynek? Czy stwarza im możliwość utożsamienia się z ulubioną postacią?
Dla ciemnoskórych dzieci z pewnością jest to ważne. Dziecko utożsamia się ze swoim bohaterem i, jeżeli posiada on podobne cechy fizyczne, to zrozumiałe jest, że dzieci widzą w bohaterze siebie. Nie widzę jednak żadnej zasadności, aby bohater musiał wyglądać tak samo jak widz. Dzieci mają niesamowitą wyobraźnię i gdy będą chciały utożsamić się z białą syrenką i to zrobią, z czarną też im się uda. Proces działa w obie strony identycznie: czarny widz – biały bohater i biały widz – czarny bohater. Dziecko powinno utożsamiać się z charakterem postaci, a nie z jej wyglądem. Mądrością muszą wykazać się rodzice zarówno czarnych, jak i białych dzieci. Jeżeli zasieją w nich chociaż namiastkę poczucia „bycia lepszym” ze względu na kolor skóry, ziarno zakiełkuje.
Fajny zabieg zrobiła firma Mattel, wypuszczając na rynek lalki Barbie o różnej karnacji i posturze. Kiedyś rzecz nie do pomyślenia, bo Barbie od zawsze była szczupłą, wysoką blondwłosą dziewczyną, a teraz możemy zakupić lalki na wózku inwalidzkim, plus size, z różnymi kolorami włosów. I to jest super. To ukazuje prawdziwe życie i prawdziwych ludzi, a nie same ideały, do których od małego nakazuje nam się dążyć.
Czyli rasizm działa w dwie strony i osoba biała też może zostać ofiarą rasizmu?
Rasizm działa w dwie strony. Rasizm nie dotyczy tylko czarnych ludzi, ale także białych. W środowiskach, gdzie jest dużo czarnych ludzi, biały człowiek również może stać się ofiarą. Tam, gdzie jest większość, jest też szansa na rasizm w kierunku mniejszości.
Często pojawia się narracja, że osoba biała nie może być ofiarą rasizmu ze względu na uwarunkowania historyczne.
Rozumiem, że historia pokazała nam tę hierarchię ludzką ze względu na kolor skóry. Mam na myśli niewolnictwo, które zresztą wciąż funkcjonuje w dzisiejszym świecie, chociaż nie zawsze zależy od koloru skóry, czasem od majętności, czy miejsca urodzenia. Zresztą nie trzeba szukać daleko, namacalny przykład takiego niewolnictwa mieliśmy chociażby tutaj, w Krakowie, w obozie pracy Płaszów, gdzie krzywdzono Polaków, Żydów i osoby wielu innych narodowości. Niewolnictwo spotkało nie tylko czarną społeczność. Dziwnym jest dla mnie przywoływanie faktów, które miały miejsce ponad 100 lat temu i przenoszenie tego na czasy obecne. Rozumiem, że wiele czarnoskórych osób doświadczyło krzywd, upokorzenia, straciło zdrowie i życie. Rodziny pokrzywdzonych powinny być zaopiekowane przez odpowiednie organizacje, jednak na tym ten rozdział powinien się zamknąć. Musi powstać nowe pokolenie, nieskażone historyczną nienawiścią. Żyjemy w czasach, które dają nam wiele możliwości, wykorzystajmy to mądrze.
Czy rasizm jest wynikiem niechęci do drugiego człowieka czy może uwarunkowany jest strachem, obawą przed „odmiennością”?
W moim pojęciu, rasizm jest jednym z elementów mechanizmu manipulowania społeczeństwem. Nie można patrzeć na rasizm jednotorowo, jako na kolor skóry. Ma wiele aspektów, a ważniejszymi z nich są kultura i religia. Warto jednak pamiętać, że nikt rasistą się nie rodzi. Rasizm jest wpajany przez rodzinę lub najbliższe otoczenie.
W takim razie co powinniśmy robić, aby tego rasizmu unikać?
Zamiast doszukiwać się drugiego dna w bajkach czy wierszykach i skupiać się na tym, że dany bohater wygląda nie tak jak byśmy chcieli, powinniśmy się zająć tym, żeby wzajemnie siebie nie krzywdzić. Wierz mi, to będzie już 90% sukcesu. Popatrzmy na ruch „Black Lives Matter”, chociaż ja osobiście wolałabym „All Lives Matter”. Przemoc rodzi przemoc. W tym momencie kolor skóry oprawcy nie ma znaczenia. Nieważne czy był biały, zielony czy niebieski. Jeden człowiek zrobił krzywdę drugiemu. Nie każdemu musi podobać się mój kolor skóry. Niektórzy nawet mogą go nie lubić, mogą nie lubić mnie. Nie mam z tym problemu. Jednak nikt nie ma prawa z tego powodu mnie znieważać lub krzywdzić. Tutaj leży prawdziwy problem rasizmu. Musimy nauczyć się szacunku do drugiego człowieka.