- Moje założenie było takie, by połączyć perspektywę polską z perspektywami ukraińską i żydowską Galicji - mówi prof. Norman Davies, brytyjski historyk
Dlaczego zdecydował się pan napisać książkę o Galicji? Dlaczego nie o jakiejś innej bliskiej panu krainie, np. Walii?
W moich związkach z Polską to właśnie z Galicją miałem zawsze najwięcej do czynienia. Studiowałem w Krakowie, rodzina mojej żony pochodziła ze Lwowa, więc to był dla mnie naturalny wybór. Przez lata martwiłem się, że jeszcze nie napisałem książki o Galicji. Wreszcie podczas pandemii znalazłem dość czasu, żeby ją stworzyć.
Pańska książka ma 784 strony. Jak długo pracował pan nad nią? Czy piśmiennictwo dotyczące Galicji jest bogate?
Kiedy piszę, to piszę szybko. Siedemset stron to dla mnie przeciętna objętość. Materiał historyczny rzeczywiście jest ogromny, bo w ciągu wielu lat prac o tej krainie powstało tysiące. Napisałem panoramę Galicji, ale ukazaną z różnych perspektyw. Moje założenie było takie, by połączyć perspektywę polską z perspektywami ukraińską i żydowską. Galicja nie była krajem wyłącznie polskim. To był kraj, w którym swój udział mieli Polacy, Ukraińcy i Żydzi. Każdy z tych narodów ma teraz swoją własną historiografię tego zagadnienia, a historiografie te bardzo się od siebie różnią. Mogę teraz powiedzieć, że musiałem stać się ekspertem w tych trzech ujęciach. Ale dzięki temu starałem się przedstawić zrównoważony obraz.
Każda z nacji zamieszkujących Galicję ma swoją własną jej wizję. Inaczej widzą ją Polacy, inaczej Ukraińcy, inaczej Żydzi, inaczej Niemcy. To naturalne. Ale czy jest jakiś element wspólny tych wizji?
To zależy, o jakim okresie mówimy. W czasie istnienia Królestwa Galicji, czyli do 1918 r., istniała wspólna wizja Galicji. Była to wizja stworzona przez Habsburgów, w której wszystkie narody miały swoje miejsce. Galicja w tej wizji była krajem wielonarodowym, wielojęzycznym i wieloreligijnym, nad którym panował jeden cesarz. I tę wizję akceptowano jeżeli nie powszechnie, to na pewno czyniła to większość. Sytuacja zmieniła się po upadku Galicji. Wtedy pojawiło się zróżnicowane postrzeganie. Jedni widzieli ją jako utracony raj, inni jako krainę opresji, jeszcze inni chcieli zupełnie wykreślić ją ze swojej historii. Ukraińcy mają swoją wizję Hałyczyny, ale odnosi się ona przede wszystkim do Galicji Wschodniej. Oni w ogóle nie piszą na przykład o roli Krakowa w Galicji, bo dla nich Kraków jest obcy i daleki. Z kolei Polacy mieli w głowach przekonanie, że cała Galicja była dziedzictwem dawnej Korony i jako taka powinna wrócić do Polski. Ukraińcy pod wpływem doktryny prezydenta Wilsona, że każdy naród ma prawo do samostanowienia, uważali zupełnie inaczej. Ich zdaniem Wschodnia Galicja, w której większość stanowili Ukraińcy, powinna należeć do Ukrainy. Jak widać, te dwie wizje były zupełnie nie przystające do siebie. I stąd właśnie ta okropna wojna polsko-ukraińska w 1918 i 1919 r. Tak więc te zróżnicowane wizje istnieją i pisząc swoją książkę, musiałem trochę walczyć z każdą z nich.
A jak dawną Galicję postrzegają Żydzi i ich historiografia?
Ich wizja obejmuje oczywiście wyłącznie Galicję żydowską. Nie całość, lecz tylko losy Żydów w tej krainie i ich stosunki z resztą ludności. Przeważnie jednak ta żydowska wizja jest bardzo pozytywna. Oni pamiętają Galicję jako kraj, w którym Żydzi mieli stosunkowo dużo swobody. Porównują ją z sąsiednią Rosją, gdzie Żydzi mieli znacznie gorzej. Dla nich cesarz austriacki był rycerzem i obrońcą żydowskich praw. Jest to oczywiście wizja inna od polskiej i ukraińskiej.
