Co śmierć pod Szczucinem, to kolejne znaki zapytania
Biegli nie byli w stanie jednoznacznie wskazać przyczyny zgonu Wojciecha Sołtysa. Prokuratura nie ujawnia wyników innych badań.
Kolejna śmierć w rejonie Szczucina pozostaje owiana tajemnicą. Na biurko śledczych z Dąbrowy Tarnowskiej trafiły co prawda wyniki badań z Zakładu Medycyny Sądowej dotyczące 79-letniego Wojciecha Sołtysa ze Świdrówki, ale nie wyjaśniają jednoznacznie, dlaczego umarł.
- Biegli wskazali, że najbardziej prawdopodobną przyczyną śmierci była ostra niewydolność krążenia na tle miażdżycowym - mówi Waldemar Malec, prokurator rejonowy w Dąbrowie Tarnowskiej.
Prokuratura z Powiśla zleciła również badania chemiczne i biologiczne ubrań, które miał na sobie mężczyzna w chwili śmierci. Laboratorium kryminalistyczne Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie miało ustalić, czy na odzieży Wojciecha Sołtysa znajdował się materiał genetyczny innych osób.
Wyniki już są, ale prokuratura na ten temat milczy, zasłaniając się tajemnicą. - Nie możemy ich ujawniać ze względu na dobro śledztwa. Cały czas trwają analizy - zaznacza Witold Swadźba z Prokuratury Rejonowej w Dąbrowie Tarnowskiej.
Śledztwo prowadzone jest w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci Tadeusza Sołtysa. Z naszych informacji wynika, że prokuratura rozważa zmiany kwalifikacji na „narażenie na niebezpieczeństwo” mężczyzny. Nie wiadomo z jakich powodów.
Nie ustalono wciąż nawet dokładnej daty śmierci Sołtysa. Wiadomo tyle, że 27 października ub. r. miał wylecieć z lotniska w Balicach do Stanów Zjednoczonych. Nie pojawił się jednak na odprawie. Jeden z jego braci zastał w domu otwartą bramę i martwego psa. Jak się później okazało, zwierzę padło z głodu.
Poszukiwania gospodarza trwały do 12 listopada. Tego dnia rolnik ze Słupca znalazł zwłoki w odludnym miejscu na wałach wiślanych w Maniowie. Czterysta metrów dalej odkryto spalony wrak toyoty camry, która należała do zmarłego. Śledczy ustalili, że pożar nie był przypadkowy, bo pojazd został podpalony.
Bliscy mężczyzny nie mają wątpliwości, że ktoś przyłożył rękę do jego śmierci.
- Brat na pewno nie pojechałby w to miejsce, gdzie został znaleziony. Musiał tam ktoś go zawieźć - utrzymuje Józef Sołtys.