Człowiek ze stali musi być cierpliwy. Jacek Tyczyński triathlonowym mistrzem Polski

Czytaj dalej
Fot. archiwum Jacka Tyczyńskiego
Artur Bogacki

Człowiek ze stali musi być cierpliwy. Jacek Tyczyński triathlonowym mistrzem Polski

Artur Bogacki

Triathlon zrobił się w ostatnich latach w Polsce popularną formą aktywnej rekreacji. Najwięksi zapaleńcy rywalizują na wymagającym dystansie ironman. Podczas wrześniowych zawodów w Malborku mistrzem Polski został w nim Jacek Tyczyński. Opowiada nam o dyscyplinie, która daje prawo tytułować się „człowiekiem ze stali”.

Triathlon składa się z trzech znanych konkurencji. W wydaniu olimpijskim to 1500 metrów pływania (w otwartych wodach), 40 kilometrów kolarstwa oraz 10 kilometrów biegu. Są też inne dystanse. Najbardziej prestiżowy w środowisku to ironman - 3,86 km do przepłynięcia, 180,2 km jazdy na rowerze i na koniec maraton (42,195 km) do przebiegnięcia. Dla mniej doświadczonych są krótsze dystanse: 1/2, 1/4 czy 1/8 ironmana.

Od dzieciaka

Polski król triathlonu mieszka w Krakowie. 26-letni Tyczyński przyjechał tu na studia. Pochodzi z Głogowa, tam w podstawówce chodził do klasy sportowej, trenował pływanie. Na tym samym basenie ćwiczył Radosław Kawęcki, jeden z najbardziej utytułowanych polskich pływaków. - Mieliśmy tych samych trenerów, mijaliśmy się na basenie. Nawet pamiętam wspólny trening - wspomina Tyczyński.

W pływaniu odnosił sukcesy w młodszych kategoriach wiekowych, ale nie został przy tej dyscyplinie. Można powiedzieć, że dołożył do niej dwie kolejne - biegi i kolarstwo.

- Jurek Górski, jedna z legend polskiego triathlonu, o którym nakręcono film „Najlepszy”, założył klub. Tam trafiłem - wspomina. - Gdy miałem jakieś 14-15 lat, zacząłem na poważnie trenować. Wiadomo, że pierwszy rok był na „zaznajomienie” się z dyscypliną. Przez jakiś czas nie miałem przekonania, że to dla mnie. Nakręcałem się jednak na rywalizację, do tego lubiłem biegać. Z czasem „zażarło” - przyszły lepsze wyniki, widziałem, że jest potencjał, trenerzy też zaczęli to zauważać. Poczułem, że może być z tego coś fajnego.

Pierwszym dużym sukcesem było wicemistrzostwo Polski juniorów młodszych w Rawie Mazowieckiej. Kariera Tyczyńskiego nabrała rozpędu. Polski Związek Triathlonu robił testy dla wyróżniających się młodych zawodników, Tyczyński wypadł na tyle dobrze, że dostał zaproszenie na zgrupowanie kadry juniorów.

- Zmieniłem też trenera, zacząłem współpracę z topowym w Polsce szkoleniowcem Tomkiem Kowalskim, który pomaga mi do dziś. Wszystko przyspieszyło - mówi. - Szybko zdałem sobie sprawę, że ten olimpijski dystans nie do końca mi leży, że potrzebuję czegoś innego. 1/2 ironmana zaliczyłem w wieku 20 lat, okazało się, że to coś fajniejszego. Chciałem przygotować się do pełnego dystansu. Musiałem nadrobić braki, zwłaszcza w jeździe na rowerze, bo proporcje w ironmanie faworyzują dobrych kolarzy. A ja w tym wieku nie byłem fizycznie gotowy na większy wysiłek, jeszcze się rozwijałem. Potrzebowałem kilku lat treningu objętościowego, aby przygotować organizm.

Od Malborka po Hawaje

Świetny wynik w prestiżowym ironmanie udało się uzyskać już w debiucie na tym dystansie. Podczas mistrzostw Polski w Malborku na początku września Tyczyński w dobrym stylu zdobył złoto.

- Połówka ironmana to niecałe cztery godziny. Pełny dystans to teoretycznie ponad drugie tyle, ale każda kolejna godzina waży inaczej. Nie wiedziałem, jak organizm zareaguje po pięciu, sześciu godzinach - mówi Tyczyński, dodając, że z rezultatu jest bardzo zadowolony. - Wynik 8:12,02 daje miejsce w TOP-5, TOP-10 w Polsce, a nie był wywalczony na optymalnej trasie, w dodatku większość dystansu pokonałem solo. Czas poniżej ośmiu godzin uznawany jest za elitarny, z Polaków tylko Robertowi Wilkowieckiemu udało się taki uzyskać.

Wiele zależy od trasy. Światowy rekord (to nieoficjalne zestawienie) należy do Kristiana Blummenfelta - 7:21.12. Najlepszy wynik Polaka to 7:42,02, wspomnianego Wilkowieckiego. Oba czasy uzyskane zostały na „szybkiej” trasie w meksykańskim Cozumel, gdzie m.in. podczas pływania uczestnikom pomaga korzystny prąd morski.

- Wynik poniżej ośmiu godzin jest moim celem, ale nie zamierzam się koncentrować tylko na nim. To długofalowa motywacja. Być może jeszcze w tym roku wystartuję w zawodach ironman w Cozumel. Gdyby udało się tam uzyskać dobry wynik, to miałbym slot (kwalifikację - przyp.) na przyszłoroczne mistrzostwa świata w Kona.

