Czy człowiek powinien bać się wilków? Rozwiewamy wątpliwości. Grzegorz Tabasz o strachu, który ma wilcze oczy

Czytaj dalej
Fot. Lukasz Gdak
Grzegorz Tabasz

Czy człowiek powinien bać się wilków? Rozwiewamy wątpliwości. Grzegorz Tabasz o strachu, który ma wilcze oczy

Grzegorz Tabasz

Mit Czerwonego Kapturka ma się nijak do rzeczywistości. Wilki panicznie boją się człowieka; mają głęboko zakodowany strach przed ludźmi, którzy śmierdzą i hałasują. O strachu, który ma wilcze oczy pisze Grzegorz Tabasz, dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Nowego Sącza, miłośnik przyrody, przez kilkanaście lat pełnił funkcję członka Rady Nadzorczej Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska oraz nasz stały felietonista.

Kilkanaście miesięcy temu przez media przemknęły zdjęcia znalezionych na Podkarpaciu ludzkich zwłok. Makabrycznie wyglądający szkielet ogryziony do czysta. Jako sprawców wskazywano wilki, choć śledczy nie ustalili przyczyny zgonu nieszczęśnika. Czas, lisy, kuny i ptaki dokładnie zatarły użyteczne ślady. Czy wilki miały swój udział w wydarzeniu? Śmiem wątpić, ale o tym na końcu. W każdym razie był kolejny argument do przywrócenia polowań. Na razie wilk ma u nas status gatunku pod ścisłą ochroną, co wyklucza oficjalne polowania. Natomiast w stanie wyższej konieczności czy podczas ataku na zwierzęta hodowlane eliminacja napastnika jest legalna. Od momentu wprowadzenia ochrony ćwierć wieku temu liczebność gatunku znacząco wzrosła. Wilki są obecne we wschodniej części kraju. Sięgają coraz dalej na zachód. Są już widywane w lasach Pomorza. W Puszczy Świętokrzyskiej, po półwiecznej nieobecności mają grasować cztery watahy. Mają, gdyż liczenie wilków (o czym za chwilę) jest wyjątkowo trudne. W każdym razie im więcej wilków, tym więcej problemów.

***
Dla biologów wilk jest wskaźnikiem stanu natury. Są wilki, jest dziko. Nie zawsze tak było. Drapieżnika od zawsze uważano za groźnego wroga rolników i dzikiej zwierzyny. W 1955 roku władze Polski Ludowej ogłosiły wilczą krucjatę. Strzelano bez oglądania się na płeć, wiek i porę roku. Zakładano wnyki, rozkopywano nory. Wykładano zatrutą padlinę. Za głowę wilka płacono tysiąc złotych nagrody (potem dołożono jeszcze pięć setek), gdy ówczesna dobra pensja wynosiła kilkaset złotych. Nic dziwnego, że dwie dekady później ostało się ledwo sto sztuk na północnych i wschodnich rubieżach kraju. Opamiętanie przyszło w ostatniej chwili. Wpierw wilki wróciły na listę gatunków łownych. Potem zakres ochronny stopniowo wydłużano, a na części kraju wprowadzono całkowity zakaz prześladowań. Wreszcie wilk trafił na listę gatunków chronionych.

Ile mamy wilków? Dla hodowców owiec nawet jeden wilk to zbyt wiele. Myśliwi będą utyskiwać nad każdym zarżniętym jeleniem (bo mógł być nasz!). Ci sami myśliwi, w roli pracowników leśnych, będą załamywać ręce nad zniszczonymi przez roślinożerców sadzonkami drzew. Przecież drapieżcy doskonale sprawdzają się w roli regulatorów nadmiaru zwierzyny płowej. Bezbłędnie eliminują okazy chore czy słabe. Wilk w lesie jest bardzo użyteczny. Najpiękniejsze okazy jeleni zawsze widywano w Bieszczadach, gdzie wilki skutecznie selekcjonowały roślinożerców. Nasza wilcza populacja jest szacowana na od półtora do dwóch i pół tysiąca sztuk. Zależy, kto liczy. Za dolną liczbę odpowiadają ekolodzy, za górną myśliwi.

Dla jednych za mało, dla drugich za dużo. Jak się liczy wilki? Potrzeba dużo świeżego śniegu i kilkudziesięciu wytrwałych tropicieli. Choć odciśnięte pojedyncze ślady wilka czy odchody (te ostanie to doskonałe źródło śladów DNA!) można rozpoznać, to zazwyczaj wataha idzie noga w nogę. Jak to mówią myśliwi, sznuruje. Każdy osobnik stawia łapy w ślady poprzednika i liczenie stada jest możliwe dopiero wówczas, gdy złamią szyk. Pójdą ławą za ofiarą albo staną przed przeszkodą. Kiedy? Po stu metrach albo po dziesięciu kilometrach. W ciągu doby wataha może pokonać nawet kilkanaście czy kilkadziesiąt kilometrów. Nasze wilki swobodnie przekraczają granice i zapewne wiele z nich ma słowacki czy ukraiński rodowód. Po wybudowaniu ogrodzenia na granicy z Białorusią migracje wilków w tej części kraju można uznać za niebyłe. Licząca kilka sztuk grupa rodzinna nazywana watahą dla utrzymania się przy życiu potrzebuje rewiru o powierzchni kilkuset kilometrów kwadratowych. I to właśnie z braku miejsca do życia i pokarmu wilki migrują na zachód. To tylko zarys problemów z liczeniem wilków. Co do liczby, przyrodnicy jasno mówią, iż wraz ze wzrostem liczby wilków trzeba rozważyć rozsądne zarządzanie gatunkiem. To oznacza polowania w miejscach, gdzie jest ich zbyt wiele lub szkody są zbyt dotkliwe. Niemniej nie chodzi o zabicie jednej sztuki z watahy. To tylko pogorszy sytuację. Grupa rodzinna w niepełnym stadzie nie będzie w stanie polować na jelenie czy sarny. Będzie atakować domowe zwierzęta. Trzeba wybić całą watahę, co jest zupełnie możliwe. Naraziłem się aktywistom ekologicznym, ale trudno.

