Dowalić Wojtyle, obrzydzić Polskę
Jest to zjawisko o tyle dziwne, że po pierwsze chodzi o przypadki, które miały miejsce poza granicami Polski, a po drugie media, na przykład anglosaskie, tym tematem się nie zajmują. Najwyraźniej nad Wisłą eksperci posiadają szerszą wiedzę na temat tego, co działo się na przykład w Stanach Zjednoczonych.
Mimo że w USA katolicy stanowią zaledwie około 22% ludności, dziennikarze zdają sobie sprawę z tego, iż naczelnym zadaniem papieża jest troska o sprawy doktrynalne. Nie od parady mówi się, że spełnia on rolę najwyższego nauczyciela w Kościele. W tym zakresie Jan Paweł II miał wybitne zasługi. Encykliki, listy pasterskie i wiele innych jego wypowiedzi zdumiewa głębią myśli i jest zaczynem licznej i płodnej refleksji teologicznej i filozoficznej. Z tego powodu jego następca, Niemiec, także wielki filozof i teolog, Benedykt XVI zawsze wyrażał się o Karolu Wojtyle z największym podziwem i szacunkiem. Takie świadectwo w zachodnim świecie nie przechodzą bez echa.
Jan Paweł II rozszerzał wiarę na całym globie nie tylko publikując dokumenty tyczące się doktryny, ale odbył ponad 100 pielgrzymek do niemal każdego kraju. Ten jego niestrudzony wysiłek, szczególnie szukanie wspólnego języka z innymi wyznaniami, przysporzyło mu powszechnego uznania. Przydomek Wielki nie został ukuty w Polsce, określenie „the Great” słyszałem za oceanem nazajutrz po jego śmierci. Podobnie to nie nieprzebrane rzesze polskich „moherów” skandowało podczas jego pogrzebu „santo subito”, ale pielgrzymi z całego świata.
Najmniejsze państwo
Papież jest głową Kościoła katolickiego. Jeśli spojrzeć na Kościół z punktu widzenia instytucjonalnego, to jest to ogromna organizacja. W jej skład wchodzą 24 Kościoły (Rzymski i 23 Kościoły Wschodnie będące w jedności z Rzymem). Z kolei te naczelne instytucje dzielą się na około 3 tysiące „spółek-córek”, czyli diecezji, eparchii i innych równorzędnych im jednostek (na przykład ordynariatów personalnych i opactw terytorialnych), rozsianych po całym świecie. Z kolei te spółki córki dzielą się na ponad 220 tysięcy parafii, w których zrzeszonych jest dobrze ponad 1,3 miliarda wiernych. Na całym świecie jest ponad 5 tysięcy biskupów i 220 tysięcy księży. Pomysł, że jeden człowiek miałby ogarnąć, co się dzieje w każdej diecezji, nie mówiąc o parafii, co robi każdy biskup, nie mówiąc o księdzu jest całkowitą niedorzecznością.
Z drugiej strony, pod względem zarówno powierzchni jak i zaludnienia Państwo Watykańskie jest najmniejszym suwerennym tworem. Cała administracja tego państwa-miasta liczy około 3 tysięcy pracowników włącznie z urzędnikami poczty i apteki. Watykan nie posiada instrumentów koniecznych do ścigania przestępstw, takich jak dobrze rozwinięta policja i prokuratura. Niemniej, sprawa ta jest bezprzedmiotowa, ponieważ zarzuty stawiane Janowi Pawłowi II dotyczą przestępstw dokonywanych w innych suwerennych krajach, w których Watykan nie posiada żadnych uprawnień śledczych.
Jedyną jednostką, która może informować o tym, co się dzieje w lokalnym Kościele, są nuncjatury, czyli ambasady Watykanu. Niemniej, podstawową funkcją przez nie spełnianą jest działalność dyplomatyczna. Każde państwo dbające o swą suwerenność nie życzy sobie, aby obcy wtrącali się w jego sprawy wewnętrzne, włącznie ze ściganiem przestępstw.
