Czy po epidemii wszyscy będziemy potrzebować pomocy psychologa? Jak radzić sobie w obecnej sytuacji? [ROZMOWA]
O tym, jak radzić sobie w sytuacji epidemii koronawirusa, jak rozmawiać o niej z dziećmi i jak wspierać siebie wzajemnie mówi Artur de Rosier, psychiatra, prezes Wielkopolskiej Izby Lekarskiej.
Od około miesiąca znajdujemy się w bardzo niecodziennej sytuacji – pandemia koronawirusa, izolacja, ograniczenia rządu itp. Jak to wszystko wpływa na nasze samopoczucie psychiczne?
Artur de Rosier: To, co jest teraz najtrudniejsze, to niewiadoma. Zadajemy sobie mnóstwo pytań: Czy mnie też spotka infekcja? Kto w najbliższym otoczeniu stanowi zagrożenie? Czy wyjście z domu jest dla mnie bezpieczne? Jak długo to potrwa? Czy za miesiąc będzie już po epidemii? To wszystko jest dla nas źródłem stresu. Sytuacja jest absolutnie niecodzienna, bo zostaliśmy wybici z normalnego trybu życia, opartego na tym, że wstajemy o określonej godzinie, idziemy do pracy, a dzieci idą do przedszkola czy szkoły. Nagle ten system zostaje zburzony, a nie są to wakacje ani urlop. Jesteśmy poddani przewlekłemu stresowi, który nie wiadomo kiedy się zakończy. Patrząc z punktu widzenia lekarza psychiatrii, widzę ostatnio zwiększoną ilość zachorowań na zaburzenia lękowe czy depresyjno-lękowe zarówno u moich pacjentów, których prowadzę od długiego czasu, jak i u pacjentów, którzy zgłaszają się po raz pierwszy.
Czytaj też: Szukasz psychologa? Skorzystaj z interaktywnej mapy i zobacz, kto ci pomoże w czasie epidemii koronawirusa
Informacje na temat tego, co się dzieje dopływają do nas zarówno przez media tradycyjne, jak i media społecznościowe. Tych treści jest bardzo dużo. Czy dostęp do tylu wiadomości pomaga czy raczej przeszkadza?
Jeżeli włączymy radio lub telewizję na cały dzień, to jesteśmy atakowani ogromną ilością wiadomości, które są monotematyczne i przynoszą niekorzystne informacje. Bo zwiększa się liczba osób zakażonych i liczba zgonów. To powoduje kolejne napięcie, niepewność i stres. Dlatego we wszystkim potrzebna jest droga środka. Osobom, które nie muszą zapoznawać się z tymi informacjami ze względów zawodowych, sugeruję, żeby ograniczyły się do jednego, maksymalnie dwóch, materiałów informacyjnych w ciągu dnia. I jest to w zupełności wystarczające. Owszem, musimy wiedzieć, czy rząd nie wprowadził jakichś nowych ograniczeń, ale telewizor z wiadomościami 24 godziny na dobę nie powinien być naszym towarzyszem dnia.
Czyli musimy się od tego odciąć?
Zdecydowanie. Lepiej jest obejrzeć film, czy posłuchać spokojnej muzyki, Chodzi o to, by mieć coś, co spowoduje, że odpocznie nam umysł. Bo to, że znajdujemy milion zajęć w sensie fizycznym – umyjemy okna, zrobimy porządek w szafach – nie sprawi, że przestaniemy myśleć. Dlatego zalecam odpoczynek o charakterze psychicznym, czyli coś, co zajmie naszą głowę i pozwoli nam na chwilę zapomnieć o tej rzeczywistości.
Wiele osób w ostatnich tygodniach straciło pracę lub trwa w „zawieszeniu” czekając na to, jak dalej rozwinie się sytuacja, co bez wątpienia stresuje. Jak sobie z tym radzić?
Sam dostawałem telefony od osób, które znalazły się w takiej sytuacji, gdzie obydwoje – mąż i żona – stracili pracę albo stracili klientów w swoim biznesie. To nie wszystko, bo zgłaszają się też osoby, które przez ostatni czas tej pracy poszukiwały. Ciężko mówić o radach, raczej trzeba skupić się na nadziei.
Sprawdź także: Ratownicy medyczni: "Gdy większość zachoruje, odczujemy braki". Pogotowie w Poznaniu szuka pracowników
Mówiliśmy już o strachu, który budzi obecna sytuacja. Ale są też osoby, które podchodzą do tego z ignorancją. Czy istnieje zatem jakiś złoty środek?
Poraża mnie beztroska osób, które np. są na kwarantannie i próbują ją łamać. To jest kwestia absolutnie nienaruszalna. Czy ten złoty środek istnieje? Trudno powiedzieć. Ważne jest to, żebyśmy byli razem. Nie mówię teraz o osobach, które muszą być w izolacji. Ale bądźmy razem w tym sensie, żeby się wzajemnie wspierać.
Skoro mowa o wspieraniu się, to w jaki sposób rozmawiać o obecnej sytuacji z dziećmi?
