Dawidowi Nie dawali szans na przeżycie. Minął rok, a on mówi już pierwsze słowa

Czytaj dalej
Fot. Fot. archiwum prywatne
Katarzyna Ponikowska

Dawidowi Nie dawali szans na przeżycie. Minął rok, a on mówi już pierwsze słowa

Katarzyna Ponikowska

Dokładnie rok temu 37-letni Dawid Sierka miał wypadek. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. Dzięki uporowi jego żony, Katarzyny stan mężczyzny się poprawia. Niestety, na rehabilitację potrzeba bardzo dużo pieniędzy.

- Nie zawsze go jeszcze rozumiem, ale wreszcie mam z nim jakiś kontakt - mówi ze łzami w oczach Katarzyna Sierka. W lutym tego roku Dawid po raz pierwszy od roku przyjechał do domu. Spędził z rodziną dwa tygodnie.

- Wstałam rano i powiedziałam do niego „cześć”. Odpowiedział „cześć”. Spytałam, co chce na śniadanie, powiedział jajecznicę. Z ilu jajek? Z trzech - relacjonuje wzruszona pani Katarzyna. - Kiedy przyjechał do domu, po raz pierwszy od roku widziałam na jego twarzy uśmiech. Czułam, że jest szczęśliwy, że wreszcie się odblokował - dodaje kobieta.

Najpierw tata, potem mąż

Katarzyna pamięta wszystko jak dziś. To był zwykły dzień - środa, 15 marca. Gotowała obiad. Syn Bartek miał niedługo wrócić ze szkoły. Ona i jej mąż mieli iść na godz. 14 do pracy. Ona pracuje w TRI Poland w Wolbromiu, on był brygadzistą w Glassolutions w Jaroszowcu.

Tego dnia Dawid pojechał wcześniej do mechanika. - Była już 12, a on nie wracał. Zaczęłam się niepokoić. Dzwoniłam, ale nie odbierał - wspomina kobieta.

Ok. 12.20 zadzwonił telefon. To był kuzyn. - Powiedział, że Dawid miał wypadek. Od razu wybiegłam z domu. Nie pytałam o nic więcej - mówi Katarzyna. Poprosiła sąsiada, żeby ją zawiózł. Wiedziała tylko, że do zdarzenia doszło na skrzyżowaniu drogi wojewódzkiej 791 z ul. Główną w Kwaśniowie, na tzw. Malince (droga znajduje się w pobliżu stawu o tej samej nazwie).

Kiedy przyjechała na miejsce, jej mąż był dalej w aucie. Strażacy pomagali mu się wydostać, odcinając dach samochodu. Pojazd był wbity w drzewo. Poodrywane kawałki blachy leżały dookoła.

- Widok był straszny. Myślałam tylko o tym, czy on żyje. Chciałam podbiec do auta, ale powstrzymali mnie policjanci. Rozpłakałam się! Byłam bezsilna, nie mogłam nic zrobić - opowiada drżącym głosem żona. - Całe życie stanęło mi wtedy przed oczami - dodaje.

Sportowcem już nie będzie, ale marzę, żeby był samodzielny, żeby odzyskał mowę i kontrolę nad swoim ciałem

Myślała o tym, że już kiedyś przecież przeżywała coś takiego. W wypadku samochodowym zginął jej ojciec. Doskonale pamiętała rozpacz, bezradność i poczucie niesprawiedliwości. Do tej pory nie pogodziła się do końca z tym, co się stało. Miała wtedy tylko 13 lat. Tyle co Bartek - syn jej i Dawida w chwili wypadku swojego ojca...

Nie dawali szans na przeżycie

Dawid jechał od strony Kwaśniowa w stronę Klucz. Na skrzyżowaniu nie zauważył jadącego z naprzeciwka auta. Uderzył w drzewo. Obróciło go o 90 stopni i jeszcze raz uderzył. Tym razem niestety lewą stroną. Tak mocno, że trzeba było potem użyć specjalistycznego sprzętu, żeby go wyciągnąć.

Wiadomo, że do mechanika dotarł. Zrobił też zakupy. Znaleziono je później w rozbitym aucie. Do tej pory jednak nie wiadomo, dlaczego jechał w kierunku Klucz. Powinien był już wracać w stronę domu. Możliwe, że zawrócił. Nikt nie wie, po co.

