Katarzyna Ponikowska

Dominik urodził się martwy. Jego rodzice uważają, że to wina lekarzy

Pani Katarzyna trafiła do olkuskiego szpitala w 29. tygodniu ciąży. Przekonuje, że choć w nocy czuła silne bóle, lekarz jej nie przebadał. Dziecko przyszło Fot. Katarzyna Ponikowska Pani Katarzyna trafiła do olkuskiego szpitala w 29. tygodniu ciąży. Przekonuje, że choć w nocy czuła silne bóle, lekarz jej nie przebadał. Dziecko przyszło na świat martwe
Katarzyna Ponikowska

Lekarz, który prowadził ciążę, jest oskarżony o fałszowanie dokumentacji z jej przebiegu. Prokuratury w Olkuszu i Sosnowcu badają, dlaczego doszło do tragedii w olkuskim szpitalu

Rodzice dziecka, które przyszło na świat nieżywe, nadal nie mogą pogodzić się z tą tragedią. Mimo iż od zdarzenia minęły już ponad dwa lata, sprawa nie została jeszcze do końca wyjaśniona. Na razie zarzuty o fałszowanie dokumentów usłyszał lekarz z Sosnowca, który prowadził ciążę, ale nie był przy porodzie. Prokuratura bada też, czy do śmierci dziecka nie przyczynił się personel z olkuskiego szpitala.

- Żona nadal nie potrafi o tym spokojnie opowiadać, bo wszystko przeżywa od nowa - mówi pan Damian (nazwisko do informacji redakcji).

Dziecko żyło do porodu

Rok 2014 zaczął się dla Damiana i Katarzyny bardzo szczęśliwie. Spodziewali się pierwszego dziecka - synka. Mieli mu dać na imię Dominik.

- Ciąża, według naszego lekarza z Sosnowca, przebiegała prawidłowo. Aż do 14 lipca, kiedy to wieczorem koło godz. 23 żona dostała silnych bólów brzucha - relacjonuje mężczyzna. Postanowili pojechać do szpitala w Olkuszu. - Nie mamy o tej placówce dobrej opinii i żona nie chciała tam rodzić, wybrała Sosnowiec, ale do Olkusza mieliśmy wtedy najbliżej - mówi pan Damian.

Kobieta została przebadana przez lekarza dyżurującegoi trafiła na oddział porodowy, gdzie podano jej leki. Została też poinformowana, że zostanie przewieziona do szpitala w Krakowie. - Od ok. godz. 2 cały czas odczuwałam bardziej lub mniej bolesne skurcze. Przez ten czas lekarz ani razu mnie już nie zbadał - wspomina pani Katarzyna. Ok. godz. 7 zaczął się poród.

- Dziecko żyło do tego momentu - podkreślają rodzice. Kobieta tłumaczy, że była w tym czasie monitorowana i słyszała bicie serca.

O godz. 7.30 kobieta urodziła. Niestety, chłopiec już nie żył.

- Dziecko zostało natychmiast zabrane. Poprosiłam jednak, żeby pokazano nam synka. Był cały siny, wyglądał jakby był uduszony.

Lekarz stwierdził, że nie był okręcony pępowiną. Wstępny protokół sekcyjny nie wykazał żadnych wad wrodzonych. Dziecko było duże jak na ten okres ciąży, miało 42 cm długości i ważyło 1550g. - Nie takie wcześniaki udaje się uratować... - mówi z bólem pani Katarzyna.

Rodzice Dominika obwiniają lekarzy. Uważają, że dopuścili się poważnych zaniedbań. - Lekarz, który był na dyżurze, kazał rodzić naturalnie, mimo że dziecko było wcześniakiem. To był 29 tydzień - zwraca uwagę pan Damian. - Poza tym żona chciała, żebym bym przy niej podczas porodu, niestety nie zostałem wpuszczony na salę. A przecież miałem takie prawo - dodaje z żalem.

Zarzuty dla Krzysztofa G.

Małżeństwo postanowiło powiadomić o zdarzeniu olkuską policję. - Gdy przyszliśmy do lekarza prowadzącego po dokumentację medyczną, ten początkowo nie chciał jej przekazać. Ostatecznie wydał nam ksero, a oryginał dopiero prokuraturze - mówi pani Katarzyna.

W dokumentacji kobieta znalazła informacje, których wcześniej nie było. - Dowiedziałam się na przykład z dokumentów, że ciąża była zagrożona, co nie miało w ogóle miejsca - mówi oburzona.

O fakcie fałszowania dokumentacji medycznej małżeństwo powiadomiło z kolei prokuraturę z Sosnowca. Po licznych przesłuchaniach i wydanych opiniach, biegli stwierdzili, że część informacji, którą pokrzywdzeni podważali, rzeczywiście została dopisana już po śmierci dziecka.

Postępowanie trwało od grudnia 2014 r. do lipca 2016 r. - Konieczne było zasięgnięcie szeregu opinii medycznych, które potwierdziły, że dokumentacja była przerabiana - wyjaśnia prokurator rejonowy Zbigniew Pawlik z Prokuratury Sonowiec-Północ.

Lekarz Krzysztof G. usłyszał zarzut poświadczenia nieprawdy w dokumentacji. 25 lipca został wobec niego skierowany akt oskarżenia.

Jak się okazuje, to nie pierwsza taka sprawa z udziałem Krzysztofa G. 5 listopada 2012 r. usłyszał też zarzuty, że naraził rodzącą w Szpitalu Miejskim w Sosnowcu Ewelinę Bednarską i jej nienarodzone dziecko na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Nie zapoznał się z dokumentacją medyczną pacjentki, nie upewnił się, czy zapis KTG (monitorowanie czynności serca płodu) u rodzącej jest prawidłowy i nie ocenił sytuacji położniczej, opóźniając tym samym odebranie porodu metodą cesarskiego cięcia. Dziecko zmarło.