A jaki był stosunek władców z dynastii Habsburgów do tego kraju koronnego? Czy była ona dla nich ważna, czy raczej marginalna, bo o wiele ważniejsze były Czechy i Węgry?
Habsburgowie mieli mniej więcej dwadzieścia takich prowincji i raczej nie byli w stanie każdej z nich traktować jakoś wyjątkowo. Wydaje się jednak, że mieli do Galicji - a przynajmniej niektórzy z nich - trochę sentymentu. Cesarz Franciszek I bardzo często bywał w Galicji. Odbywał po niej podróże, był przyjmowany we Lwowie i Krakowie, w dworach i pałacach. Na pewno nie można powiedzieć, że los Galicji był Habsburgom obojętny. W ostatnich latach istnienia, to jest od początku XX w., w Wiedniu dobrze wiedziano, że los cesarstwa zależy od tej prowincji granicznej i jej skutecznej obrony podczas wojny. Gdy wybuchła Wielka Wojna, działania toczyły się właśnie w Galicji, Rosjanie w pewnym momencie zajęli większość jej terytorium. Ówczesna rosyjska okupacja przypominała to, co dzieje się dziś na Ukrainie. Postępowanie wojsk rosyjskich było okrutne, niszczące i rujnujące. Rosjanie byli przekonani, że Galicja to część Rosji, bo kiedyś należała do książąt ruskich. Stąd też konflikt z Ukraińcami, tak jak dzisiaj.
A wracając do Habsburgów, to cenili oni lojalność Galicjan. A przecież dla Polaków Galicja to miejsce, w którym narodził się zbrojny ruch niepodległościowy - Piłsudski, Strzelec i Legiony. Z drugiej strony ruch ten wcale nie miał całkowitego poparcia wśród galicyjskich Polaków, nie mówiąc już o Żydach czy Ukraińcach… Tak oto wyobrażenia nie zawsze przystają do rzeczywistości.
Druga rzecz: Polacy nie rozumieją, że polski ruch niepodległościowy w Galicji miał swój ukraiński ekwiwalent. Ukraińcy walczyli o niepodległość swojego państwa. Pisząc np. o Daszyńskim, że „walczył o niepodległość”, to samo należy napisać o ówczesnych politykach ukraińskich. Pisząc o galicyjskich hierarchach kościelnych, o kard. Sapieże powiemy, że to mąż stanu. To samo należy powiedzieć o metropolicie Andrzeju Szeptyckim. Przykłady te pokazują, jak różnią się narodowe perspektywy. Pracując nad książką próbowałem być uczciwy wobec wszystkich tych galicyjskich wspólnot. Bo każda z nich miała swoich wielkich ludzi, swoich łotrów i swoich przeciętniaków. Tworząc panoramę trzeba pokazać maksymalnie szeroki obraz.
Czy te galicyjskie narody były bliskie sobie? Czy raczej każdy z nich żył osobno, w swojej własnej rzeczywistości, społeczności i w swoim własnym świecie?
Oczywiście, że takie kontakty były, a interakcji było bardzo wiele, mimo różnic narodowych i religijnych. Dużo było małżeństw mieszanych i to nie tylko inteligencji w miastach, ale również na wsiach. Grekokatolik mógł bez problemu ożenić się z rzymską katoliczką. Tutaj w Oksfordzie miałem znajomego Polaka, Kazika Michalskiego, który dożył 106 lat. Przed wojną pracował jako młody sędzia w Rzeszowskiem. Opowiedział mi bardzo dużo ciekawych historii stamtąd. Na przykład to, że istniały tam obok siebie wioski polskie i wioski ukraińskie. I zwyczajem było, że dziewczyny z wioski ukraińskiej wychodziły za mąż za Polaków ze wsi polskiej. I na odwrót: Polki wychodziły za Ukraińców. Nie było konfliktów religijnych, rodziny były dwujęzyczne, a krewnych miały po obu stronach. Taka mieszanina była w Galicji powszechna. Przekonać tych ludzi, że należą do narodu polskiego, a nie ukraińskiego i Ukraińców powinni nie lubić i na odwrót, to było dla polityków duże wyzwanie. Na przykład w okresie międzywojennym władze polskie przeprowadzały szeroką akcję polonizacji Ukraińców. Polonizowali się też Żydzi, a drogą do tego było przyjęcie katolicyzmu. Notabene, dla hitlerowców nie miało to żadnego znaczenia. Podczas okupacji w niektórych gettach były całe kwartały katolickie. Polonizowali się również napływający do Galicji Niemcy. Znamy przecież wiele przykładów wybitnych Polaków o niemieckich nazwiskach. Józef Dietl, prezydent Krakowa, na początku nie mówił ani słowa po polsku. Wincenty Pol, poeta, pochodził z rodziny niemieckiej. Estreicherowie to austriacka rodzina. Galicja miała to do siebie, że wszyscy mieszali się ze wszystkimi. Taką wizję wielonarodowościowego państwa mieli zresztą Habsburgowie i ją realizowali.
