W nocy z 20 na 21 marca 2003 r. żołnierze jednostki GROM opanowali iracki terminal przeładunkowy w porcie Umm Kasr. Akcja odbiła się w świecie szerokim echem
Była pochmurna noc 20 marca 2003 r. W wysuniętej bazie sojuszniczych sił specjalnych w rejonie portu wojennego w mieście Kuwejt grupa mężczyzn wsiadała do szybkich łodzi motorowych Mark V. Ciemno ubrani, w czarnych łodziach, byli prawie niewidoczni na tle bezksiężycowego nieba. Każdy miał hełm z goglami, kamizelkę kuloodporną i taktyczną wypełnioną sprzętem, a w rękach amerykański karabinek M4. Niektórzy nieśli lekkie drabinki szturmowe, inni ciężkie młoty, jeszcze inni trójzęby.
Gdy wszyscy byli już na pokładzie, zagrały silniki łodzi. Jednostki odbiły od nabrzeża i skierowały się ku wyjściu z bazy. Po minięciu falochronu sternicy dodali gazu. Woda za rufami spieniła się, dzioby uniosły do góry. Łodzie pomknęły w ciemność. Tylko bardzo uważny obserwator mógł dostrzec, że na kilku z nich obok flagi amerykańskiej powiewa także polska. Żołnierze jednostki GROM ruszali do swojej pierwszej prawdziwie wojennej akcji.
Na światowym poziomie
Gdy w 1990 r. Polska we współpracy z Izraelem i USA realizowała operację „Most”, czyli przerzucenie przez Warszawę do Izraela 40 tys. rosyjskich Żydów, arabscy terroryści zaatakowali polskich dyplomatów w Bejrucie i zagrozili kolejnymi takimi akcjami. Ówczesny szef Wydziału Ochrony Placówek MSZ ppłk Sławomir Petelicki wyszedł wtedy z pomysłem sformowania jednostki wyspecjalizowanej w odbijaniu zakładników i ochranianiu ambasad. Idea została zaakceptowana i 13 lipca 1990 r. rząd Tadeusza Mazowieckiego powołał zawodową JW GROM (od Grupa Reagowania Operacyjno-Manewrowego).
Dowódcą został Petelicki. Jednostkę umieszczono w strukturach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych a nie Obrony Narodowej, co zresztą naraziło ją na niechęć ze strony wojskowych. Kandydatów do służby szukano głównie wśród żołnierzy 1. Batalionu Szturmowego z Lublińca, krakowskich czerwonych beretów, kompanii specjalnych, płetwonurków Marynarki Wojennej i policyjnych antyterrorystów. Nawiązano współpracę z najlepszymi zagranicznymi jednostkami specjalnymi: amerykańską Delta Force, brytyjskim SAS-em i niemiecką GSG 9, a żołnierze GROM-u szkolili się w Stanach Zjednoczonych. W efekcie powstała formacja na światowym poziomie.
Pierwszą zagraniczną misją jednostki był udział w operacji „Uphold Democracy” na Haiti w 1992 r. Jej głównym zadaniem było ochranianie zagranicznych VIP-ów w tym ogarniętym chaosem państwie. Potem (w 1996 r.) GROM działał w byłej Jugosławii, gdzie ochraniał obiekty, eskortował ważne osoby, a także zatrzymał zbrodniarza wojennego Slavko Dokmanovicia, zwanego „rzeźnikiem z Vukovaru”. Po atakach 11 września 2001 r. jednostka we współpracy z amerykańskimi sojusznikami wykorzystywana była w akcjach przeciw islamskim terrorystom, m.in. w Afganistanie, Bahrajnie i Kirgistanie.
W wiosną 2002 r. grupa żołnierzy GROM-u wyleciała do Kuwejtu. Ich zadaniem miało tam być kontrolowanie statków pływających po Zatoce Perskiej pod kątem ewentualnego łamania przez Irak embarga ONZ na handel ropą naftową. Poruszając się na szybkich łodziach gromowcy podpływali do statków, za pomocą lekkich drabinek wspinali się na pokład, a następnie przeszukiwali jednostkę w poszukiwaniu kontrabandy. Wtedy po raz pierwszy zetknęli się ze specyfiką służby na wodach Zatoki Perskiej i tamtejszymi realiami klimatycznymi. W akcjach tych GROM współdziałał z amerykańskimi komandosami z Navy Seals, a ci z uznaniem wypowiadali się o umiejętnościach polskich żołnierzy.
Dowód zaufania
Gdy 20 marca 2003 r. rozpoczął się atak sił wielonarodowej koalicji na rządzony przez Saddama Husajna Irak, wśród zaangażowanych w to państw była także Polska. Do Kuwejtu wysłano okręt ORP „Kontradmirał Xawery Czernicki”, pododdział usuwania skażeń chemicznych oraz Jednostkę Wojskową GROM. Tę ostatnią umieszczono w Kuwait Naval Base, czyli porcie marynarki wojennej leżącym około 100 km od stolicy kraju. Żołnierzom przydzielono pierwsze zadanie – opanowanie terminala przeładunkowego stojącego u wejścia do portu w Umm Kasr, mieście na południu Iraku.
Terminal noszący nazwę KAAOT był wielką platformą o prawie tysiącu metrów długości, szerokości dochodzącej do stu metrów i wielu piętrach. Po obu jej stronach znajdowały się stanowiska dla tankowców z wężami do przesyłania ropy naftowej. Była też przepompownia, liczne dźwigi oraz czterokondygnacyjny hotel dla załogi. W pobliżu stał drugi taki terminal o nazwie MABOT. Jego zdobyciem mieli się zająć amerykańscy komandosi z Navy Seals.
