Dobry wieczór. Tu mówi wasz pilot. Turbulencje poszły już o tej porze spać
Ma romantyczną duszę, urok i magnetyczny głos. Kapitan Antoni Powalski na odrzutowcach lata nieprzerwanie od 43 lat. Pasażerom opowiada lotnicze historie i recytuje poezję.
Gdzieś wśród obłoków, na wysokości kilkunastu tysięcy kilometrów z głośnika popłynął ciepły, głęboki, męski głos: Dobry wieczór państwu, mówi kapitan. Lubię takie wieczorne loty, loty spokojne, jak dzisiejszy, bo wieczór to pora romantyczna, którą powinno się zapewne spędzać w inny sposób... Tak czy owak, nie ma turbulencji, bo o tej porze poszły już spać, a my możemy w naszym wygodnym Embraerze, przypatrywać się światu. Warto może odłożyć na bok laptopa, popatrzeć przez okno i pomyśleć o naszych bliskich, przyjaciołach, którzy gdzieś tam na nas czekają.
Opowiem o sobie
Mamy jeszcze trochę czasu do lądowania, więc opowiem państwu o sobie. Nazywam się Antoni Powalski. Pochodzę z małej wsi, pomiędzy Łukowem a Stoczkiem Łukowskim, tym o którym pisali: „grzmią pod Stoczkiem armaty...”. Przyszedłem na świat w rodzinie chrześcijańskiej, o tradycjach patriotycznych. Obaj moi dziadkowie walczyli w obronie ojczyzny - dziadek Szczepan pod Dowborem, a dziadek Józef przeciwko Niemcom. Po wojnie szczęśliwie wrócili i dzięki temu w następnym pokoleniu, w roku 1952 urodziłem się ja. To był dobry rocznik.
Mam troje rodzeństwa: jednego brata i dwie siostry. Stanowiliśmy znaną rodzinę na Podlasiu. Mój ojciec też walczył o niepodległość, był porucznikiem Armii Krajowej. Mama przekazała mi tradycje teatralne, bo prowadziła teatr w dawnych czasach. Przecież nie oglądano wtedy telewizji, nie było radia, więc młodzież występowała na scenach, a ci którzy byli biegli w czytaniu starali się przekazać tę pasję innym.
Byłem żonaty, lecz niestety moja żona zmarła dwa lata temu zostawiając mnie i naszego syna, samych. W takich momentach człowiek przewartościowuje sobie pewne sprawy, to co jest w życiu ważne, a co mniej istotne. Dla mnie najważniejsza jest rodzina. Mam wspaniałą rodzinę: syna Pawła, z którego jestem bardzo dumny. Dał mi dwie śliczne wnuczki. Oliwia jest niezwykła, inteligentna, wrażliwa. Druga, Lena, kompletne inna niż siostra, równie wspaniała, o niezwykłej urodzie.
A trzy miesiące temu urodził się Mikołaj, następca.
Moja synowa, Aleksandra jest bohaterką. Urodzić troje dzieci to prawdziwe bohaterstwo.
Przygoda z lataniem
Drodzy państwo, jeśli jeszcze mnie słuchacie, opowiem wam jak zaczęła się moja przygoda z lataniem. A musicie wiedzieć, że jestem najstarszym pilotem w Polsce latającym na samolotach odrzutowych. Latam nieprzerwanie już 43 lata.
Dzieciństwo spędziłem obok poligonu lotniczego, często obserwowałem przecinające niebo samoloty - i tak to się zaczęło
Otóż, jak wiadomo, w życiu każdego mężczyzny bardzo ważną rolę odgrywają kobiety. No i pojawiła się kiedyś w szkole średniej dziewczyna, która jednak wcale mnie nie chciała, bo jak wszystkie jej koleżanki kochała się w gitarzyście. Gdy rozstawaliśmy się w klasie maturalnej, każde idąc w swoją stronę, powiedziałem jej: „Wiesz, ty mnie nie chciałaś i ja z tej rozpaczy zostanę chyba księdzem. Albo pilotem”. Odpowiedziała: „Lepiej idź na pilota”. No i poszedłem!
