17 listopada 1918 r. powstał rząd Jędrzeja Moraczewskiego. Władzę sprawował dwa miesiące. Jego dorobek jest gigantyczny. Rozmawiamy z prof. Czesławem Brzozą, historykiem.
- Od Józefa Piłsudskiego zależało, kto jesienią 1918 r. stanie na czele rządu?
- Oczywiście.
- Dlaczego chciał, by premierem został Ignacy Daszyński?
- Głównie z powodu sympatii do niego. Po prostu decydowała osobista znajomość i kumoterstwo, co było i jest rzeczą normalną. Szybko okazało się, że Daszyński budził opór całej prawicy. Dla niej uchodził za szefa rządu lubelskiego, który, jak mówiono, „chciał prowadzić Polskę spod znaku Orła Białego ku znakowi kura czerwonego”. Rozmowy endeków z Daszyńskim rozbijały się i o to, że on nie chciał dać im tek, które decydowałyby o kierunku rozwoju państwa.
- Jędrzej Moraczewski był członkiem rządu Daszyńskiego, ale został zaakceptowany jako premier przez prawicę.
- Tak, bo choć był socjalistą, członkiem rządu ludowego, to w oczach endeków nad Daszyńskim miał i taką przewagę, że pochodził i wychował się w Wielkopolsce, co z definicji dla prawicy było wielkim plusem. Uchodził też za polityka bardziej umiarkowanego. Ponadto, choć był ministrem w lubelskim gabinecie Daszyńskiego, to pozostał w Krakowie, gdzie miał za zadanie pozyskać dla rządu przychylność Polskiej Komisji Likwidacyjnej. Pamiętnikarze złośliwie piszą, że najchętniej wówczas dałby się aresztować, by mieć święty spokój.
- Daszyński zrozumiał, że nie ma szans, by zostać premierem, i od razu ustąpił. Dwa miesiące później Moraczewski podał się do dymisji, widząc, że Ignacy Paderewski więcej dla państwa będzie mógł zrobić. Gdyby tak dzisiaj...
- Nie chcę oceniać współczesnej klasy politycznej. Dla ich poprzedników, wychowanych w walce o niepodległą Polskę, ta była rzeczywiście najważniejsza i najświętsza. Większość tamtych polityków to Europejczycy, świetnie wykształceni, znający po kilka języków krajów, w których studiowali, mieszkali, pracowali. Dodam, choć to odrębny temat, że do 1939 r. życie publiczne, w tym polityczne, II RP cechowało się tym, iż mieliśmy wielu intelektualistów wysokiej próby.
- Prawica do rządu Moraczewskiego nie weszła, a potem stale go atakowała.
- I to bezpardonowo. Dodam, że rząd atakowała nie tylko prawica, ale i skrajna lewica.
- Ale czy w czasie, gdy powstawała wolna Polska, rząd mógł być inny niż lewicowy?
- Nie mógł być inny. Ówczesna Polska leżała między Rosją rządzoną przez bolszewików a „czerwonymi” Niemcami. Na południu zaś były „czerwone” Węgry i takaż Austria. Miejsca na prawicowy gabinet w Polsce nie było. Rozumiał to Piłsudski, a Roman Dmowski przyznał mu rację. Mówił, że musimy się zachowywać jak zwierzę, które nie ma kłów i pazurów, wobec czego trzeba sprawiać wrażenie, iż się je ma. Miał świadomość, że gdyby jego formacja przejęła władzę, to Polska staraciłaby na tym.
- Rząd Moraczewskiego władzę sprawował niecałe dwa miesiące, ale tego okresu nie zmarnował.
- Jego dorobek jest absolutnie gigantyczny, mimo porażek i niepowodzeń. Zbudował podstawy ustrojowe i prawne państwa polskiego, coś w rodzaju prekonstytucji. Dał ordynację wyborczą, wtedy jedną z najbardziej demokratycznych. Miał sukcesy w rozładowywaniu dużych napięć społecznych. Wprowadził 8-godzinny dzień pracy, a w sobotę 6-godzinny i ubezpieczenie na wypadek choroby. Ustalił minimalne płace, przyznał solidne jednorazowe zapomogi robotnikom z zakładów państwowych (wynosiły 600 marek, a za 1 dolara płacono wtedy 8 marek). Powołał Inspekcję Pracy, wydał dekret o ochronie lokatorów, utrudniający eksmisję, zamroził czynsze na poziomie z 1914 r., co stanowiło dużą ulgę dla lokatorów. Podjął walkę z lichwą i spekulacją; z niezbyt dobrym skutkiem, bo z prawami rynku żaden gabinet nie wygra.
- Z 4 na 5 stycznia 1919 r. doszło do zamachu. Jego mózgiem był płk Marian Januszajtis, były dowódca I Brygady Legionów. Nie udał się, choć premier został zatrzymany.
- Zamachowcy osiągnęli swój cel, którym było doprowadzenie do upadku rządu Moraczewskiego. Dziwić może natomiast stanowisko Piłsudskiego. Nie wystąpił w obronie rządu, który sam powołał. Zamachowców potraktował niczym zbłąkane, niezbyt rozumne dzieci. Oficerowie biorący udział w zamachu na krótki czas trafili do więzienia. Cywile pozostali na wolności, bo dali słowo honoru, że stawią się na procesie. Amnestia wobec spiskowców sprawę zakończyła.
- Skąd wynikało takie zachowanie Piłsudskiego?
- Kierował się interesem państwa. Wiedział, że na konferencji w Paryżu państwo musi reprezentować Dmowski. Rozumiał, że endecy są to siłą, która najłatwiej może Polsce od Ententy załatwić pieniądze i broń. Zdawał sobie sprawę, że Paderewski jest tą osobą, którą zaakceptuje też lewica. Moraczewski podzielał tę argumentację.