Zdrowie. Liczba Polaków, którzy są gotowi zapłacić za szybką pomoc lekarza, gwałtownie rośnie. A w prywatnych poradniach już zaczyna brakować rąk do pracy.
Tylko w ostatnim roku liczba pacjentów korzystających z prywatnych ubezpieczeń zdrowotnych zwiększyła się o 30 proc. Dodatkowe polisy ma już blisko 1,9 mln osób. Ogromna liczba pacjentów wykupuje też abonamenty medyczne w prywatnych spółkach. Oferujący tego typu usługi Lux Med ma pod swoją opieką 1,8 mln pacjentów. Konkurencyjny Medicover blisko 650 tys. osób.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Zakorkowana droga do zdrowia
- Co roku obserwujemy wzrost zainteresowania naszymi usługami przede wszystkim ze strony pracodawców, bo prywatna opieka medyczna w Polsce staje się dziś standardem zapewnianym wielu pracownikom. Także sami pacjenci często poszukują wizyt u lekarzy specjalistów czy badań diagnostycznych, trudno dostępnych w systemie publicznym - informuje dr n. med. Piotr Soszyński, członek zarządu Medicover Polska i dyrektor ds. systemów medycznych.
Polacy do prywatnych gabinetów medyków uciekają przed długimi kolejkami w placówkach finansowanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Ten exodus sprawił jednak, że od kilkunastu miesięcy kolejki stały się zmorą również komercyjnej opieki medycznej. Płatne poradnie nie są już w stanie przyjmować chorych w błyskawicznym tempie, do którego przyzwyczaiły swoich pacjentów.
- Na wizytę u endokrynologa musiałam poczekać miesiąc, angiolog przyjął mnie dopiero po sześciu tygodniach - opowiada pani Beata, jedna z naszych Czytelniczek, której abonament medyczny w prywatnej przychodni opłaca pracodawca. - Przy rejestracji widać również wyraźną różnicę pomiędzy poszczególnymi specjalistami. Ci, którzy mają najlepsze opinie, z reguły proponują najbardziej odległe terminy - dodaje.
W krakowskich płatnych placówkach „od ręki” trudno o poradę ginekologa czy okulisty. Na specjalistyczne badania diagnostyczne trzeba poczekać dwa miesiące, na rehabilitację, która w wielu przypadkach powinna rozpocząć się zaraz po przebytym urazie - miesiąc. W tym samym dniu problemem jest nawet umówienie płatnej wizyty u lekarza pierwszego kontaktu. Czas oczekiwania dodatkowo wydłuża się w okresie wzmożonych zachorowań, np. sezonie grypowym, kiedy wyjątkowo zakorkowane są również publiczne przychodnie podstawowej opieki zdrowotnej.
Zdaniem Anny Rulkiewicz, prezes zarządu Lux Med, jeszcze dziesięć lat temu prywatna opieka medyczna była usługą luksusową dla elit. To jednak uległo zmianie, bo Polacy stają się coraz bogatsi. Ogromne zapotrzebowanie na płatne usługi medyków powiększa też wciąż pogarszający się dostęp do darmowych poradni. - Dlatego terminy wizyt w placówkach prywatnych są coraz dłuższe, choć wciąż znacznie krótsze niż w publicznych - przyznaje prezes Rulkiewicz. - Głównym powodem jest oczywiście brak lekarzy, któremu mogą zaradzić jedynie rozwiązania systemowe. Jednocześnie coraz więcej Polaków szuka pomocy specjalistów. Nasze społeczeństwo starzeje się, rośnie również świadomość, że o zdrowie trzeba dbać - tłumaczy.
Lekarze, którzy mogliby zapewnić opiekę rosnącej grupie pacjentów, przebierają w ofertach pracy i to oni dyktują warunki swojego zatrudnienia. Dzieje się tak dlatego, że wielu specjalistów wyjeżdża za granicę, a nowych lekarzy kształci się w niewystarczającej liczbie. Zdający sobie sprawę z tej sytuacji medycy z roku na rok żądają coraz wyższych wynagrodzeń, na wypłatę których nie wszystkie prywatne placówki mogą sobie pozwolić.