Ale mówiąc poważnie, to miałem przyzwoite korzenie lotnicze. Brat mojej babci, porucznik Franciszek Wojnarowicz, był absolwentem sławnej 6 Promocji Dęblińskiej Szkoły Orląt. Tej samej, z której wychodzili tacy wielcy lotnicy jak Witold Urbanowicz, dowódca Dywizjonu 303 i wielu innych sławnych pilotów.
Jest jeszcze kilka innych znaczących epizodów. Otóż z niemowlęctwa pamiętam samolot wiszący nad moim łóżeczkiem, który zawiesiła tam moja matka chrzestna.
Dzieciństwo spędziłem obok poligonu lotniczego, często obserwowałem przecinające niebo samoloty - i tak to się zaczęło.
Choć nie zawsze chciałem być pilotem. Na początku marzyłem, by zostać nauczycielem. Myślałem, że zawód nauczyciela to coś niezwykłego. Dopiero na III roku stwierdziłem, że latanie to coś co wciąga mnie najbardziej i tego właśnie pragnę w życiu.
Najpiękniejsze w lotnictwie jest chyba to, że wystarczy kilka chwil aby samolot unoszony jakąś niezwykłą, niewidzialną dla nas siłą wzniósł się na wysokość kilkunastu tysięcy metrów przenosząc nas w kompletnie inną rzeczywistość. Dopiero wtedy widzimy jaki świat jest piękny.
A marzenie o zawodzie nauczyciela spełniałem w nieco inny sposób: będąc instruktorem uczyłem latać młodych lotników, „wypuszczałem” ich do pierwszego samodzielnego lotu.
Dać pasażerom coś od siebie
Jeśli zastanawiacie się państwo dlaczego wam to wszystko opowiadam już spieszę z wyjaśnieniem. Otóż latając jako pasażer zauważyłem, że na te standardowe zapowiedzi nikt już nie zwraca uwagi. Dzisiejsi pasażerowie są zupełnie inni niż ci podróżujący 30 lat temu. Niekiedy mają oni większą wiedzę o lotnictwie niż my, piloci. Więc nie możemy mówić do nich w sposób standardowy podając tylko dane na temat wysokości lotu. Dzisiaj nikogo to nie zachwyci i nie przyciągnie, a my musimy zabiegać o pasażerów i dbać żeby konkurencja nam ich nie odebrała.
Zawsze pragnę dawać innym coś od siebie. Jestem lotnikiem od wielu lat i lotnictwo to nie tylko mój zawód - to moja wielka pasja i wielka miłość. Prawdziwa i nigdy nie zdradzona.
Ubolewam nad tym, że o lotnictwie mówi się tak mało. Pewnie państwo wiecie, kto jest patronem górników. I kierowców. To łatwe, wszyscy to wiedzą. A czy wiecie kto patronuje lotnikom? Opowiem wam legendę. Otóż piękna Blanka zakochała się w chłopcu. Ale ukochany zginął w katastrofie lotniczej. A ona przysięgła, że nikomu już serca nie odda. Najbliższy zakon był w Loreto i tam się nieszczęśna udała. Papież Franciszek XV uczynił ją patronką lotników. To moja romantyczna wersja, trochę inna niż ta oficjalna, kościelna.
Nie godzę się na to, aby całkiem zapominano o lotnikach. Dlaczego w trakcie rejsu opowiadam historie związane z lotnictwem. Tak by sprawić, że ktoś z państwa się tym zainteresuje, że uda mi się go natchnąć i będzie chciał zgłębiać tę wiedzę. W dobie internetu, gdy wszystko jest podane na tacy, to proste.
Bardzo lubię poezję. „Bierzmy każdy dzień z radością, czy to słońce, czy to deszcz. Dzielmy się naszą miłością, by nam nigdy nie zabrakło jej”.
Nie przywiązuję się do jednego wybranego poety, ale czytam. Z całą pewnością wracam od czasu do czasu do Adama Mickiewicza, do Juliusza Słowackiego. Zachwycają mnie czasami prości poeci, na przykład poetka z Podhala. Odnajduję też niekiedy elementy poezji w pieśniach disco polo!
Uwielbiam wiersze gdzie są ładne rymy, takie poruszające. Choć czasem lubię i te bez rymów, choćby słynny wiersz świętego Pawła Apostoła z Pierwszego Listu do Koryntian: „Gdybyś mówił językami aniołów, lecz miłości byś nie miał, stałbyś jako miedź brzęcząca i jako cymbał brzmiący” - słyszałem to wielokrotnie jako młody chłopiec, ale tego nie rozumiałem. Wydawało mi się, że jak nie będę miał miłości to będę cymbałem, a nie o to chodzi.
