Dwa ciosy. Za nieudane życie
Ojciec zwrócił synowi uwagę, że nie zgasił światła w swoim pokoju. Wtedy 21-latek sięgnął po nóż... Sąd Okręgowy w Krakowie skazał oskarżonego Arkadiusza K. z Kęt na trzy i pół roku więzienia
Arek kuchenny nóż ukrył w kieszeni bluzy. Ojciec spokojnie siedział na fotelu w przedpokoju na piętrze ich domu w Kętach i patrzył na syna, który stał tuż obok. Nagle rozległ się brzęk pękającej szyby w drzwiach balkonowych i chrzęst butów po szkle. Arek kątem oka ujrzał dwóch mundurowych, którzy weszli na schody wiodące na piętro. Dopiero wtedy zadał ojcu cios prosto w brzuch.
- Spanikowałem, bo obawiałem się, że pójdę do więzienia za udział we wcześniejszej bójce - powie potem na przesłuchaniu.
Trudne życie Arka
Rodzice musieli coraz więcej uwagi poświęcać dorastającemu synowi i byli przekonani, że źle się nim dzieje. W dalszej rodzinie był przypadek kuzyna chorego psychicznie, ale czyżby przytrafiło się to także Arkowi?
Podstawówkę i gimnazjum przeszedł jak inni, kłopoty zaczęły się w liceum. Dwa miesiące przed maturą zrezygnował ze szkoły i za żadne skarby już nie dał się namówić na przekroczenie jej murów. Skupił się na życiu wewnętrznym, swoich problemach i emocjach.
Nie poszedł w ślady starszego brata, który się wyprowadził i założył rodzinę. Pomagał za to przy opiece nad dwoma młodszymi braćmi, ale oni nie byli partnerami do rozmowy. Zaczął się zamykać, też dosłownie. Zamykał pokój na klucz i nikogo nie wpuszczał.
Rzadko wychodził z domu, tym bardziej, gdy okazało się, że z powodu braku funduszy nie może zrobić kursu na prawo jazdy. Żył swoim rytmem: spał w dzień, w nocy siedział przed komputerem, nawet po 12 godzin. Ludzie byli mu obojętni, rodzina także.
Nieufny i podejrzliwy
Niespodziewanie raz, drugi i trzeci zemdlał bez powodu i pogotowie zabrało go do szpitala. Wyniki badań nie były jednoznaczne.
Rodzice chcieli, by dodatkowo zbadali go psychiatrzy, ale on się na to nie zgadzał. Przestał uczestniczyć w rodzinnych posiłkach, bo był przekonany, że matka go podtruwa produktami z soi. Gdy brał od ludzi jedzenie, musiało być zapakowane. Jeśli było inaczej, czekał aż inna osoba pierwsza próbuje czy żywność nie jest zatruta.
Zrobił się bardziej podejrzliwy, nieufny wobec ludzi, agresywny. Wybuchy złości kierował pod adresem matki. Z ojcem nie miał dobrych relacji, bo Dariusz K. w przeszłości nadużywał alkoholu i wtedy był surowy wobec czterech synów. Uważał, że tylko wojskowy dryl nauczy ich rozmienia świata i dobrze przygotuje do życia. Złagodniał po zmianie pracy i przejściu na emeryturę, alkohol też odstawił, ale z Arkiem trudno mu się było dogadać.
Incydent ze światłem
Kłócili się o drobiazgi i podobnie było tamtej październikowej nocy. Wszedł do pokoju Arka i zwrócił mu uwagę, że jest północ, a światło pali się w pokoju, łazience i przedpokoju. Syn zauważył, że ojciec ma dłonie zaciśnięte w pięści i odebrał to jako dążenie do siłowej konfrontacji.
Zaczęła się szarpanina, Arek przewrócił ojca na łóżko i rozdarł mu koszulę. W drzwiach pojawiła się matka i zobaczyła walczących. Pobiegła na parter, by zadzwonić po pogotowie. W rozmowie telefonicznej z dyspozytorem twierdziła, że chodzi o chorobę psychiczną i „trzeba przyjechać z pasami”.
Arek zbiegł za nią, ale na jego widok matka uciekła z domu i potruchtała na komisariat. Złe emocje między ojcem i synem na moment opadły. Obaj chodzili po domu i wtedy Arek tak bez powodu wziął do ręki nóż. Wyrwał kabel telefonu stacjonarnego, gdy ojciec próbował z kimś porozmawiać i podał adres ich domu.