- Sprawa ciągle jest w toku - mówi Joanna Jagiełłowicz-Bąkiewicz, pełnomocnik państwa Bednarskich.

Próbowaliśmy skontaktować się z Krzysztofem G., dzwoniąc na numer komórkowy podany przez panią Katarzynę oraz na numery telefonów do jego gabinetów znalezione w internecie. Żadnego nie odbierał.

Siostra nie ma brata

Pierwsza rozprawa Krzysztofa G. w sprawie fałszowania dokumentów odbyła się 21 października 2016 r. Obrońca wniosła o umorzenie sprawy.

- Przed umorzeniem uratowało nas tylko to, że toczy się jednocześnie postępowanie w Olkuszu w sprawie o błąd medyczny i nieumyślne spowodowanie śmierci dziecka - zwraca uwagę pan Damian.

- Synek był cały siny, wyglądał jakby był uduszony - wspomina ze łzami w oczach matka

Olkuska prokuratura bada, czy zostały złamane procedury w szpitalu. - Biegli muszą się wypowiedzieć, co było przyczyną zgonu i czy ma on związek z postępowaniem lekarza - mówi Krystyna Durałek, prokurator rejonowy w Olkuszu.

Zwraca uwagę, że konieczne jest ustalenie, czy był to zgon dziecka nienarodzonego, czy uszkodzenie płodu. W tym drugim przypadku konsekwencje prawne są mniejsze. - Boję się, żeby ta sprawa nie została zamieciona pod dywan - nie ukrywa pan Damian.

Pełnomocnik pokrzywdzonych Marcin Marszołek zwraca uwagę, że prokuratura w Olkuszu musi zaczekać na prawidłową dokumentację. Bo skoro lekarz z Sosnowca sfałszował ją, to właśnie taka trafiła do prokuratury i zaciemnia sprawę. - Działanie lekarzy w tym przypadku, ich zaniechanie i niedbałość są przerażające - twierdzi pełnomocnik. - Takie sprawy są bardzo ciężkie, ale mamy duże szanse, żeby wygrać. Materiał dowodowy wskazuje na mataczenie - podkreśla.

Małżeństwo liczy na jak najszybsze zakończenie tej sprawy.

- Ciężko wracać myślami do tego dnia, który stał się najgorszym w naszym życiu - mówi Katarzyna. Dziś ma już z mężem roczną córeczkę. Tym razem urodziła w Katowicach. - Mogłaby mieć braciszka. Byłaby parka... - dodaje z żalem Damian.

Rozmowa z Martą Pióro, rzeczniczką Nowego Szpitala w Olkuszu

Dlaczego lekarze zadecydowali, żeby przewieźć pacjentkę do Krakowa? I dlaczego, skoro taka decyzja została podjęta, kobiety jednak do Krakowa nie przewieziono?

Nie możemy udzielić odpowiedzi na to pytanie, bowiem wymagałaby ona ujawnienia informacji chronionych pacjentki.

Lekarz kazał rodzić kobiecie naturalnie. Dlaczego? Położne mówiły o cesarskim cięciu.

Decyzję o tym, czy poród odbywa się siłami natury, czy przez cesarskie cięcie, podejmuje wyłącznie lekarz ginekolog na podstawie wiedzy, jaką posiada, i stanu, w jakim znajduje się pacjentka. W przypadku braku wskazań położniczych do cięcia cesarskiego, poród odbywa się siłami natury.

Dlaczego mąż pacjentki nie mógł być przy porodzie?

Kwestia ta jest przedmiotem prowadzonych wyjaśnień. Co do zasady, trzeba przy tym pamiętać, że obecność osoby bliskiej przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych może zostać wykluczona w przypadku istnienia prawdopodobieństwa wystąpienia zagrożenia epidemicznego lub ze względu na bezpieczeństwo zdrowotne pacjenta.

Czy szpital wyjaśniał tę sprawę z lekarzem dyżurującym wtedy na oddziale?

W każdym przypadku zgłaszania uwag co do postępowania personelu medycznego, w szczególności w sprawach z zakresu położnictwa, natychmiast wdrażamy wewnętrzne postępowanie wyjaśniające. Tak było również w tej sytuacji. Zebrano informacje od personelu. Przeanalizowaliśmy dokumentację medyczną. Zarząd szpitala, ze względu na skomplikowany charakter sprawy, wystąpił o opinię do wojewódzkiego konsultanta ds. ginekologii i położnictwa. Sprawę badał również Rzecznik Praw Pacjenta oraz NFZ. Nie stwierdzono, by prawa pacjentki zostały naruszone.

Czy zdaniem szpitala zawinił lekarz? A jeśli nie lekarz, to co się stało? Dlaczego dziecko urodziło się nieżywe?

Jest nam bardzo przykro z powodu tego zdarzenia i tragedii, jaką przeżywa pacjentka i jej rodzina. Bardzo państwu współczujemy. Zarząd spotykał się z pacjentką i jej mężem, przedstawił wszystkie ustalenia dotyczące przyczyn i przebiegu tego zdarzenia. Dla szpitala każde takie zdarzenie to dramat. Zależy nam na pełnym wyjaśnieniu tej sytuacji. Współpracujemy z każdą instytucją, która zajmuje się analizą tej sprawy.

Rozmawiała K. Ponikowska

Katarzyna Ponikowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.