***

Teraz coś o wilczej diecie. Przeciętna wataha zimową porą zabija jedną dużą ofiarę co dwa dni. Latem pewnie mniej, bo w wilczym menu pojawiają się gryzonie, ptaki i inny zwierzęcy drobiazg. Także padlina. Wbrew utartym przekonaniom drapieżnik nie pogardzi jagodami, zaś hiszpańscy przyrodnicy udokumentowali rabunek winogron w winnicy. Drapieżniki brały do pyska kiście dojrzałych owoców i wyciskały słodycz.

Kilka słów o odwiecznym konflikcie z pasterzami. Wilk jest niewybrednym myśliwym. Inteligentnym i sprytnym. Pragnie najeść się jak najtańszym kosztem. Źle pilnowane stado czy otwarta na oścież owczarnia to zaproszenie na obiad. Większość nagłaśnianych przez media krwawych jatek wprost w obejściu to najczęściej efekt ludzkiej niefrasobliwości. Choć muszę przyznać, że znam hodowcę, którego wilki nawiedzały regularnie w środku ludnej wsi. I to w samo południe.

Traktowały jego owczarnię niczym sklep mięsny, choć tuż bok pasły się niepilnowane cielaki. Proszę nie oczekiwać scen z budzącym grozę wyciem, tudzież opisu ludzi, którzy bohatersko walczą z napastnikami. Wpierw było dokładne rozpoznanie terenu i cierpliwe obserwowanie celu. Wilki niczym wojskowi zwiadowcy starannie poznały zwyczaje przeciwnika. Trasę przemarszu. Miejsca wypoczynku. Wreszcie atak: precyzyjny, cichy i niespodziewany. Za dnia. W największy skwar. Kilkadziesiąt kroków od stróżującego psa, który akurat uciął sobie drzemkę. Bywają też wizyty bezczelne. Wilki zabierają dopiero co urodzone cielę w chwili, gdy gospodarze zasiedli do niedzielnego obiadu. Później przestają się pokazywać przez kilkanaście miesięcy. Wrócą, gdy stróżujących ludzi i ich psy ogarnie złudne poczucie bezpieczeństwa. Starzy górale powiadają, że wilk może tak zaczarować owcę, iż ta potulnie pójdzie w krzaki i sama nadstawia gardło. Czasem myślę, że jest w tym ziarnko prawdy….

***

Jeśli o pieniądzach mowa, to straty powodowane przez bobry kosztują wielokrotnie więcej niż wszystkie zjedzone owieczki i barany. Po latach spokoju hodowcy muszą wrócić do obyczaju pilnowania domowych zwierzaków. Jeśli ktoś zostawi krowę samopas pod lasem, to tak jakby otworzył stołówkę dla wilków. Leśnicy pospołu z przyrodnikami są jednak dobrej myśli. Jeśli rolnicy zaczną skutecznie chronić zwierzaki domowe, to do wilczego menu być może trafią bobry. Wilk jest jedynym drapieżnikiem, który może i potrafi polować na gryzonie. Bóbr dużym gryzoniem jest… I do tego bardzo licznym. Chwila cierpliwości, a przyroda zacznie rządzić się swoimi prawami.

Czy warto bać się wilków? Nawet jeśli odwiedzicie ich karpacki matecznik, to spotkanie z drapieżnikiem będzie albo przypadkiem, albo nagrodą za wytrwałe tropienie. Łatwiej o uchwycenie drapieżników przez modne ostatnio fotopułapki czy system monitoringu. Sukces zależy tylko od liczby i lokalizacji urządzeń. Wracając do opisanego na początku tragicznego wydarzenia, to przez ostatnie pół wieku nie udokumentowano ani jednego wypadku napaści na człowieka. Żadnych twardych dowodów.

Mit Czerwonego Kapturka ma się nijak do rzeczywistości. Wilki panicznie boją się człowieka, a znane przypadki ataku (pomijając przypadki wścieklizny) miały miejsce w USA i Kanadzie, gdy ludzie niebacznie zbliżyli się do gniazda z młodymi. Mają głęboko zakodowany strach przed ludźmi, którzy śmierdzą i hałasują. Natomiast media pełne są doniesień o nieszczęśliwych wypadkach ataków, pogryzień, a nawet śmierci spowodowanej przez teoretycznie oswojone domowe psy. Łatwiej zginąć w szczękach bulteriera czy innego pitbula niźli w paszczy wilka. Prawdę mówiąc, wilk żyje tylko z łaski człowieka. Starczy tylko zmienić prawo, by wybić je w mgnieniu oka. Strach przed wilkiem ma tylko wielkie oczy.

Grzegorz Tabasz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.