Czekali na rozwój wydarzeń i wyszli na piętro. Tam w przedpokoju ojciec usiadł w fotelu, a syn stanął nad nim. W pewnej chwili usłyszeli, że ktoś rozbił szybę i po schodach na górę zaczęli się wspinać dwaj policjanci. Wtedy Arek zadał ojcu cios nożem w brzuch, po chwili drugi. Na szczęście nie wbił ostrza do końca. Od razu się poddał na wezwanie mundurowych.
Dariusz K. trafił do szpitala, gdzie uratowano mu życia i zszyto głęboką, 12-centymetrową ranę. Ostrze uszkodziło wątrobę w dwóch miejscach.
Przeprosiny przyjęte
Arkadiusz K. został tymczasowo aresztowany i początkowo przyznał się do próby zabójstwa ojca, ale potem zaprzeczał zarzutom. Biegli nie mieli wątpliwości, że ciosy zadał mając ograniczoną poczytalność. To była ważna okoliczność łagodząca. Przeprosił ojca za swoje zachowanie, a Dariusz K. przyjął przeprosiny.
- Jako pokrzywdzony i ojciec Arka oświadczam, że nie żywię do syna żadnej urazy. Niniejsza sprawa jest dla naszej rodziny ogromną tragedią i wszyscy pragniemy jak najszybszego jego powrotu do domu. Nigdy nie przestałem kochać syna i dawno przebaczyłem mu jego zachowanie, za które zresztą go nie winię. Cała rodzina jest gotowa przyjąć oskarżonego z powrotem - napisał w liście do sądu. Jako osoba najbliższa dla oskarżonego odmówił składania zeznań.
Prowokacja rodziców
Podczas procesu Grażyna K. na swój sposób próbowała wybronić syna. Twierdziła, że szukała pomocy u wielu psychiatrów, by postawili synowi właściwą diagnozę. Zwłaszcza w sytuacji, gdy Arek nie chce się leczyć. Jeden z lekarzy, mówiła kobieta, doradził jej i mężowi, by doprowadzili syna do takiego stanu, który wymagałby u nich w domu wizyty specjalistów.
Dlatego matka przez miesiąc ograniczała wydatki syna, by go sprowokować do agresji. W tamtą noc się jej udało....
Z jej opowieści wynikało, że syn przyszedł do niej przed północą i poprosił o 30 zł. Odmówiła i tak pokierowała rozmową, by wywołać u Arka złość. Ta prowokacja, jak przekonywała, nie zakładała jednak użycia noża przez syna.
- Chcieliśmy, by pogotowie przyjechało i zabrało syna w pasach - nie kryła. Sąd nie uwierzył kobiecie, by jakiś lekarz udzielił jej takiej porady.
- To wymyślona wersja, by usprawiedliwić zachowanie dziecka, którego powrotu do domu matka oczekuje - stwierdził potem sąd w wyroku.
Wyrok za ciosy
Arkadiusz K. nie krył na sali rozpraw, że zranił ojca, gdy usłyszał dźwięk rozbijanej szyby i gdy ujrzał mundurowych.
- Bałem się więzienia za pobicie ojca i dlatego tak zareagowałem, że zadałem mu cios - tłumaczył niezbyt racjonalnie. W końcu za pobicie jest mniejsza kara niż za użycie noża. Żałował tego, co się stało.
- Biorąc do ręki nóż nie miałem zamiaru zabicia ojca - dodał. Prokuratura domagała się dla niego 8 lat więzienia.
Sąd zmienił kwalifikację czynu na ciężki uszczerbek na zdrowiu Dariusza K. i oskarżonemu wymierzył karę trzech i pół roku więzienia.
Zdaniem sądu zdarzenie było kulminacją frustracji i niemocy osoby ewidentnie nie radzącej sobie z życiem.
- Pozornie błahe spięcie z ojcem stanowiło w tej sytuacji jedynie katalizator agresji, która zakończyła się zadaniem pokrzywdzonemu ciosów. Te uderzenia nie były wyrazem wyrachowania Arkadiusza K., czy chęcią skrzywdzenia bliskiego mu człowieka, ale skutkiem skrajnych emocji - objaśniał sąd. Oskarżony, zdaniem sądu, w tamtym momencie po prostu widział w ojcu przyczynę swoich problemów życiowych. Ten wyrok jest prawomocny.