Szanowni państwo, proszę się nie obawiać. Mówię do was, gdyż sytuacja na pokładzie jest opanowana, samolot leci na właściwej wysokości.
Sam trochę tworzę: „Nie lękajmy się szarej jesieni. Zanim opadną liście złote, aby zamienić smutek na radość, wystarczy się przelecieć samolotem”.
Albo: „Życie lotnika to nie tylko starty i lądowania. To setki przygód, które w sercu zostają, by nie zaginąć. Życie lotnika to i muzyka i śpiew i taniec. Taki jedyny taniec z piękną dziewczyną”.
Zaginęła mi gdzieś ta pasja. I trochę nad tym ubolewam. Ale teraz już za późno na pisanie.
Jestem szczęściarzem
Szanowni państwo, proszę się nie obawiać. Mówię do was, gdyż sytuacja na pokładzie jest opanowana, samolot leci na właściwej wysokości. Pilotowanie i korespondencję przekazałem drugiemu pilotowi. On nie wsłuchuje się w moje przemówienia, ponieważ jest skoncentrowany na wymianie korespondencji z ziemią, na obserwacji przyrządów i sytuacji ruchowej.
Ale i ja nie tracę z pola widzenia przyrządów. Zawsze mówię z pamięci - nie czytam z kartki, nie odwracam uwagi w inną stronę.
Zbliżając się do końca kariery lotniczej mogę powiedzieć, że jestem szczęściarzem, wybrańcem losu. Udało mi się robić to, co lubię i jeszcze mi za to płacą.
Nie zmieniłbym tego zawodu na żaden inny, chociaż cenę za ten zawód płacimy wysoką. I nie jest tylko tak, że wszystko układa się pomyślnie. Są stresy z którymi musimy sobie radzić, są utrudnienia, loty nocne, są rozłąki z rodziną. I pewnego rodzaju oddziaływania środowiska niekorzystne dla człowieka, bo przecież jesteśmy stworzeni po to, żeby chodzić po ziemi.
A jednak warto.
Jest wiele osób, którym to zawdzięczam i nie jestem w stanie wszystkim podziękować, czasami nie mam możliwości, bo nie żyją.
Na pewno jestem wdzięczny moim rodzicom, że mnie wspierali i nie odwiedli od tego pomysłu chociaż na pewno się o mnie bali. Jestem wdzięczny moim instruktorom, którzy gdzieś zaszczepili tę pasję. Kiedy wydawało mi się, że latanie w wojsku jest zbyt trudne spotkałem człowieka, który pokazał mi, że tak można żyć.
Jestem wdzieczny mojej firmie, czyli Polskim Liniom Lotniczym LOT, za to, że mogłem spełnić swoje marzenie, zostać kapitanem, podróżować. Poznałem wiele niezwykłych, szlachetnych osób, które mi w życiu pomogły. I jestem szczęśliwy, że na koniec swojej kariery, mogę poprowadzić lotników w mundurach w polonezie na Balu Lotników.
Dziękuję Państwu za lot
Dobry wieczór państwu, tu znów kapitan. Niedługo będziemy schodzili do lądowania. Przylecimy o czasie, pogoda piękna, dwadzieścia dwa stopnie Celsjusza, wszyscy państwo, którzy udają się w dalszą podróż, dotrą na czas na swoje loty. A ci, którzy wracają do domu, wrócą tam punktualnie.
Czasem myślę o takiej starej cnocie, znanej już starożytnym. A także niektórym ludom pierwotnym. O cnocie wierności. Dziękuję, że państwo wybrali po raz kolejny linie LOT Polish Airlines że są państwo wierni tym liniom.
A skoro niebawem wylądujemy w Warszawie, na Mazowszu, to koniecznie Anna German:
„Być może, gdzie indziej są ziemie piękniejsze... i noce gwiaździstsze, i ranki jaśniejsze... być może, bujniejsza, zieleńsza jest zieleń... i ptaki w gałęziach śpiewają weselej... Być może, gdzie indziej... lecz sercu jest droższa... piosenka nad Wisłą i piasek Mazowsza”.
Dziękuję państwu.