Oba terminale były niezwykle ważne. Ich wysadzenie lub podpalenie mogło zablokować wejście do portu w Umm Kasr, jedynego w Iraku głębokowodnego portu przeładunkowego dla kontenerowców i jednocześnie ważnego węzła kolejowego. To z kolei odcięłoby operujące w Iraku siły sojusznicze od dostaw zaopatrzenia drogą morską. Zapadła więc decyzja, aby platformy zostały zdobyte przez żołnierzy sił specjalnych.
Zadanie było niezwykle trudne. Platformy były rozległe i pełne zakamarków tworzonych przez plątaninę rur, urządzeń oraz mniejszych i większych obiektów. Dawało to możliwość obsadzenia ich obrońcami i – co ważniejsze – ukrycia tam ładunków wybuchowych. A wysadzenie platformy zmieniłoby ją w płonące piekło, które pochłonęłoby wszystkich znajdujących się tam ludzi. W tym także żołnierzy GROM-u.
Naprzód!
Gdy polski zespół dowiedział się o zadaniu i otrzymał plany oraz fotografie platformy, przystąpiono do opracowywania akcji. Na pustyni za pomocą taśm wytyczono mniejszą (stumetrową) makietę terminalu i rozpoczęto ćwiczenia. Najpierw po makiecie poruszali się dowódcy sekcji i snajperzy. Gdy opanowali rozkład i poszczególne fazy ataku, do ćwiczeń przystąpiły całe sekcje. Wreszcie trzecim krokiem były treningi w pełnym sprzęcie i z łącznością między żołnierzami.
„Poza treningiem na makiecie prowadzone były intensywne treningi strzeleckie. Walka na platformie to strzelanie między metalowymi konstrukcjami. Platforma to ropa, gaz i opary, nie ma więc możliwości pokrycia przeciwnika ogniem, trzeba trafiać precyzyjnie. Chłopaki poza treningiem spędzili wiele godzin na salach wykładowych, ucząc się rozkładu platformy dosłownie na pamięć” - wspominał uczestnik akcji Paweł Mateńczuk znany pod pseudonimem „Naval”.
Amerykański wywiad dostarczał wiadomości o terminalu - orientacyjnej liczbie obsługi i ochrony, rodzaju jej uzbrojenia i użytych materiałów wybuchowych, a także najnowsze zdjęcia lotnicze obiektu. Datę ataku wyznaczono na połowę marca, a następnie dwa razy przesuwano. Wreszcie 20 marca 2003 r., w chwili alianckiej inwazji na Irak, przyszedł rozkaz „Naprzód!”.
W nocy 56 żołnierzy GROM-u wsiadło do łodzi Mark V, które następnie wypłynęły z Kuwejtu w kierunku Umm Kasr. Po kilkudziesięciu minutach gromowcy przesiedli się do mniejszych łodzi pontonowych RIB, które na małych obrotach podpłynęły pod platformę. Najpierw bezszelestnie wspięli się na nią snajperzy, którzy zajęli stanowiska na dwóch dźwigach. Po nich weszli pozostali żołnierze i w sekcjach ruszyli naprzód. „Zgodnie z ustaleniami dwaj pierwsi komandosi: »Foka« i Andrzej idą powoli i ostrożnie. Oczy mają dookoła głowy. Zwracają uwagę na ewentualne zagrożenia, jak na przykład ukryte ładunki wybuchowe, szukają ich ciągle” - opisywał we wspomnieniach dowódca akcji ppłk Andrzej Kruczyński pseudonim „Wodzu”.
Flaga dla dowódcy
Zabezpieczono główną rurę paliwową, a następnie zespół podzielił się na dwie grupy. Jedna przeszukała niższą część platformy nazywaną maszynownią, druga oczyszczała hotel dla załogi. Tam właśnie natrafiono na pierwszych Irakijczyków. Mimo że mieli ubrania cywilne nie wyglądali na pracowników, a raczej na żołnierzy. Założono im kajdanki i worki na głowy.
Większość drzwi wejściowych w obiektach na platformie była zabita na głucho. Otwierano je strzelając do nich ze strzelb gładkolufowych. Gdy skończyła się amunicja używano mechanicznych pił do metalu, a gdy skończyło się w nich paliwo sięgnięto po sprzęt wyłomowy. „Zatrzymanych przybywa. Ekipa, która czyściła maszynownię, zatrzymała w niej dziesięć osób. Znaleźli przy okazji broń i materiały wybuchowe. W sumie mamy już ponad dwudziestu jeńców” - opisywał Kruczyński.
Wreszcie po sześciu godzinach cała platforma została opanowana i przeszukana. Gromowcy dali znać Amerykanom z jednostki antyterrorystycznej marines FAST, którzy mieli przejąć i obsadzić obiekt. Schodząc z terminala jeden z żołnierzy zabrał powiewającą na maszcie flagę Iraku. Po powrocie do kraju przekazano ją pierwszemu dowódcy jednostki gen. Sławomirowi Petelickiemu.
Wiadomość o udanej akcji podana została publicznie 24 marca i wywołała sensację. Wcześniej bowiem nie wiedziano, że GROM bierze udział w wojnie, a teraz w dodatku przeprowadził tak udaną akcję. Polskie i zagraniczne media obiegły zdjęcia gromowców w porcie Umm Kasr. „Cudowna robota” - powiedział sekretarz obrony USA Donald Rumsfeld o działaniach amerykańskich, polskich i brytyjskich żołnierzy w pierwszych dniach wojny.