Dramaty millenialsa. Zimowa burzka, czyli awantura o książkę
Przez internet przetoczyła się awantura o książkę, gwałtowna jak wiosenna burzka. Grzmiało tak, że na moment zagłuszyło taśmy prezesa i zrzutkę na ECS. W pewnym momencie powietrze naelektryzowało się do tego stopnia, że wydawnictwo podjęło decyzję o wycofaniu nakładu z księgarń. Jak się okazuje, książki wciąż potrafią ekscytować. Pod warunkiem, że traktują o seksie.
Poszło nie o temat, ale o jego ujęcie. „Za hajs matki baluj” to - jak informuje wydawca - „przewodnik dla lanserów bez obciachu i bez strachu”, z którego można było się dowiedzieć, co gdzie i z kim robić „żeby nie było siary”.
W publikacji czytaliśmy m.in., że trzeba działać szybko, bo „po trzydziestce włączy ci się poczucie obciachu i pozamiatane”, jeśli jesteś dziewczyną to „bez krępacji kuś, odsłaniaj brzuch, pokazuj cycki”, a jeśli jesteś facetem to „nie musisz rozumieć kobiet, wystarczy że je zaliczysz”.
Wydawnictwo Edipresee, po tym jak spłynęła na nie fala krytyki, tłumaczyło, że to „eksperyment”, złożony z autentycznych wpisów młodych ludzi, który jest próbą przeniesienia „współczesnej komunikacji elektronicznej w świat tradycyjny, by nie powiedzieć konserwatywny, za jaki uchodzi dzisiaj książka w tej grupie odbiorców”. Po czym wycofało publikację z realnego i wirtualnego świata.
A problem został. Ta książka nie napisała się w próżni, tylko w realnym świecie, w którym dorośli o seksie dyskutują rzadko (bo po co), a z dziećmi w ogóle ( bo jeszcze się zainteresują). Rozmawiać trudno, bo jak wynika z badań grupy „Ponton”, która zajmuje się edukacją seksualną, wiedzy - i to nie tylko dotyczącej fizjologii, ale też samego nazewnictwa - brakuje we wszystkich pokoleniach.
Jak mówił kiedyś prof. Izdebski, „Polakom najlepiej w seksie wychodzi opowiadanie dowcipów na ten temat”. Dzieciakom zostaje więc to, co wymyślą same. Kiedyś rozważano na podwórkach o tym, czy cola chroni przed ciążą i czy masturbacja powoduje ślepotę, teraz o to samo młodzi rozpytują siebie nawzajem w sieci.
I - jeśli cytaty z „Za hajs matki baluj” rzeczywiście są autentyczne, kiepsko im idzie z szukaniem odpowiedzi. Może więc - zamiast wierzyć, że wszystko „jakoś samo się ułoży” i zostawiać temat w rękach wydawców, polityków, internautów i speców od nauk przedmałżeńskich - wreszcie poważnie zastanowić się, jak powinna wyglądać edukacja seksualna. Być może wtedy doczekamy się wreszcie generacji, która o seksie i relacjach rozmawia nie tylko za pomocą memów i dowcipów.