Kolejki pod gabinetami specjalistów to już nie tylko zmora publicznych przychodni, ale także prywatnych placówek medycznych
Budżet Narodowego Funduszu Zdrowia przeznaczany na funkcjonowanie przychodni systematycznie rośnie, mimo to kolejek pod gabinetami medyków ciągle nie udaje się zlikwidować. W Krakowie na bezpłatną pomoc endokrynologa najszybciej można liczyć pod koniec września, w cieszącej się renomą poradni endokrynologicznej Szpitala Uniwersyteckiego na poradę trzeba poczekać do listopada przyszłego roku, w Szpitalu Powiatowym w Oświęcimiu do maja 2019!
Coraz więcej Polaków, w czasie choroby, kieruje więc swoje kroki do prywatnych przychodni. Rośnie nie tylko liczba pacjentów wykupujących dodatkowe polisy zdrowotne i abonamenty medyczne, ale także tych opłacających jednorazowe wizyty u specjalistów. Ostatnia Diagnoza Społeczna pokazuje, że ponad połowa polskich rodzin z własnej kieszeni pokrywa koszty pomocy medyków. Płatne leczenie także przestaje być jednak błyskawiczne, bo w obleganych prywatnych przychodniach zaczyna brakować rąk do pracy.
- Borykamy się z takimi samymi problemami jak placówki publiczne. W tym momencie nie ma już takiej dziedziny medycyny, w której nie brakowałoby lekarzy. Problem jest nawet z zatrudnieniem internistów, chociaż nie tak duży jak w przypadku wąskich specjalizacji, np. endokrynologii czy gastroenterologii - przyznaje Anna Rulkiewicz, prezes zarządu sieci prywatnych placówek medycznych Lux Med.
Najmniej lekarzy w UE
Pod względem liczby medyków przypadających na tysiąc mieszkańców Polska zajmuje ostatnie miejsce w Unii Europejskiej. Lekarzy ciągle kształcimy za mało, rośnie za to grupa tych, którzy zamiast rodaków wolą leczyć Niemców albo Brytyjczyków. Na wyjazd najczęściej decydują się oni jeszcze przed uzyskaniem tytułu specjalisty. Zagraniczne szpitale i przychodnie kuszą polskich lekarzy nie tylko wyższymi płacami, ale także krótszymi godzinami pracy i lepszymi warunkami rozwoju zawodowego.
Tymi specjalistami, którzy nad Wisłą zostają, darmowe i płatne placówki muszą się zaś podzielić. - Sektor prywatny na razie ciągle jest jedynie uzupełnieniem publicznego systemu ochrony zdrowia i niewielu lekarzy decyduje się całkowicie zrezygnować z pracy w bezpłatnych poradniach i szpitalach - wskazuje prof. dr hab. Andrzej Matyja, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Krakowie.
Bez pomysłu na kolejki
Dla pozbawionych konkurencji medyków deficyt kolegów po fachu to z kolei świetny argument w negocjowaniu coraz wyższych stawek za swoją pracę. Paradoksalnie lepsze wynagrodzenia niekoniecznie są w stanie zapewnić im prywatne placówki, które na swoich usługach muszą zarabiać.
W ocenie prof. Matyi kolejki do płatnego leczenia wzrosną jeszcze bardziej gwałtownie po planowanym na październik wejściu w życie sieci szpitali. Po zmianach część publicznych poradni specjalistycznych może bowiem stracić kontrakty z funduszem i nie będzie w stanie zapewnić bezpłatnej opieki chorym.
Podobnego zdania jest także szefowa Fundacji MY Pacjenci Ewa Borek. W jej opinii złoty okres dla prywatnych gabinetów lekarzy właśnie nadchodzi. W planowanych reformach ochrony zdrowia ambulatoryjna opieka specjalistyczna jest bowiem zupełnie pomijana. Nowy system ma koncentrować się na przychodniach podstawowej opieki zdrowotnej i przyszpitalnych poradniach specjalistów, które będą zapewniać opiekę chorym opuszczającym szpitalne oddziały.
- Można więc spodziewać się, że prywatne gabinety będą cieszyły się jeszcze większą popularnością, a pacjenci powinni oszczędzać i zakładać, że za leczenie będą musieli zapłacić z własnej kieszeni - komentuje Ewa Borek.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Dzień Dziecka 2017 w zajezdni tramwajowej
Autor: Marzena Rogozik