A który z mitów o Galicji uważa pan za szczególnie rozpowszechniony i zakorzeniony w społecznej świadomości? Czy ten o szczęśliwej krainie, w której wszyscy żyli w zgodzie i symbiozie?
Galicja jako raj utracony - ten mit funkcjonuje wśród Żydów i w dużej mierze także wśród Polaków. No cóż, dla polskiej arystokracji Galicja rzeczywiście była rajem. Potoccy, Lubomirscy, Badeni i inni, oni pamiętają lata galicyjskie właśnie jako raj. Natomiast Ukraińcy bardzo rzadko mówią o Galicji jako raju. Mit drugi to bieda galicyjska - Galicja jako najuboższa kraina w całej Europie. I owszem, ten mit powstał nie bez pewnego uzasadnienia. Rzeczywiście zdarzało się, że najbiedniejsi galicyjscy chłopi głodowali i aby wyrwać się z tej biedy emigrowali całymi tysiącami. W latach przed I wojną światową imigracja chłopów i polskich, i ukraińskich z Galicji była ogromna. Chicago zbudowali wszak emigranci z Galicji, a zwłaszcza górale. Emigranci ukraińscy osiedlali się chętnie w Kanadzie. A zatem galicyjska bieda nie była fikcją, ale jej poziom został zdecydowanie przesadzony. Równolegle funkcjonowały i bieda, i całkiem dostanie życie. Zależy tylko u kogo i w którym momencie. Wreszcie trzeci mit i trzecia fałszywa wizja to Galicja - kraj konfliktów, nieustannych sporów i walk. Owszem, były bardzo ostre, nieraz i krwawe, walki i konflikty, ale one zdarzały się sporadycznie. To naprawdę nie był kraj, w którym wszyscy walczyli ze wszystkimi bez końca. Zdarzyła się oczywiście rabacja, podczas której chłopi w Galicji Zachodniej mordowali swoich panów i to tysiącami. Tyle że to nie była przecież norma. Tak samo z konfliktami polsko-ukraińskimi i ukraińsko-polskimi. One, owszem, były, ale raczej nie miały wielkiego natężenia. Istniał też antysemityzm, ale o wiele powszechniejsza była tolerancja, dobre współżycie i symbioza. A zatem w części mitów funkcjonujących o Galicji pewne realne problemy zostały mocno wyolbrzymione.
Pisze pan, że Galicja umierała dwa razy. Pierwsza śmierć nastąpiła wraz z upadkiem monarchii Habsburgów w 1918 r. Śmierć druga nastąpiła w okresie II wojny. To wtedy zniszczono społeczności, które tworzyły niegdyś społeczeństwo habsburskiej Galicji.
W 1918 r. miała miejsce polityczna śmierć Galicji. Wraz z upadkiem monarchii habsburskiej nastąpił koniec tego tworu i zjawiska, jakim była Galicja. Jednak społeczności, które tam żyły pozostały. Zmieniły się granice i przynależność polityczna, ale pozostały miejsca, ludzie, obyczaje. W takim więc sensie Galicja nadal żyła. Jej druga śmierć nastąpiła podczas II wojny światowej, w latach 1939-1945 czy nawet 1947 Wtedy doszło do fizycznego zniszczenia społeczności dawnej Galicji. Złożyły się na to ludobójstwa (liczba mnoga jest zamierzona), podział nowymi granicami, wysiedlenia. I to był rzeczywisty koniec. Moja książka nie kończy się w 1918 r., tylko ma duży rozdział o okresie międzywojennym, a potem o II wojnie światowej. Teraz kraina ta stoi przed trzecią śmiercią - zapomnieniem. Historyk ma obowiązek przypominać dzieje tego kraju. Kraju, który miał bardzo dużo zalet. Miał też nieprzyjemne czy nawet tragiczne aspekty, ale przeważały strony pozytywne. Dlatego właśnie napisałem swoją historię Galicji.