W istocie rzeczy, główną winę za skandale pedofilskie ponoszą władze państw, w których one miały miejsce. Niestety ochrona nieletnich szwankowała, o czym doskonale świadczy zasięg analogicznych skandali, które dotknęły innych instytucji. Rozmiar seksualnego wykorzystywania nieletnich, który miał miejsce w amerykańskim skautingu (odpowiednik polskiego harcerstwa) przyćmiewa to, co miało miejsce w tamtejszym Kościele. W lutym 2020 r. w obliczu prawie 100 tysięcy pozwów sądowych złożonych przez ofiary pedofilów, Boy Scouts of America ogłosiło niewypłacalność. Ofiarą księży-pedofilów padło kilkanaście tysięcy.
Ostatnio na jaw wyszły fakty nagminnego wykorzystywania nieletnich kobiet w organizacjach sportowych. Szerokim echem odbiły się przypadki, które miały miejsce w piłce nożnej, a wcześniej w gimnastyce. Te nadużycia występowały w trakcie ostatnich dekad, co potwierdza niewydolność organów ścigania. Zjawiska te miały miejsce, pomimo że o podejrzeniach informowała prasa, a w niektórych przypadkach ofiary składały skargi w FBI.
Przypadek McCarricka
Jednym z najgłośniejszych skandali, które miałyby świadczyć o obojętności polskiego papieża na sprawy przestępstw pedofilskich w Kościele, jest sprawa byłego kardynała Theodore McCarricka. Przypadek ten szczegółowo omawia specjalny raport opublikowany 10 XI 2020 r. przez watykański Sekretariat Stanu. Liczy on 449 stron (z 1410 przypisami) i można mieć obawy, że nie wszyscy rodzimi krytycy Jana Pawła II w pełni się z nim zapoznali.
W roku 1977 Theodore McCarrick został mianowany biskupem pomocniczym w archidiecezji w Nowym Jorku, w 1982 r. biskupem w pobliskim Metuchen, zaś w 1986 r. arcybiskupem w Newark. Przed wszystkimi nominacjami Watykan przeprowadził badania, czy spełnia on warunki i we wszystkich przypadkach osoby oceniające wyrażały się o nim w samych superlatywach.
Dopiero na początku lat 90. ubiegłego wieku ogólnikowe, anonimowe pogłoski na temat niemoralnego prowadzenia się byłego kardynała doszły do uszu między innymi kardynała Josepha O’Connora, który kilka lat wcześniej w liście wysłanym do Watykanu wyrażał się o McCarricku z najwyższym uznaniem. Ten wybitny amerykański duchowny, który w swej diecezji zdecydowanie walczył z wszelkimi nieprawościami, dzięki czemu liczba przypadków pedofilii w jego archidiecezji jest nieduża, w porozumieniu z nuncjuszem dokonał „sprawdzenia” tych donosów przed spodziewaną pielgrzymką Jana Pawła II do USA. Ten wysiłek nie przyniósł żadnych ujemnych wyników i kard. O’Connor stwierdził, że nie ma przeciwwskazań, jeśli chodzi o wizytę Jana Pawła II w arcybiskupstwie w Newark.
Archidiecezje w Nowym Jorku i w Newark sąsiadują przez rzekę Hudson, więc jeśli ktoś mógłby odkryć niecne zachowanie McCarricka, to właśnie taką osobą był kard. O’Connor. Na podstawie wspomnianego dokumentu Sekretariatu Stanu wiemy, że następca McCarricka w Metuchen, biskup Edward Hughes był informowany przez ofiary McCarricka o wypadkach molestowania, ale niestety, nie zrobił z tej wiedzy żadnego użytku.
Kolejnym milowym krokiem w karierze byłego kardynała było objęcie arcybiskupstwa w stolicy USA, Waszyngtonie. Ze względu na uprzednie pogłoski i ponowną interwencję kard. O’Connora, McCarrick został usunięty z listy kandydatów. Niemniej, ktoś musiał go o tym powiadomić i McCarrick napisał osobisty list do kard. Dziwisza, w którym kategorycznie zaprzeczył wszelkim oskarżeniom. Wypada dodać, że ustępujący arcybiskup Waszyngtonu, bardzo zasłużony kard. James Hickey, na wieść o kłopotach McCarricka wysłał list do nuncjusza, w którym stwierdził, że zna go od kilkudziesięciu lat, ma o nim jak najlepsze zdanie i widzi go jako znakomitego następcę. Kandydatura McCarricka została ponownie rozpatrzona i wobec braku jakichkolwiek dowodów winy został wybrany.
