Co nasi królowie wyprawiali w święta Bożego Narodzenia
Krwawa noc na czeskich Hradczanach. Wawelski debiut karpia na polskich stołach. Jan Sobieski: wezyr wezyrem, a żona żoną Magia ognia z rzyci błazna. Co miał wspólnego Wolfgang Amadeusz Mozart z polską kiełbasą.
Na rozkaz księcia kwaterująca na Hradczanach drużyna Bolesława Chrobrego musiała tego mroźnego wieczoru wyjątkowo zrezygnować z pląsów bosych dziewek - jakże to: Boże Narodzenie! Piwo, owszem, aż tak okrutny książę nie był, ale jedyną przyjemnością miały być ryby. Dużo ryb, których w Wełtawie nie brakowało.
Tuż przed północą głos dzwonów z drugiego praskiego wzgórza, Wyszehradu, obwieścił wybuch powstania przeciw Polakom. Miejscem zbiórki był hradczański pagórek Żiża, gdzie ongi składano ofiary pogańskim bogom. Na czele spiskowców, którym pomagali Niemcy, stał ogromny wzrostem władyka Vyhoń Dub. Do izby, gdzie ucztowała polska starszyzna, wpadły czeskie woje z wyciągniętymi mieczami. Zapachniało krwią. Chrobry - pół Polak, pół (po matce) Czech w samej koszuli wyskoczył przez boczne drzwi, uciekał w kierunku mostu nad Jelenią Fosą. Dopadli go na tym moście, na śniegu pojawiły się wielkie, czerwone plamy. Polskiego księcia uratowali wierni, pozostający w jego służbie Czesi, zwłaszcza wysoki, świetnie władający mieczem rycerz Sobiebor - najstarszy przyrodni brat św. Wojciecha. Poległ najprawdopodobniej z ręki Duba, jego ciało znaleziono na moście z zakrwawionym mieczem w ręce…
Był grudzień Roku Pańskiego 1004. Skończyły się krótkie, trwające dwa lata polskie rządy nad Wełtawą. Ale sam wieczór przeszedł do historii, był natchnieniem czeskich poetów i malarzy, zaś sam Vyhoń Dub jest nadal bohaterem narodowym. Ale sto lat później pierwszym gospodarzem rotundy św. Marcina na Wyszehradzie został ks. Benedykt z Krakowa, a jeszcze później śpiewane w owej rotundzie kolędy tłumaczono na język polski. Sam Chrobry nie wierzył w ostrzegający palec boży i - jak chcą niektórzy historycy - koronował się nie w roku 1025, ale 1024, dwudziestego czwartego grudnia.
***
A oto opowieść o królu, który składając wizytę w Krakowie, wywarł przypadkowo ogromny wpływ na wigilijne menu współczesnego Polaka.
Był nim dwudziestoletni Wacław II z rodu Przemyślidów, wielki książę, a potem król Czechów. Wykorzystując niewiarygodną niefrasobliwość i ustawiczne bratobójcze wojny Piastowiczów, zdobył w sposób legalny prawa najpierw do Małopolski, a potem (rok 1300) i do polskiego tronu. Na Wawel uroczyście wjechał wraz z drużyną 16 sierpnia 1292 roku. Oczekujący go czescy urzędnicy bali się tej wizyty jak wiecznego potępienia; Wacław był nieprzewidywalnym w reakcjach. Niskiego wzrostu, maniak religijny w habicie cystersów, biczujący się do siódmej krwi, spędzający więcej czasu w kaplicy niż na koniu, ogromnie pobudliwy seksualnie, upiornie przesądny. Na widok piorunów uciekał do kościoła. Jeszcze bardziej bał się kotów i dostawał ataku histerii, gdy tylko usłyszał miauczenie. Na rozkaz czeskiego biskupa Arnolda wszystkie koty musiały opuścić Wawel.
Z dalszej części tekstu dowiesz się:
- skąd na Wawelu wziął się karp?
- dlaczego Herr Kijaw był ostatnim błaznem na polskim dworze?
- skąd w "Don Giovannim" polskie inspiracje?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień