Dwa dni wolności w Krakowie. Wiosna Ludów pod Wawelem
25 marca 1848. Mieszkańcy Krakowa występują przeciwko władzy austriackiej. Następnego dnia wojsko bombarduje miasto. Ginie ponad 30 osób. Wiosna Ludów pod Wawelem dobiega końca.
Wiosną 1848 r. przez państwa Europy przetoczyła się fala wystąpień skierowanych przeciwko rządzącym. Od końca wojen napoleońskich i od Kongresu Wiedeńskiego, większością krajów kontynentu twardą ręką rządziły stare lub reaktywowane reżimy monarchistyczne.
Po okresie zamętu wywołanego przez rewolucję francuską, a następnie podboje i reformy wprowadzane przez Napoleona, zwycięskie mocarstwa - Wielka Brytania, Rosja, Austria i Prusy - przywróciły przedrewolucyjne porządki. W dodatku, niejako w reakcji na niedawny rewolucyjny ferment, społeczeństwom „przykręcono śrubę”, cofając reformy, centralizując władzę, ograniczając wolność słowa, wzmacniając cenzurę i nadzór policyjny.
Chleba i wolności
Taka polityka wywołała z czasem niezadowolenie części społeczeństwa. Mieszczanie, kupcy, rzemieślnicy i inteligenci zaczęli myśleć o prawach obywatelskich, jakie mogłyby im przysługiwać i wpływie na rządzenie państwem, jaki mogliby mieć.
Z kolei ci biedniejsi - chłopi i biedota miejska - domagali się poprawy swojego materialnego położenia. Niezadowolenie polityczne spotęgował bowiem kryzys ekonomiczny, jaki dotknął większość państw Europy Zachodniej, skutkujący biedą i bezrobociem. Na dojrzewający wybuch złożyły się dodatkowo kwestie narodowościowe: nacje pozbawione swoich państw - Włosi, Czesi, Węgrzy, Polacy - coraz głośniej żądali swobód narodowych.
Absolutystyczni monarchowie Francji, Niemiec czy Austrii byli głusi na wszystkie te postulaty. Napór społeczny był jednak zbyt silny i musiał znaleźć ujście. W lutym 1848 r. doszło do wybuchu. Najpierw we Francji, potem w krajach niemieckich, we Włoszech i w Austrii ludzie wyszli na ulice i czynnie zaczęli domagać się poprawy swojego losu, wolności i praw obywatelskich.
29 lutego 1848 r. do Wiednia doszły wiadomości o wybuchu rewolucji we Francji. Wywołały panikę giełdową i narastanie wrzenia wśród ludności. 3 marca na sejmie stanowym w Bratysławie węgierski polityk Lajos Kossuth zażądał wprowadzenia na Węgrzech rządów konstytucyjnych, a także nadania konstytucji wszystkim krajom władanym przez Habsburgów.
Sejm uchwalił adres do cesarza z powyższymi postulatami. 12 marca w Wiedniu rozpowszechniono przemówienie Kossutha, co wpłynęło na wzrost niepokojów. Na ulice wyszli studenci, do których wojsko otworzyło ogień. Doszło do zamieszek ulicznych i stawiania barykad.
By uspokoić nastroje cesarz Ferdynand I zdecydował się poświęcić swojego kanclerza - otoczonego powszechną niechęcią głównego realizatora reakcyjnej polityki, kanclerza Klemensa von Metternicha. Zdymisjonowany Metternich wyjechał z Wiednia. Cesarz zobowiązał się też do ogłoszenia konstytucji i wprowadzenia monarchii konstytucyjnej. Było to znaczące zwycięstwo sił rewolucyjnych.
Wiadomość o usunięciu Metternicha i cesarskich obietnicach wywołała w Krakowie prawdziwy entuzjazm. Mieszkańcy wyszli na ulice i zaczęli domagać się uwolnienia przetrzymywanych w miejscowych aresztach więźniów politycznych.
Reżim nie istnieje
Delegacja obywatelska udała się do austriackiego komisarza Wilhelma Deyma, prosząc o wypuszczenie ofiar systemu, który już wszak przestał istnieć. Deym po wahaniu wyraził zgodę i na wolność wyszło około 90 osób, co uczczono wielką patriotyczną demonstracją. 20 marca decyzję komisarza potwierdziła cesarska amnestia. Więźniów wypuszczono też z twierdz Kufstein i Spielberg. Zaczęli oni pociągami przyjeżdżać do Krakowa, gdzie witano ich serdecznie na dworcu.
17 marca zebrani na wiecu w Kolegium Nowodworskiego studenci wysunęli postulat sformowania w mieście Gwardii Narodowej. Spotkało się to z aprobatą, bo miejska formacja zbrojna mogła stać się gwarantem porządku i spokoju w ogarniętym rewolucyjną gorączką Krakowie. Zgodę na jej utworzenie musiały jednak wydać austriackie władze. Komisarz Deym bał się samemu podjąć taką decyzję i czekał na wskazówki z Wiednia, a w końcu marca w ogóle wyjechał z miasta. Zgoda jednak nadeszła i statut Gwardii ogłoszono 31 marca.
Mogli do niej należeć właściciele domów, przedsiębiorcy, kupcy, rzemieślnicy, urzędnicy i przedstawiciele wolnych zawodów. Formacja miała mieć sześć oddziałów: cztery mieszczańskie, jeden studencki i jeden żydowski. Uzbrojono ją wyłącznie w broń białą, a jej zadaniem miało być patrolowanie miasta i utrzymywanie w nim porządku.
Obok Gwardii powstał też Komitet Obywatelski, któremu powierzono pośredniczenie między mieszkańcami miasta a władzami. Na jego czele stanął sędzia sądu najwyższego z czasów Wolnego Miasta Krakowa Józef Krzyżanowski. Weszli do niego zaś m.in. członek Rządu Narodowego z 1846 r. ks. Jan Rozwadowski, profesor farmacji i medycyny sądowej na UJ Julian Sawiczewski, kupiec Jan Nepomucen Walter i - co było nowością - rabin Ber Meisels.
Emigranci to problemy
Na podgrzanie rewolucyjnej atmosfery w Krakowie wpłynęło przybycie do miasta na początku kwietnia kilkuset polskich emigrantów. Byli wśród nich działacze polityczni i uczestnicy powstania krakowskiego z 1846 r. 5 kwietnia w Kolegium Nowodworskiego odbył się duży wiec, na którym uchwalono, by do Komitetu Obywatelskiego włączyć przedstawicieli przybyszów, a następnie przekształcić go w Komitet Narodowy.
Do austriackiego starosty Wilhelma Kriega udała się delegacja z prośbą o zatwierdzenie uchwały. Krieg generalnie wyraził zgodę, ale przedstawił kilka warunków: Komitet miał obradować jawnie, a wszystkie swoje postanowienia natychmiast przedstawiać mu do wiadomości i do akceptacji rządu. Miał też dbać o spokój w mieście i nie dopuszczać do powstania niezgody między Polakami a Niemcami. Wreszcie na koniec Krieg nie zgodził się na włączenie do Komitetu emigrantów.
Z emigrantami był w Krakowie szerszy problem: większość z nich należała do Towarzystwa Demokratycznego i wyznawała radykalne jak na krajowe warunki poglądy. Nie podobało się to miejscowym działaczom, nastawionym bardziej zachowawczo i ostrożnie. Obawiali się oni, że emigranci (nazywani wersalczykami) doprowadzą do rewolucji społecznej i zbrojnego konfliktu z władzami austriackimi.
Coś było na rzeczy, bo wersalczycy mocno stawiali sprawę przeprowadzenia uwłaszczenia chłopów. Jeden z nich, Wiktor Heltman, napisał odezwę do ziemian, w której przekonywał do konieczności zrobienia tego kroku. Do dworów rozsyłano deklaracje, które właściciele mieli podpisywać, zobowiązując się w ten sposób do zniesienia pańszczyzny. Akt planowano symbolicznie ogłosić 3 maja 1848 r.
Ale i tym razem austriacka administracja zareagowała szybciej - gubernator Galicji hr. Franz Stadion, chcąc ubiec stronę polską, ogłosił na własną rękę 22 kwietnia, że od 15 maja pańszczyzna w Galicji zostaje zniesiona. Wiedeń zatwierdził tę decyzję, co ogłoszono formalnym patentem cesarskim. Lud otrzymał realny dowód opieki, jaką roztacza nad nim miłościwy cesarz.
Głos radykałów
Tymczasem nastroje w Krakowie radykalizowały się. W Komitecie Narodowym radykałowie rywalizowali z umiarkowanymi. Do miasta przyjeżdżali kolejni emigranci z Francji, którzy prowadzili rewolucyjną agitację. Rozwinęła się prasa, nieco mniej skrępowana wymogami cenzury, pojawiły się nowe tytuły i liczne pisma ulotne. Na ulicach i w rozmaitych lokalach urządzano wiece i spotkania, tworzyły się tzw. kluby, w których dyskutowano, snuto wizje rozwoju sytuacji i wzywano do czynu.
Zaostrzały się też relacje z administracją austriacką. Gdy wspomniany już starosta Krieg zabronił wyrabiania kos i pik dla Gwardii Narodowej, a także wpuszczania do miasta kolejnych emigrantów, doszło do demonstracji. 25 kwietnia tłum ruszył pod budynek starostwa, domagając się cofnięcia tych decyzji. Umiarkowani członkowie Komitetu Narodowego usiłowali powstrzymać ludzi, ale jak zawsze w takich sytuacjach chętniej słuchano głosu radykałów. Demonstranci zdemolowali biuro i zmusili Kriega do odwołania decyzji.
Członkowie komitetu osobiście obronili Kriega i oddali go pod opiekę wojska. Zaszokowany wypadkami starosta złożył urząd, przekazując władzę w ręce dowódcy garnizonu krakowskiego gen. Heinricha Castiglione.
Następnego dnia w mieście doszło do walk ulicznych. Gdy wojsko przystąpiło do rekwirowania broni wyrabianej dla Gwardii w kuźni Müllera na Stradomiu, zgromadzony koło warsztatu tłum zaatakował żołnierzy kamieniami. Ci oddali salwę, nikogo na szczęście nie raniąc. Po tym incydencie gen. Castiglione postanowił położyć kres chaosowi, bo z Wawelu wystrzeliły armaty, a do centrum ruszyły oddziały piechoty.
Radykalne środki
Na Rynku Głównym wojsko sformowało trzy kolumny. Jedna stała od Brackiej do Sukiennic i frontem skierowana była do Pałacu Pod Baranami. Druga stała od Szarej Kamienicy ku ul. Floriańskiej. Wreszcie trzecia zamknęła wylot ul. Grodzkiej. W reakcji na tę demonstrację mieszkańcy rozpoczęli budowę barykad u wylotu Floriańskiej, św. Jana i Mikołajskiej, a następnie podjęli walkę. Austriacy dwa razy atakowali barykady, ale zostali odparci. W strzelaninie ranny został gen. Castiglione, a wojsko wycofało się na Wawel.
Dowództwo postanowiło sięgnąć po radykalne środki: ogień otworzyła artyleria, która przez dwie godziny bombardowała miasto. Część mieszkańców schroniła się w piwnicach, inni starali się gasić pożary. Na szczęście spadł obfity deszcz, który zapobiegł rozprzestrzenieniu się ognia.
Chcąc położyć kres ostrzałowi, na Wawel udała się dwunastoosobowa delegacja komitetu. Tam zastępujący rannego Castiglione gen. Moltke podyktował jej twarde warunki: komitet miał zostać rozwiązany, gwardia oczyszczona z „niepewnych elementów” i zreorganizowana, barykady rozebrane, szkody wyrządzone skarbowi państwa naprawione. Gwardia i mieszkańcy mieli oddać broń, a emigranci opuścić miasto. W zamian za to władze obiecały amnestię dla uczestników wydarzeń z 25 i 26 kwietnia.
W Krakowie zapanowały rządy wojska. Ukrócono życie polityczne, zakazano zebrań i petycji, wprowadzono uciążliwe przepisy meldunkowe. „Tak zakończyły się w Krakowie dwa burzliwe dni poprzedzone kilkoma tygodniami marzeń o wolności. Kosztowały one Austriaków 8 zabitych i 50 rannych, liczba poległych w mieście wynosiła trzydzieści kilka osób.
Uroczysty pogrzeb ofiar bombardowania i walk ulicznych, który odbył się 29 kwietnia [na cmentarzu Rakowickim - przyp. PS], stał się podniosłą manifestacją patriotycznych uczuć wszystkich warstw i wyznań” - napisała znawczyni dziejów Krakowa prof. Janina Bieniarzówna.
Pomnik na grobie krakowskich ofiar Wiosny Ludów można było postawić dopiero 65 lat później, w 1913 r. Zwieńczył go Anioł Zemsty dłuta Konstantego Laszczki.