Ta ostatnia impreza odbywa się na Hawajach, a dla triathlonistów jest kultowa.

Od amatora do mistrza

Tyczyński, który jest też trenerem i przygotowuje innych zawodników, podkreśla, że to sport niemal dla każdego. Nie ma jednak się co łudzić, że rok czy dwa przygotowań, nawet w ostrym treningowym reżimie, pozwolą powalczyć w ironmanie o topowy rezultat.

- Mam za sobą 12 lat konsekwentnego treningu przygotowującego do tego dystansu - mówi. - Bardzo ważne są różne elementy: żywienie, suplementacja, technika. Na przykład na rowerze jedzie się przez cztery godziny, praktycznie cały czas z „agresywnym” ułożeniem ciała. Trzeba się tego nauczyć. Nie da się pewnych rzeczy zrobić na skróty. Samopoczucie w trakcie zawodów będzie się zmieniać, tak jak w ciągu dnia, będą lepsze i gorsze momenty. Fizycznie nie jesteś w stanie być cały czas maksymalnie naładowany. Najważniejsze to trzymać się planu, trzeba być przygotowanym fizycznie i psychicznie, nie ma miejsca na spontaniczność. Gdy przychodzi kryzys, musisz mieć scenariusz, powinieneś znać to z treningu.

Dodaje, że triathlon jest dla każdego zdrowego, sprawnego człowieka. Podstawa to umiejętność pływania i aktywny tryb życia. - Jeśli wcześniej uprawiałeś jakiś sport, jesteś w formie, to jest to coś, czego możesz spróbować. Ale trzeba to robić z głową. Na zawodach spiker przytoczył anegdotę, jak ktoś wysportowany przyszedł na zawody „prosto z siłowni”, bo widział, że aktor Karolak sobie radził i też chciał spróbować. A po 100 metrach pływania zaczął się topić - mówi.

Ambicje są różne. Dystans 1/4 ironmana zajmuje dwie-trzy godziny, takich zawodów jest dużo. Cały ironman jest zarezerwowany dla tych, którzy chcą - krok po kroku - stawiać sobie coraz wyższe cele.

Ekstremalnych elementów nie brakuje. W mediach głośno ostatnio było o ultratriathlonistach, którzy rywalizowali na dystansie 10 x ironman. Dla Roberta Karasia skończyło się to w szpitalu. - Od strony medialnej tacy ludzie wykonują dobrą robotę, bo o triathlonie jest głośno. Z drugiej strony - wiąże się z tym zagrożenie, że ten sport może być odbierany jako katorżniczy, nie dla zwykłych ludzi, ale tylko dla wybranych. A tak naprawdę rozpoczęcie tej przygody nie jest trudne, są krótsze dystanse, dla amatorów - mówi.

Od treningu dla treningu

Triathlon jest ostatnio modny. Treningami i startami chwalą się aktorzy, piosenkarze, byli sportowcy. Najbardziej znane zawody odbywają się w Gdyni, już od 10 lat, a podczas zapisów miejsca dla uczestników szybko się kończą.

Skąd taki trend?

- Organizatorzy imprezy w Gdyni zapraszali do udziału celebrytów, znane nazwiska zrobiły dobrą robotę, jeśli chodzi o promocję. Sam triathlon jest też ciekawy pod kątem wyzwania, trzeba sprawdzić się w trzech różnych sportach. Myślę, że dla wielu jest atrakcyjny dlatego, że jest trudny - mówi Tyczyński.

Argumentów „za” jest więcej. - Trening i rywalizacja w zawodach są urozmaicone, myślę, że nie grozi wypalenie, monotonia. Są różne doznania fizyczne i estetyczne, są nawet odmiany crossowe, gdzie jeździ się i biega po lesie. Niektórzy widzą możliwość zrzucenia zbędnych kilogramów, innych zatrzymuje przy tym superspołeczność, jaka się w triathlonie wytworzyła. Przyciąga ludzi w średnim wieku, którzy już mają ułożone życie, środki i czas na taką aktywność. Do tego to mniej kontuzjogenna dyscyplina niż każda z osobna.

Jak zabrać się za triathlon?

Finanse nie muszą być na początek barierą. Tyczyński mówi, że należy stworzyć pewne nawyki, regularnie praktykować pływanie, jazdę na rowerze i bieganie.

- Jeśli w ciągu tygodnia znajdziesz dwa razy czas, żeby każdą z tych dyscyplin potrenować, a uda ci się taki reżim utrzymać przez trzy miesiące, to można podnieść sobie poprzeczkę, poszukać grupy do wspólnych zajęć. Jeśli przez pół roku solidnie trenowałeś, to możesz spróbować wystartować w zawodach 1/8 ironmana, nie powinno być problemów z ukończeniem. Oczywiście, jak się wkręcisz na dobre, to możesz inwestować w sprzęt. Droga do pełnego ironamana może być długa, ale na pewno będzie ciekawa.

Dodaje, że jak ktoś się wciągnie, to triathlon przestaje być tylko hobby. - Staje się stylem życia. To dobra inwestycja w siebie. Według badań sporty wytrzymałościowe minimalizują skutki chorób cywilizacyjnych - mówi.

Dodaje: - Wielu ludziom wydaje się, że nie będą mieć na to ani czasu, ani siły, ale to właśnie brak ruchu sprawia, że na co dzień mamy mało energii. Regularny trening naładuje do pewnego stopnia nasze baterie, a jeśli ćwiczymy w grupie, to jeszcze spędzamy fajnie czas na społecznych interakcjach. Aktywność fizyczna powinna być czymś codziennym, robionym dla zdrowia, jak mycie zębów.

Artur Bogacki

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.