Nie ulega wątpliwości, że zarówno Watykan, jak i Jan Paweł II dokonali należytej staranności przy kolejnych decyzjach tyczących się McCarricka. Polscy oskarżyciele Jana Pawła II wymagają od niego, żeby posiadał głębszą wiedzę na temat McCarricka, niż mieli znakomici przedstawiciele amerykańskiego episkopatu, ludzie, którzy znali go wiele lat jak kardynałowie O’Connor i Hickey. Przypomnijmy, Watykan nie posiada wywiadu i policji i musi polegać na opinii innych biskupów.
Z tego powodu robienie z Karola Wojtyły osoby pobłażającej pedofilom w sutannach jest specjalnością czysto polską. Amerykańscy dziennikarze dobrze wiedzą, że McCarrick był cynicznym kłamcą, karierowiczem, który po trupach realizował swe zamierzenia. Jego haniebna działalność wyszła na jaw dopiero kilkanaście lat po śmierci Jana Pawła II.
Podobnie dowody przestępstw Marciala Maciela Degollado ujrzały światło dzienne dopiero po jego śmierci, gdy przestały płynąć pieniądze do jego utrzymanek i ofiar. Dogłębne śledztwo na temat sytuacji w założonym przez niego zgromadzeniu, Legionie Chrystusa, wykazało, że przytłaczająca większość księży prawidłowo wypełnia swe powołanie i Benedykt XVI go nie rozwiązał.
Wszechogarniający pesymizm
Jan Paweł II jest bez wątpienia najbardziej znanym Polakiem na świecie. Stąd ataki wymierzone w jego dobre imię nie przynoszą nam żadnych korzyści. Niemniej, kampania skierowana przeciw niemu nie jest chyba li tylko przejawem anty-katolicyzmu, ale świadczy o szerszym zjawisku, zamiłowania do krytykowania wszystkiego co polskie. Dobitnie świadczy o tym relacjonowanie kończących się właśnie mistrzostw świata w piłce nożnej.
Reprezentacja Polski odniosła największy od dziesięcioleci sukces, awansowała do najlepszej szesnastki światowego futbolu. Osiągnęliśmy więcej niż takie potęgi jak Niemcy i Belgia, nie wspominając o Włochach, którzy w ogóle do mistrzostw się nie zakwalifikowali. Zatem, jest powód do dumy i zadowolenia. Tymczasem media przedstawiły całą sprawę tak, jakbyśmy z kretesem się skompromitowali.
Owszem, styl, w jakim ten sukces został osiągnięty daleko odbiega od ideału, ale czy ocena byłaby odmienna, gdybyśmy tak jak Szwajcarzy grali otwarty futbol i dostali lanie 6:1. Czy wówczas ci sami sprawozdawcy pisaliby, że stworzyliśmy wielkie widowisko, w którym padło aż siedem bramek? Nie taki sam kubeł pomyj polałby się na głowy piłkarzy i trenera, bo w modzie jest wyśmiewanie rodzimych osiągnięć.
Szczytem wszystkiego było przytaczanie opinii francuskiej prasy na temat drużyny i osobiście Roberta Lewandowskiego przed meczem z Trójkolorowymi. Tak się złożyło, że mistrzostwa oglądałem częściowo w USA i częściowo w Polsce. W Stanach było nie do pomyślenia, żeby media przytaczały zagraniczne ujemne opinie na temat amerykańskiej drużyny. Amerykanie, tak jak Polacy, z trudem wyszli z grupy, ale tam nie było słychać utyskiwań, że zawodnicy grają mało ofensywnie i że przynoszą swemu krajowi ujmę.
Pisanie w kółko jak to w Polsce jest źle nie rozwiązuje żadnej z naszych bolączek. Więcej, jak mówią Amerykanie, stanowi samoziszczającą się przepowiednię. Wśród nieustającego narzekania i utyskiwania nic wielkiego nie powstanie. Jan Paweł II i w innym wymiarze Robert Lewandowski udowadniają, że sukces jest możliwy. Należy promować wiarę we własne siły, bo bez tego porażki będą nieuchronne.