Dr Piotr Dębicki ze szpitala zakaźnego w Gorzowie: - Może przechorowaliśmy koronawirusa wcześniej?
Czy w Lubuskiem mamy teraz mało przypadków koronawirusa, bo go… przechorowaliśmy? – W styczniu i w lutym dużo osób przechodziło jakieś ciągnące się infekcje – mówi doktor Piotr Dębicki, który kieruje szpitalem zakaźnym w Gorzowie.
- W Lubuskiem nie stwierdzono dotąd nawet stu przypadków koronawirusa. W szpitalu zakaźnym w Gorzowie było zaledwie dwóch hospitalizowanych pacjentów. Uważa pan, że przechorowaliśmy już tego wirusa?
- Wszyscy się zastanawiają, dlaczego w Lubuskiem tych pacjentów jest tak mało. Mieszkamy w rejonie przygranicznym, w Niemczech jest duża skala zachorowań, a bardzo dużo ludzi z Gorzowa i okolic oraz z pasa nadgranicznego pracuje lub pracowało za granicą. Statystycznie jest więc mało prawdopodobne, by tu prawie nikt nie chorował.
- Skąd ta teoria, że może już wirusa przechorowaliśmy?
- To nie są statystyczne dane, ale dało się zauważyć, że w styczniu, w lutym, dużo osób przechodziło jakieś ciągnące się infekcje. One niekoniecznie były nasilone, ale polegały na suchym uporczywym kaszlu, który potrafił trwać miesiąc, one polegały na jakichś stanach podgorączkowych. Jak rozmawiam z lekarzami rodzinnymi, to takich sytuacji w regionie było bardzo wiele. Pacjenci przychodzili i opowiadali, że są po jednym antybiotyku, po drugim, zastanawiają się nad trzecim i nie wiedzą, jak się wyleczyć.
Wśród mojego personelu medycznego jakieś dziwne infekcje w styczniu i w lutym to wszyscy przeszli.
Wtedy wydawało się, że właściwie nic wielkiego się nie dzieje, bo nie ma żadnych niewydolności oddechowych. Patrząc dzisiaj wstecz, można się zastanawiać, czy to nie było tak, że wirus już był w Niemczech, a ludzie przechodzili go stosunkowo łagodnie. W styczniu i w lutym było dosyć sporo takich przypadków. Możliwości oznaczania wirusa w Polsce są dopiero od końca lutego, a że wtedy testy były trudno dostępne, nawet nie było możliwości, żeby to sprawdzić. Wśród mojego personelu medycznego jakieś dziwne infekcje w styczniu i w lutym to wszyscy przeszli.
- Mówi pan: „dużo pacjentów”. Czyli ilu?
- Trudno powiedzieć. Człowiek tego nie liczy. Do gabinetu z podobnymi objawami przychodzi jedna, druga, trzecia osoba i dopiero później zaczyna się rozmawiać z innymi lekarzami, którzy zauważają to samo. Trudno też określić dane dotyczące zgonów. Jeśli ktoś w styczniu umarł z powodu niewydolności oddechowej, to jemu wpisywano, że umarł na niewydolność oddechową, a nie na Covid. Czy jednak rzeczywiście umarł na koronawirusa, dziś to jest niesprawdzalne.
- Jeśli więc przeszliśmy już koronawirusa, to mamy przeciwciała. Jesteście w stanie to sprawdzić u tych, którzy trafiają do was na oddział?
- To można zrobić, ale my się zajmujemy generalnie leczeniem. Poza tym w szpitalu pobieramy próbkę z nosogardzieli. Jeśli pacjent wyzdrowieje, to on tego materiału genetycznego już w niej nie ma. Pozostają mu jednak przeciwciała odpornościowe.
Przeciwciała można oznaczyć, tylko tego nie robimy. Nie zajmujemy się działalnością profilaktyczną i sprawdzaniem, czy ktoś coś przechorował czy nie. Jeśli ktoś, dla własnej ciekawości chce sprawdzić, czy przeszedł koronawirusa, może to zrobić w laboratoriach „na mieście”. Szpitalne laboratorium tego nie wykonuje.
- „Na mieście” to niektórzy mieszkańcy mówią, że w szpitalu zakaźnym to wiatr hula. Pacjentów tutaj wielu nie ma.
- Pacjenci, których tu przyjmujemy, zazwyczaj okazują się ujemni. Część, od których pobieramy wymaz do badań, od razu może iść do domu, bo jest w dobrym stanie. Takich pacjentów jest zdecydowana większość. Część zostaje jednak w szpitalu i gdy już mają ujemne wyniki, na drugi dzień wypisujemy. Do zeszłego tygodnia wymazy wysyłaliśmy głównie do sanepidu w Gorzowie i trochę do Poznania oraz innych współpracujących laboratoriów. Ten wynik przychodził maksymalnie w ciągu doby. W tej chwili od niedzieli dysponujemy możliwością wykonania testów genetycznych w laboratorium mikrobiologicznym. On jest wykonywany w ciągu godziny.
- Będą kolejne zmiany?
- W najbliższym tygodniu zostanie zamontowany tomograf komputerowy. Będziemy mogli na bieżąco zrobić tomografię płuc.
- Ile macie łóżek?
- W gotowości czeka 220 łóżek. Oddział mamy jednak przedzielony śluzą na dwie części. W większej, dla pacjentów podejrzewanych o koronawirusa, jest 200 łóżek, a w drugiej, dla osób z potwierdzeniem wirusa – 20 łóżek. Na tę drugą cześć żartobliwie mówimy „Wuhan”. Tam było dotychczas dwóch pacjentów.
Na drugą cześć oddziału żartobliwie mówimy „Wuhan”. Tam było dotychczas dwóch pacjentów
- U ilu osób, łącznie z tymi dwoma, stwierdzono wirusa.
- U sześciu czy siedmiu.
- A ile osób tu już łącznie przewinęło się przez szpital zakaźny?
- Łącznie „wymazanych” było około 1,5 tys. osób. Biorąc pod uwagę, że populacja w Gorzowie i okolicy to około 150 tys., to całkiem dużo. W ciągu dnia najwięcej było tu 50 osób, średnio jest około 30. Z tej grupy przyjmujemy niewielu, bo zazwyczaj są to pacjenci w stanie względnie dobrym. Jeśli ktoś ma jakąś gorączkę lub kaszel i trafi do nas, to tu nie ma administracyjnej bariery, żeby go przebadać.
Czytaj również:
Szpital w Gorzowie dostał kolejny sprzęt dla pacjentów z koronawirusem