Dzieci przeżywają to na swój własny sposób. One też przecież są świadkami tego, co się dzieje i ich system codzienny też został zaburzony. Nie możemy ich oszukiwać, ale nie powinniśmy też prowadzić zbyt poważnych rozmów na ten temat. Musimy wdrażać dzieci w te wszystkie zalecenia w ramach zabawy i codziennego życia. Czyli wspólnie myjmy ręce dbajmy o to, żeby myć je dużo częściej niż to było dotychczas. A przede wszystkim zapewnijmy dziecko, że jest ono z nami bezpieczne.
W jaki sposób można to zrobić?
Tłumaczyć, że jeżeli unikamy kontaktu z innymi, nie wychodzimy na plac zabaw, to jesteśmy bezpieczni. Do tego rodzice swoim przykładem powinni pokazywać, że też z nikim się nie spotykają i tłumaczyć dlaczego. Oczywiście, możemy dostać pytanie „a co kiedy my zachorujemy?”. Wówczas trzeba zagwarantować, że służba zdrowia wie, co w takiej sytuacji robić, że są specjalne oddziały, pielęgniarki i lekarze. Do tego warto podkreślić, że wspólnie trzeba robić wszystko, żeby takiego zagrożenia uniknąć. Poza tym należy spędzać jak najwięcej czasu razem, przy wspólnej zabawie, rozmowie.
Żartobliwie mówi się o kryzysie wśród par i małżeństw, które dopiero teraz przebywają ze sobą 24 godziny na dobę, że z każdym kolejnym dniem zaczyna denerwować ich już nawet mrugnięcie okiem przez partnera. Czy rzeczywiście ten czas może wpływać negatywnie na związki?
Ja, jako terapeuta, nie mam takich sygnałów, ale można spojrzeć na Japonię, gdzie mężczyźni dużo pracują, wracając bardzo późno do domu. Tam kryzysy małżeńskie zaczynają się dopiero, gdy mężczyzna przechodzi na emeryturę. Bo nagle trafia do domu człowiek, którego na co dzień nie było. Kobieta miała zorganizowany czas, a teraz po domu chodzi ktoś, kogo może ona zna od wielu lat, ale dotychczas za wiele go w tym domu nie było. Być może ta sytuacja, którą miewają teraz małżeństwa w Polsce jest podobna. Osoby, które były bardzo aktywne zawodowo zostały zmuszone do znalezienia się zupełnie nowej sytuacji. Jeżeli jesteśmy ludźmi bardzo zapracowanymi, to zapewne jest tak, że nasze hobby już dawno zostało gdzieś odłożone na półkę. Teraz jest idealny czas do tego, by je odkurzyć. Ważne jest też to, żeby przede wszystkim umieć o wszystkim ze sobą rozmawiać. Zawsze gdy u mnie w gabinecie pojawiają się osoby, które zgłaszają jakieś zaburzone relacje rodzinne, zadaje im jedno ważne pytanie: „Czy potraficie ze sobą rozmawiać?”.
I jakie są odpowiedzi?
Niestety często słyszę „nie”. A to bardzo ważne, by usiąść przy jednym stole i umieć powiedzieć o tym, że denerwuje mnie właśnie to czy tamto. Ale nie na zasadzie wypominania czegoś drugiej osobie. Należy powiedzieć „wiesz, ja w takiej sytuacji czuję się źle”. A jeśli źle, to znaczy jak? I spróbować to opisać. Dobrze jest usiąść rodzinnie, nawet z dziećmi, żeby każdy z nas mógł powiedzieć, w jaki sposób obecną sytuację przeżywa.
A co z osobami starszymi, które często w domach przebywają zupełnie same. Jak uchronić je przed stresem, jak uspokajać?
Myślę, że tak samo, jak rodzice są dla dzieci, tak w pewnym momencie dzieci przejmują opiekę nad rodzicami. Czyli to my mamy być gwarantem bezpieczeństwa dla naszych rodziców. Przede wszystkim powinniśmy namawiać ich do tego, żeby nie łamali zasad pozostania w domu, zapewnić im zakupy i wszelkie niezbędne produkty. Trzeba też zadbać o to, by kontakt z osobami starszymi, nawet w formie telefonicznej, był częstszy niż normalnie, bo w tej chwili oni bardzo potrzebują tego wsparcia.
Czy sytuacja spowodowana koronawirusem sprawi, że po wszystkim więcej osób będzie potrzebowało pomocy psychologicznej?
Myślę, że już teraz ta pomoc jest dużo bardziej potrzebna, bo faktycznie mamy poczucie realnego zagrożenia. Pytanie, jak długo ta sytuacja potrwa? Bo im dłużej trwający stres, tym na pewno dla nas gorzej. Czy wszyscy będą wymagać pomocy, gdy epidemia się skończy? Na pewno nie. Ale myślę, że ta tendencja, która jest teraz, czyli wzrost zachorowań na zaburzenia lękowe, utrzyma się jeszcze zarówno w trakcie trwania pandemii, jak i po niej. Te czynniki stresogenne są i będą, więc psycholodzy, terapeuci i psychiatrzy na pewno będą bardzo potrzebni.