Dawida helikopterem przetransportowano do szpitala w Krakowie. - Tam usłyszałam, jak lekarka mówi do policjantów, że nie wiadomo, czy w ogóle przeżyje. Nogi się pode mną ugięły. To był straszny moment - mówi żona Dawida, która z trudem powstrzymuje łzy opowiadając o całym zdarzeniu. Diagnoza była porażająca: obrzęk narządów wewnętrznych, poważny uraz mózgu, liczne krwiaki, niedowład lewej strony ciała, strzaskana miednica. - Nie wiedziałam, co dalej. Pozostała mi wtedy tylko modlitwa - przyznaje nasza rozmówczyni.

Dawid przez tydzień był w śpiączce farmakologicznej. Kiedy go obudzili, Katarzyna po raz kolejny doznała szoku.

- Wiedziałam, że jego stan jest kiepski, ale nie sądziłam, że nie będę mieć z nim w ogóle kontaktu - przyznaje.

Po tygodniu trzeba było zabierać męża z oddziału intensywnej terapii. Co dalej? Katarzyna nie miała zielonego pojęcia.

Najważniejszy pierwszy rok

Od lekarzy dowiedziała się, że teraz najważniejsza będzie rehabilitacja męża, że najważniejszy jest pierwszy rok od wypadku. Tymczasem okazało się, że na rehabilitację ze środków Narodowego Funduszu Zdrowia trzeba czekać jakieś pięć lat.

- To jest ogromny ból, że całe życie się haruje, całe życie płaci się składki, a kiedy zdarza się sytuacja losowa, zostaje się z problemem samemu. Gdybym czekała na NFZ, gdybym zgodnie z sugestiami niektórych lekarzy umieściła męża w zakładzie opieki długoterminowej, Dawid pozostałby rośliną - Katarzynie drży głos, kiedy to mówi.

Nie mogła patrzeć, jak mąż leży w takim stanie. Nie wiedziała, co mąż czuje, co myśli. Był uwięziony w swoim ciele. Wtedy powiedziała: „Nie! Muszę zdobyć pieniądze, żeby coś zrobić.” Rozpoczęła się walka i poszukiwanie dla Dawida odpowiedniego miejsca.

Przełomem okazał się dzień 26 maja, kiedy Katarzyna znalazła w internecie Fundację Światło z Torunia. Natychmiast przewiozła tam męża.

- W Boże Ciało pojechałam go odwiedzić. I zauważyłam, że mąż reaguje na otoczenie. Nareszcie! Wtedy pojawiła się nadzieja - wspomina kobieta.

Dawid zrobił w fundacji ogromny progres. Dziś umie już sam jeść, myć zęby, mówić proste słowa. Zaczął wyrażać swoje potrzeby. Rodzina dowiedziała się wreszcie, że ją poznaje. To było ważne, szczególnie dla syna Bartka, który bardzo przeżywa stan ojca. Teraz się cieszy, że z tatą jest kontakt.

Rodzina potrzebuje pomocy

Przed wypadkiem Dawid był normalnym facetem. Lubił pooglądać skoki narciarskie, pograć z synem w piłkę, podłubać przy aucie. Uwielbiał rąbać drewno. Był otwarty, miał dobry kontakt z ludźmi. Często jeździli z rodziną na wycieczki, robili grilla w ogródku.

- Sportowcem już nie będzie, ale marzę, żeby był samodzielny, żeby odzyskał mowę i kontrolę nad swoim ciałem - mówi Katarzyna. - Brakuje mi jego obecności, dotyku, zwykłej rozmowy. Ze wszystkim muszę borykać się sama. Chciałabym móc poprosić go chociaż o radę...

Dlatego Katarzyna nie przerywa walki. 8 marca tego roku zawiozła męża do prywatnej kliniki w Siemianowicach Śląskich. Ma tam szanse na kolejne postępy, ale za 10 dni rehabilitacji trzeba zapłacić 3 900 zł. Dlatego rodzina potrzebuje pomocy. Można wpłacać pieniądze przez stronę: www. siepomaga.pl/dawid-s lub na konto Fundacji Kawałek Nieba: 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374, tytułem: „892 pomoc dla Dawida Sierki”.

Katarzyna Ponikowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.